czwartek, 3 marca 2016

Rozdział XXVIII{Szklana trumna}

Stare mury zamku przeszył ciężki i złowróżbny dźwięk dzwonów, a połowa mieszkańców dworu otarła się o zawał serca. Pomywaczki wypuszczały z dłoni ścierki i przewracały wypełnione wodą wiadra, kucharki omal nie skróciły się nożem o palec, a rycerze zaciskali kurczowo dłonie na rękojeściach mieczy. W całym zamku rozłożyła się pajęczyna wystraszonych szeptów i pośpiesznych kroków.
Piegowata Pen była osobistą służką królowej Heleny, więc gdy w bladych godzinach świtu przyleciała do niej przyjaciółka, z przejęciem mówiąc, że ich pani została znaleziona martwa w łożu, omal nie osunęła się na nogach. Morderstwo? Spisek? Choroba? — przelatywało jej przez głowę. Dobrze, że przynajmniej nie kolejny pożar.  
Dziewczyna przyglądała się niepewnie, jak zamek ożywa kłębowiskiem hałasów, jak rycerze w zbrojach przebiegają przez piętra, jak służące lecą z kolejnymi plotkami. Każdy wydawał się pochłonięty jakimś wartościowym zadaniem, a ona? Ona mogła tylko stać i zastanawiać się, komu teraz będzie usługiwała, skoro jej królowa opuściła ten świat.
Naraz piegowata dziewczyna przypomniała sobie o królewnie Śnieżce i jej wiecznie zamkniętej komnacie. Królowa zakazała tam wchodzić, ale chyba królewna chciałaby wiedzieć, co się stało z jej macochą. Pen, zadowolona, że wreszcie może się na coś przydać, podwinęła szary materiał sukni służebnej i pobiegła.  
Przy drzwiach komnaty trochę się zaniepokoiła, że będą zamknięte, ale wystarczyło przekręcić srebrną gałkę, a pomieszczenie już stało otworem. Kotary były rozsunięte, a z wnęki pomiędzy nimi wlewała się jasna rzeka światła. Na łożu leżała śpiąca piękność — albo przynajmniej jej cień*. Włosy opływały jej twarz jak czarne jezioro, a w świetle dnia jej cera rzeczywiście wyglądała jak uszyta z płatków śniegu. Co dziwne, w komnacie nigdzie nie było Raula z Bukowego Dworu, a przecież wszyscy mówili, że nie zostawia królewny samej. Może poszedł dowiedzieć się, dlaczego biją dzwony.
W normalnych warunkach Pen nie śmiałaby budzić śpiącej pani, ale teraz była zbyt poruszona straszną wieścią, by odejść bez słowa. Dotknęła ramienia królewny i delikatnie nim potrząsnęła.
— Pani! Królewno Śnieżko, zbudź się, błagam!
Na wysłanej spokojem twarzy czarnowłosej nie drgnął najmniejszy mięsień. Pen przystawiła ucho nad nos śpiącej i zamarła, nie słysząc szelestu oddechu, nie czując na policzku najlżejszego obłoczku tchnienia. Teraz królewna wyglądała jak gnijący trup zawinięty w kremową pościel.   
Przerażona Pen czym prędzej wybiegła kogoś zawiadomić, zbyt przejęta, by zemdleć.

 

Zamroczony snem Raul w pierwszej chwili pomyślał, że płynący przez mury dźwięk jest rykiem smoka z opowieści. Dopiero gdy nadstawił ucha, zrozumiał, że to bicie dzwonów. Siedząc w celi, słyszał tylko drżący cień głębokiego odgłosu z góry, wystarczyło to jednak, by młodzieniec poczuł niepokój. Co niesie za sobą ten dźwięk? Czyją śmierć?
Przechadzający się za kratami strażnik oczywiście niczego nie usłyszał i Raul nie mógł liczyć, że przedyskutuje z nim sprawę alarmu. Jego cela zaś była bezokienna i niepomocna. Mógł tylko kręcić się nerwowo na słomie, oczekując, że wychwyci jakąś wskazówkę.  
Po jakimś czasie dźwięk umilkł albo przynajmniej tak szlachcicowi się wydawało. Pulsująca w uszach cisza nie okazała się ani o jotę milsza. Raul martwił się, że królowa włożyła na skronie koronę triumfu i ma zamiar przyjść do niego z wyciągniętą po serce ręką. Nie pozwolę na to — obiecał sobie nagle. Zmuszę strażnika, by się do mnie zbliżył, a potem nabiję się na jego miecz. Wiedźma nie dostanie składnika do jej cholernych czarów!
Naraz kamienny korytarz rozbrzmiał echem kroków. W pierwszej chwili młodzieniec pomyślał, że należą do tej życzliwej kucharki, której udało się wczoraj do niego przedrzeć i wraz z posiłkiem podarować okruch nadziei. Dźwięk kroków był jednak zbyt ciężki i liczebny, by mógł należeć do Nyn. Na oświetlonej ścianie zatańczyły niekształtne sylwetki, zwiastujące nadejście trzech osób.
Raul aż zerwał się z miejsca, w półmroku rozpoznając wysoką postać Eda, chłopięcą twarz Lawina i jasne włosy Nytena. Głuchy strażnik również zauważył intruzów i dobył miecza, wymachując nim ostrzegawczo.
Odpowiedział mu Ed, ściskając w dłoniach piękne ostrze zwieńczone złotą głową gryfa. Po chwili stal uderzyła o stal — był to najrozkoszniejszy dźwięk, tuż po śmiechu niewiasty. Raul obserwował uważnie tę walkę, taniec złocistego i szarego ostrza, ani na chwilę nie wątpiąc w zwycięstwo przyjaciela. Ed szkolił się w Bukowym Dworze i był równie dobrym wojownikiem co uwięziony towarzysz. Teraz sprawnie zadawał ciosy i z lekkością unikał miecza przeciwnika, choć był od niego o głowę wyższy. Po niedługiej wymianie pchnięć, głuchy strażnik wylądował na ziemi ze złością w oczach i ostrzem przy gardle.  
— Nie zabijaj go, on tylko wykonywał swój obowiązek! — przypomniał Lawin. Jego upór tym razem poruszył Raula.
— Nie zapomniałem o tym. — Ed uśmiechnął się drapieżnie, po czym solidnym zamachem buta zdzielił przeciwnika w twarz. Strażnik jęknął i osunął się na ziemię, bezwiednie zamykając powieki. Nyten doskoczył do niego i wymacał klucze za pasem. Po chwili metalowe kraty otworzyły się z niechętnym jękiem i Raul był wolny.  
— A już zaczynałem w was wątpić! — zawołał z figlarną nutą, przytulając po przyjacielsku Eda i klepiąc go z uznaniem po plecach. Ten włożył mu pomiędzy palce lśniący zwycięstwem Jęzor Gryfa.
— Tylko pożyczyłem.
— Ja myślę! — Raul pieszczotliwie przesunął palcem po łbie gryfa, jakby był on jego zwierzęcym pupilem. Następnie objął również uśmiechniętego Nytena, a na końcu uściskał młodszego brata. Jego widok przyniósł mu wielką ulgę. Cieszył się, że poddanie nie poszło na marne, cieszył się, że znów widzi twarze swoich najbliższych towarzyszy. Po chwili jednak zmarszczył brwi, przypominając sobie o świecie za chłodnymi murami lochów. — Wiedźma nic wam nie zrobiła?
— Próbowała — prychnął Ed.
— Użyła swoich czarów — uzupełnił Nyten, a jego niebieskie oczy zasnuł smutek. — Byliśmy jak we mgle, nie mogliśmy iść cię szukać, nie mogliśmy nawet myśleć
— Wydawało mi się, że jak tylko zamknąłem oczy, już nie mogłem ich otworzyć… — zwierzył się Lawin, spuszczając wzrok, jakby wstydził się swojej bezsilności. Doskonale go rozumiem. — Dopiero tego ranka coś się zmieniło. Odzyskaliśmy zmysły i popędziliśmy ci na ratunek.
Nagle cała ulga i lekkość w sercu Raula zamarzła jak za podmuchem zimy.
— Tego ranka zabiły dzwony…
Jego towarzysze wymienili niespokojne spojrzenia.
— Królowa została znaleziona martwa we własnym łożu — zaczął hardo Ed, ale jego uśmiech wydawał się blady jak kończący się dzień. — W całym zamku panuje zamęt, z którego skorzystaliśmy, by ominąć straże u wejścia do lochów. Nic jeszcze nie jest pewne, ale ludzie podejrzewają skrytobójcę lub truciznę. Jak dla mnie, to bez znaczenia. Ważne, że wiedźma wyzionęła ducha!  
Królowa jest martwa. Te trzy słowa były jak polanie czoła świętą wodą. Na ustach Raula już kiełkował pełen zadowolenia uśmiech, gdy przerwał mu smutny, zadziwiająco ciężki głos Eda:
— Przykro mi, Raul, to jeszcze nie koniec. — Spojrzał przyjacielowi w oczy. — Śnieżka również nie żyje. Ją także znaleziono na łożu we własnej komnacie, choć jej ciało nie nosiło żadnych śladów, żadnych ran… Podobno wyglądała, jakby po prostu zasnęła.
Raul miał wrażenie, że napił się z kielicha szczęścia, a teraz smak trunku gorzknieje w jego ustach. Przyjaciele patrzyli mu w oczy ze współczuciem, co tylko podsycało jego żal — wolałby teraz zostać sam; nie chciał, by towarzysze widzieli, jak twarz ich dowódcy blednie, a nogi drżą, usiłując utrzymać ciężar tracącego władzę ciała.
Starał się przywołać w myślach chwilę, w której widział Śnieżkę po raz ostatni — jak okryta jego płaszczem wchodziła do zamku, a on patrzył na nią przez delikatny deszcz płatków śniegu. Wyglądała krucho i mizernie, ale płonęło w niej życie. Była młoda i zdeterminowana. Białe kocię nabierające pazurków. Młodzieniec usilnie szukał w tej scenie jakiejś wskazówki, czegoś, co podważyłoby wieść o śmierci królewny. Przecież jedno z ramion wagi sprawiedliwości miało opaść, a drugie się wznieść, nigdy nie powinny się zrównoważyć...
— Muszę ją zobaczyć! — zdecydował, patrząc na twarze przyjaciół z gorzejącymi od żalu oczyma. — Zaprowadźcie mnie do niej, powiedźcie, że jestem jej narzeczonym!
Narzeczonym nieboszczki.
— Myślę, że chwilowo to niemożliwe, nawet dla ciebie — orzekł Nyten, wzdychając ciężko. — Do zamku przybywają coraz to nowsi medycy, by zbadać ciała.
— Nic nie znajdą, jeśli nie wezmą pod uwagę pieprzonych czarów! Skoro nie mogę jej zobaczyć, przemówię do ludzi! — oznajmił niespodziewanie Raul, pragnąc, by gniew i zemsta na chwilę załatały powstającą w nim dziurę. — Nie pozwolę, by obie umarły w ich pamięci tak samo! Każdy z was wie, że królowa nie zginęła jako ofiara. Świat musi dowiedzieć się o jej wiedźmowatym obliczu.  

 

Jej serce miało rytm dzwonów, a twarz barwę zsiadłego mleka.
Cała służba kuchenna stłoczyła się w jednym miejscu, by posłuchać wieści, które przyniósł ze sobą rozemocjonowany Pryszcz.  
— Obie padły jak muchy? — pierwszy komentarz poleciał ze strony Passy Bułeczki, która drapała się teraz po rzadkich włosach w akcie niedowierzania. Miotła i Rzepa zaczęły płakać w swoich ramionach. Pozostałe kucharki również wydawały się wstrząśnięte.
Słoneczko też chciała zadać jakieś pytanie, znaleźć słowa, które rozwieją tę makabryczną pomyłkę, ale nie potrafiła zdobyć się na otwarcie ust.
— No przecież mówię! — zniecierpliwił się Pryszcz, a potem podrapał w zamyśleniu krostę na nosie. — Królewna umarła we śnie zmożona szaleństwem, a dłoń królowej była sczerniała od trucizny…
Trucizna… To bardzo podstępne słowo, równie podstępne jak umieszczenie jej w błahym nożu. Jeszcze niedawno Nyn sądziła, że skoro królewnie udało się zadać cios i wsączyć jad w ciało wiedźmy, szala zwycięstwa będzie po jej stronie. Teraz jednak dławiący szloch w gardle podpowiadał dziewczynie, że popełniła błąd. Królowa jakimś cudem zdołała pozbawić Śnieżkę życia. Jej Śnieżkę, prawowitą władczynię Zielonych Krain! Czy to podstępne czary? To muszą być czary, prawda?!
Widziała przed oczami młodziutką twarz Śnieżki, płomyczki radości tańczące w jej oczach jakby odbicie słońca. Widziała też jej mizerniejszą wersję wśród pary ciepłej wody z bali, która z zapałem oznajmia, że zabije czarownicę. Widziała ich dłonie złączone w ulotnej chwili przekazania sztyletu.
— Nyn, słoneczko, co się dzieje? — Zatroskany głos ojca. Jego ciepłe ręce, łapiące jej osuwające się na ziemię ciało.
Ty nie wiesz, tatusiu.
— Powinnam jej powiedzieć, powinnam… i dopilnować, by to zrobiła… — wyjąkała Słoneczko przez łzy.
Nagle cała jej wiara w zwycięstwo dobra, w widzenie jasnych aspektów życia, w pogodę ducha zadrżała niespokojnie jak płomień tuż przed tym, jak owionie go podmuch.
Po raz pierwszy pojęła, że świat jest niesprawiedliwy.


— Zbierzcie ludzi z zamku, najwięcej, jak się da! — rozkazał Raul, stojąc na skąpanym chłodnym słońcu dziedzińcu. Strażnicy przy wrotach wydawali się z lekka zdezorientowani, czemu młodzieniec się nie dziwił. Z przetłuszczonymi włosami i gorliwym błyskiem w oku mógł wyglądać na szaleńca. Nie potrafił się jednak tym przejąć.
— Wybacz, panie… — zaczął jeden z mężczyzn, widocznie poznając w strojącym przed nim człowieku wybawiciela królewny z Bukowego Dworu. — Znamy twe zasługi, ale kim ty jesteś, by przemówić do tych ludzi w chwili żałoby?
Młodzieniec nie musiał zastanawiać się nad odpowiedzią.
— Jestem narzeczonym królewny Śnieżki i znam prawdę, której jej usta nie zdążyły wymówić — oznajmił, a coś w jego wzroku przekonało strażnika, by spełnił jego polecenie i zwołał wszystkie dusze, które spotkał na swej drodze.
Po kilku chwilach dziedziniec zaczął się zapełniać ludźmi. Jedni z zaciekawieniem wyginali szyje, inni wskazywali na Raula ze zdumieniem. Niektóre twarze nosiły na sobie nieme oskarżenie. Szlachcic dowiedział się od Eda, że ci wszyscy ludzie zostali ogłupieni przez kłamstwa wiedźmy i sądzą, że przez ostatnie dni trwał przy królewnie, a gdy została znaleziona martwa, jego tam nie było. Taki był plan — pojął zniesmaczony. Miałem wziąć na siebie winę śmierci Śnieżki. Ta świadomość podjudziła go do działania.
Raul stanął na schodach, by być lepiej widoczny dla oczu tłumu, które i tak już świdrowały go z uwagą. Miał świadomość, że nie wygląda najlepiej, dlatego starał się utrzymać dumną postawę ciała. Cieszył go też błyszczący Jęzor Gryfa u boku. Wśród mrowiska plam szukał wzrokiem jasnych włosów Nyn, ale kucharka albo nie przybyła na jego wezwanie, albo dobrze się ukrywała. Domyślał się, że wieść o śmierci umiłowanej dziewczyny mocno ją przejęła.  
Zbiorowisko zaczęło się niecierpliwić. Już czas.
— Cisza! — zawołał Raul, a usta tłumu zamilkły. Młodzieniec starał się mówić spokojnym, donośnym, niezachwianym głosem, tak jak uczyła go matka. — Jestem Raul z Bukowego Dworu. Narzeczony waszej królewny. I zebrałem was tutaj, byście usłyszeli prawdę!
I usłyszeli ją.
Raul zaczął swoją opowieść od momentu spotkania wynędzniałej Śnieżki nad strumykiem, a zakończył ją na chwili, w której towarzysze uwolnili go z lochu. Ludzie u jego stóp szemrali między sobą, ale nikt mu nie przerywał. Podczas przemowy wstąpił w niego silny, gorliwy duch, niczym płonący mu we wnętrzu płomień, nadając jego słowom moc. Wydawać by się mogło, że te wszystkie nauki matki i ćwiczenia na polu treningowym miały służyć właśnie tej chwili; miały spleść się w jedno właśnie teraz i wybuchnąć całą swą siłą za pomocą postaci rozżalonego młodzieńca.

 

Płomień bólu nieco schłodniał, gdy Raulowi udało się zostać ze Śnieżką sam na sam. Młodzieniec co prawda słyszał echo butów pilnujących rycerzy, widział ich cieniste sylwetki pomiędzy smukłymi filarami katedry, ale były one zbyt daleko, by mogły go niepokoić.
Rzędy pustych, drewnianych ław i migoczące po bokach świece spoglądały w tym samym kierunku, co szlachcic — na umieszczoną na podwyższeniu ołtarza trumnę. Jej szklane ściany pozwalały zobaczyć całą postać leżącej w środku dziewczyny. Zgodnie ze zwyczajem Zielonych Krain zmarły członek rodziny królewskiej zostawał ubierany w najpiękniejsze szaty, wykremowany specjalnymi ziołami spowalniającymi proces rozkładu i trzymany w przeźroczystej urnie przez trzy dni, podczas których mógł być podziwiany i żegnany przez poddanych. Po tym czasie jego zwłoki na zawsze znikały w fałdach ziemi.
Dzisiejszego wieczora wrota katedry były jeszcze zamknięte dla tłumu, dlatego we wnętrzu snuła się jedynie cisza i żałobne cienie, ale jutro trzeba będzie podwoić straże, by nikt nie zbezcześcił ciała królewny. Raul sam zamierzał doglądać żałobnych pochodów.  
Dziś się modlił.
Zatracony w czasie klęczał na zimniej posadzce i poruszał ustami — początkowo w słowach znanych mu modłów, potem zaś w prośbach. O duszę Śnieżki, a także i o siebie samego. Ból, gniew, zapał i wyrzuty sumienia powoli zamieniały się w pustkę, a to niepokoiło go jeszcze bardziej. Emocje potrafiły budować, obojętność zaś pchała jedynie w niebyt.
Po jakimś czasie żałobnik odczuł sztywność karku i suchość w ustach, co zmusiło go do powstania. Teraz znów widział królewnę w całej okazałości. Błękitną suknię okrywającą jej chude, zimne, powoli opętywane przez zgniliznę ciało; czarne włosy wyrównane na końcówkach i ułożone w fale; zacienione powieki, które już nigdy nie miały się rozewrzeć i uwolnić spod siebie tych gołębich oczu. Dziewczyna nie była teraz równie piękna i słodka jak w dniu balu, ale miała w sobie jakiś senny, hipnotyzujący urok, który kusił do siebie spojrzenie. A może to po prostu urok nieboszczki?
Wieko trumny chwilowo było otwarte, dlatego Raul mógł sięgnąć dłonią do środka i poprawić zbłąkane pasemko włosów, które wypadło z uczesania podczas przenoszenia szklanego przedmiotu do katedry. Pod palcami wyczuł miękki chłód, jakim obleczone były kości zmarłej.
— Najgorsze jest to, że nie znam prawdy, wiesz? — zagadnął cichym, zachrypniętym głosem. Nie wiedział, czy ma prawo do niej mówić, ale czuł w sobie pewną potrzebę, by obdarzyć Śnieżkę jeszcze jakimiś słowami. Pamiętał, że gdy zabrano go do niej po raz pierwszy, gdy spojrzał w martwe oblicze przyszłej żony, głos uwiązł mu w gardle. Nie wiedział, jak zareagować. Zainteresowanie walką mieczem oswoiło go z widokiem krwi i uchodzącego życia. Tym razem jednak było jak mówił Ed — żadnych ran, żadnych śladów. Wszystko jak sen. Albo magia.
Raul mógł jedynie podejrzewać, co zrobiła wiedźma. Każdy miał swoją teorię, ale najpowszechniejsza była taka, że królowa odprawiła jakiś upiorny rytuał, który wymagał jej krwi i ofiary z królewny, a także chłodnej, księżycowej nocy. To zabiło je obie o tej samej porze i we własnych łożach. Ale w jakim celu był ten rytuał odprawiony i czy się powiódł, tego nikt nie wiedział. I nikt się nigdy nie dowie, bo martwi nie potrafią udzielać wyjaśnień.
Teraz jednak przynajmniej nikt nie miał wątpliwości, że królowa Helena była zła, a wychodząc za króla Filipa, przywlekła z Czerwonych Krain swą zawiść i szaleństwo, którą wsączyła w obraz rodziny królewskiej. Oszołomieni ludzie pojęli, że obawy związane z zagraniczną panią nie były bezpodstawne, że jej ognisty kolor włosów i cała gama zalet były diabelską sztuczką. Mieszkająca w zamku służba nie zamierzała puścić tego płazem — już po chwili wszyscy zgodnym, głośnym tłumem ruszyli ku komnacie królowej i omal własnoręcznie jej nie rozszarpali. Dopiero Raul zapanował nad ich gniewem, każąc przywiązać zwłoki wiedźmy do pala na dziedzińcu i spalić je — tak jak nakazywała procedura postępowania z wiedźmami. Płomienie trawiące ciało kobiety, która odebrała mu królewnę, a także kilku jego dzielnych towarzyszy, płomienie wydzierające mięso z jej twarzy i zamieniające rude włosy w popiół, sprawiły mu mściwą radość. Tłum wiwatował w blasku ognia, od którego topił się świeżo spadły śnieg. Po chwili z Heleny z Czerwonych Krain pozostał tylko ciemny proch, który młodzieniec kazał wysłać do Karcianego Dworu w kraju, z którego przybyła — niech jej nikczemny cień raz na zawsze opuści Zielone Krainy.
— Ona odeszła i nikt już nie wspomni ciepło jej imienia — tłumaczył Śnieżce, półprzytomnym wzrokiem przesuwając po twarzy dziewczyny. — Może to pozwoli ci uzyskać pokój.
Śnieżka nie odpowiedziała. Oblicze królewny wydawało się wolne od smutku czy strachu, co pozwoliło Raulowi wierzyć, że nie odeszła w cierpieniach. Usiłował wyobrazić sobie, że ona wstaje, rozgląda się dookoła zagubionym wzrokiem, a potem podaje mu delikatną rękę i pozwala się zaprowadzić do domu. Nagle z piersi młodzieńca wyrwał się krótki, gorzki śmiech.   
— Miałaś być moją żoną. Moja matka chciała tego od bardzo dawna. Przygotowywała mnie, bym okazał się godny… Nie powiesz mi, że zawiodłem? Mąż powinien chronić swoją ukochaną. — Pochylił się nad trumną. — Miałem być twoim rycerzem, mieczem, przyjacielem…
Zacisnął bezsilnie ręce na chłodnej krawędzi szkła.
— To nie twoja wina — usłyszał czyjś znajomy głos. Dźwięk kroków narastał, a po chwili niepewna dłoń dotknęła jego ramienia. Raul jednak nie zamierzał się obracać, nie chcąc, by brat ujrzał łzy w jego oczach.
— Udzielasz mi rozgrzeszenia?  
Lawin westchnął cicho.
— Jeśli chcesz kogoś winić, wiń mnie. Gdybym nie dał się otumanić królowej, nie musiałbyś się poddawać i uratowałbyś królewnę, wiem to.
— Gdybanie nam nie pomoże.
— Raul, ja… Jesteś najdzielniejszym człowiekiem, jakiego znam — wyznał Lawin szczerym głosem podziwiającego chłopca. Spuszczony wzrok świadczył o jego zawstydzeniu, nie przestał jednak mówić: — Jestem dumny, że mam takiego brata. I myślę, że ona… że królewna Śnieżka też jest z ciebie dumna.
Śnieżka nie zaprzeczyła, a Raul poczuł, że wlewa się w niego jakaś ulga — że ten mały, głupiutki braciszek pomógł mu wydostać się ze studni pustki. Szybkim, nie do końca kontrolowanym ruchem szlachcic przyciągnął do piersi Lawina. Przez chwilę jeszcze obaj bez słowa wpatrywali się w migoczącą w półmroku trumnę.  



*Małe wyjaśnienie, jako że nie ma okazji, by pojawiło się ono w tekście: Śnieżka była więziona w podziemiach, a cała akcja z jej komnatą i pilnowaniem była tylko plotką królowej. Jednak gdy Śnieżka połknęła jabłko, Forwin przeniósł ją do jej łóżka, by spoczywała w odpowiedniejszym miejscu, a poddani nie mieli problemu z znalezieniem jej ciała.



Nie wiem, czy to tylko moje wrażenie, ale w ostatnim fragmencie jest coś mistycznego. Och, uwielbiam motyw szklanej trumny! Tutaj dużo było Raula; w następnym rozdziale ścieżki wszystkich postaci się zetną i czeka nas ostatni zwrot fabularny ^^

8 komentarzy:

  1. Och, jaki to smutny, a zarazem cudowny rozdział!
    Aż sama nie wiem, co napisać. Fakt, motyw szklanej trumny ma w sobie coś... mistycznego i dumnego. Bardzo się cieszę, że Raul wydostał się z tych lochów, i że opowiedział wszystkim prawdziwą historię Królewny Śnieżki. Mam tylko nadzieję, że nie zapomni jej pocałować, bo przecież to pocałunek prawdziwej miłości może ją uwolnić :D Ale też gdzieś w zakątkach mojej głowy czai się myśl, że to nie Raul powinien pocałować zaczarowaną królewnę... No, ciekawe, która wizja się sprawdzi :)
    Czekam na nastepny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo :*
      Raulowi udało się mniej więcej wyjaśnić poddanym, co tak naprawdę miało miejsce w królestwie, ale cała prawda należy do martwych(i śpiących). Pocałunek jest równie symboliczny co trumna, a w jakim wydaniu pojawi się tutaj... sami zobaczycie :D
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  2. Bardzo przejmujący, sugestywny rozdział. Postacią mającą bezwzględną władzę jest Śmierć. Przyznaję, iż od momentu, w którym przeczytałam książkę pana Markusa Zusaka „Złodziejka książek" żywię okazuje owemu zjawisku, pewne zrozumienie. Jakakolwiek okrutnie, by to nie zabrzmiało kres spotka każdą żywą istotę, więc należy po prostu się pogodzić z nieuchronnym. Szklana trumna ma w sobie coś mistycznego. Śmierć Pani z Czerwonych Krain budzi ulgę zmieszaną z nutką niepewności. Co do Śnieżki niewiedza, co tak naprawdę się stało buduje atmosferę tajemniczości. Jednakże zarazem nie odbiera nadziei. Raul właściwie do teraz nie zdobył mojej antypatii, ale na pewno współczucie. Zapewne w jego duszy szaleje burza sprzecznych uczuć. To nie łatwa sytuacja. Pięknie, oby do końca!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :)
      Racja, ciekawa uwaga. Zwłaszcza że akcja dzieje się w czasach średniowiecznych, a wtedy motyw śmierci był bardzo powszechny.
      Raulowi faktycznie nie jest łatwo. Okazuje się, że nie wszystkie walki można stoczyć na miecze.
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  3. Nie mogę uwierzyć, że zbliżamy się już ku końcowi, ja to mam wrażenie, jakbym to wczoraj zapoznawała się z historią Śnieżki :)
    Jestem ciekawa jak to się potoczy dalej. Czy dasz motyw pocałunku i Raul uwolni Śnieżkę z pogrążonego snu... Znając Cię, wiem, że może coś się zmienić i przedstawisz nam zupełnie inną wersję wydarzeń... Mam tu przeczucie, że wielką rolę też tutaj odegra nasz karzeł Gburek, który podąża z pomocą królowej.
    I Helena w końcu spłonęła na stosie i doszło do sprawiedliwości. Książe Raul podjął słuszną decyzję o wywiezieniu prochów Heleny z Zielonej Krainy. Czy jestem zadowolona z losu Królowej? Po części tak, lecz z drugiej strony bardzo mi jej żal, że musiała klątwę lustra odpokutować za błędy matki.
    Niecierpliwie czekam na dalszy ciąg dalszy i zapraszam także do siebie, jeśli masz ochotę :)

    Pozdrawiam serdecznie :*
    [written-heart]
    [kiedy-wzejdzie-slonce]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha cieszę się, że tak szybko wam to zleciało :)
      Kurczę, muszę się powstrzymywać, żeby niczego nie zdradzić. W każdym razie wydaje mi się... że tego się nie spodziewacie :P
      Dziękuję za opinię :)
      Postaram się zajrzeć do Ciebie ^^

      Usuń
  4. Kawał niezłego tekstu, bardzo miło się czytało :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy