Stare mury zamku przeszył ciężki i
złowróżbny dźwięk dzwonów, a połowa mieszkańców dworu otarła się o zawał serca.
Pomywaczki wypuszczały z dłoni ścierki i przewracały wypełnione wodą wiadra, kucharki
omal nie skróciły się nożem o palec, a rycerze zaciskali kurczowo dłonie na
rękojeściach mieczy. W całym zamku rozłożyła się pajęczyna wystraszonych
szeptów i pośpiesznych kroków.
Piegowata Pen była osobistą służką
królowej Heleny, więc gdy w bladych godzinach świtu przyleciała do niej
przyjaciółka, z przejęciem mówiąc, że ich pani została znaleziona martwa w
łożu, omal nie osunęła się na nogach. Morderstwo?
Spisek? Choroba? — przelatywało jej przez głowę. Dobrze, że przynajmniej nie kolejny pożar.
Dziewczyna przyglądała się niepewnie, jak zamek
ożywa kłębowiskiem hałasów, jak rycerze w zbrojach przebiegają przez piętra,
jak służące lecą z kolejnymi plotkami. Każdy wydawał się pochłonięty jakimś
wartościowym zadaniem, a ona? Ona mogła tylko stać i zastanawiać się, komu
teraz będzie usługiwała, skoro jej królowa opuściła ten świat.
Naraz piegowata dziewczyna przypomniała
sobie o królewnie Śnieżce i jej wiecznie zamkniętej komnacie. Królowa zakazała tam wchodzić, ale chyba
królewna chciałaby wiedzieć, co się stało z jej macochą. Pen, zadowolona,
że wreszcie może się na coś przydać, podwinęła szary materiał sukni służebnej i
pobiegła.
Przy drzwiach komnaty trochę się
zaniepokoiła, że będą zamknięte, ale wystarczyło przekręcić srebrną gałkę, a
pomieszczenie już stało otworem. Kotary były rozsunięte, a z wnęki pomiędzy
nimi wlewała się jasna rzeka światła. Na łożu leżała śpiąca piękność — albo
przynajmniej jej cień*. Włosy opływały jej twarz jak czarne jezioro, a w
świetle dnia jej cera rzeczywiście wyglądała jak uszyta z płatków śniegu. Co
dziwne, w komnacie nigdzie nie było Raula z Bukowego Dworu, a przecież wszyscy
mówili, że nie zostawia królewny samej. Może
poszedł dowiedzieć się, dlaczego biją dzwony.
W normalnych warunkach Pen nie śmiałaby
budzić śpiącej pani, ale teraz była zbyt poruszona straszną wieścią, by odejść
bez słowa. Dotknęła ramienia królewny i delikatnie nim potrząsnęła.
— Pani! Królewno Śnieżko, zbudź się, błagam!
Na wysłanej spokojem twarzy czarnowłosej
nie drgnął najmniejszy mięsień. Pen przystawiła ucho nad nos śpiącej i zamarła,
nie słysząc szelestu oddechu, nie czując na policzku najlżejszego obłoczku tchnienia.
Teraz królewna wyglądała jak gnijący trup zawinięty w kremową pościel.
Przerażona Pen czym prędzej wybiegła kogoś
zawiadomić, zbyt przejęta, by zemdleć.
Zamroczony snem Raul w pierwszej chwili pomyślał,
że płynący przez mury dźwięk jest rykiem smoka z opowieści. Dopiero gdy
nadstawił ucha, zrozumiał, że to bicie dzwonów. Siedząc w celi, słyszał tylko
drżący cień głębokiego odgłosu z góry, wystarczyło to jednak, by młodzieniec
poczuł niepokój. Co niesie za sobą ten
dźwięk? Czyją śmierć?
Przechadzający się za kratami strażnik
oczywiście niczego nie usłyszał i Raul nie mógł liczyć, że przedyskutuje z nim sprawę
alarmu. Jego cela zaś była bezokienna i niepomocna. Mógł tylko kręcić się
nerwowo na słomie, oczekując, że wychwyci jakąś wskazówkę.
Po jakimś czasie dźwięk umilkł albo
przynajmniej tak szlachcicowi się wydawało. Pulsująca w uszach cisza nie
okazała się ani o jotę milsza. Raul martwił się, że królowa włożyła na skronie
koronę triumfu i ma zamiar przyjść do niego z wyciągniętą po serce ręką. Nie pozwolę na to — obiecał sobie nagle.
Zmuszę strażnika, by się do mnie zbliżył,
a potem nabiję się na jego miecz. Wiedźma nie dostanie składnika do jej cholernych
czarów!
Naraz kamienny korytarz rozbrzmiał echem
kroków. W pierwszej chwili młodzieniec pomyślał, że należą do tej życzliwej
kucharki, której udało się wczoraj do niego przedrzeć i wraz z posiłkiem
podarować okruch nadziei. Dźwięk kroków był jednak zbyt ciężki i liczebny, by mógł
należeć do Nyn. Na oświetlonej ścianie zatańczyły niekształtne sylwetki,
zwiastujące nadejście trzech osób.
Raul aż zerwał się z miejsca, w półmroku
rozpoznając wysoką postać Eda, chłopięcą twarz Lawina i jasne włosy Nytena. Głuchy
strażnik również zauważył intruzów i dobył miecza, wymachując nim ostrzegawczo.
Odpowiedział mu Ed, ściskając w dłoniach
piękne ostrze zwieńczone złotą głową gryfa. Po chwili stal uderzyła o stal —
był to najrozkoszniejszy dźwięk, tuż po śmiechu niewiasty. Raul obserwował
uważnie tę walkę, taniec złocistego i szarego ostrza, ani na chwilę nie wątpiąc
w zwycięstwo przyjaciela. Ed szkolił się w Bukowym Dworze i był równie dobrym
wojownikiem co uwięziony towarzysz. Teraz sprawnie zadawał ciosy i z lekkością
unikał miecza przeciwnika, choć był od niego o głowę wyższy. Po niedługiej
wymianie pchnięć, głuchy strażnik wylądował na ziemi ze złością w oczach i
ostrzem przy gardle.
— Nie zabijaj go, on tylko wykonywał swój
obowiązek! — przypomniał Lawin. Jego upór tym razem poruszył Raula.
— Nie zapomniałem o tym. — Ed uśmiechnął
się drapieżnie, po czym solidnym zamachem buta zdzielił przeciwnika w twarz.
Strażnik jęknął i osunął się na ziemię, bezwiednie zamykając powieki. Nyten
doskoczył do niego i wymacał klucze za pasem. Po chwili metalowe kraty otworzyły
się z niechętnym jękiem i Raul był wolny.
— A już zaczynałem w was wątpić! — zawołał
z figlarną nutą, przytulając po przyjacielsku Eda i klepiąc go z uznaniem po
plecach. Ten włożył mu pomiędzy palce lśniący zwycięstwem Jęzor Gryfa.
— Tylko pożyczyłem.
— Ja myślę! — Raul pieszczotliwie przesunął
palcem po łbie gryfa, jakby był on jego zwierzęcym pupilem. Następnie objął
również uśmiechniętego Nytena, a na końcu uściskał młodszego brata. Jego widok przyniósł
mu wielką ulgę. Cieszył się, że poddanie nie poszło na marne, cieszył się, że
znów widzi twarze swoich najbliższych towarzyszy. Po chwili jednak zmarszczył
brwi, przypominając sobie o świecie za chłodnymi murami lochów. — Wiedźma nic
wam nie zrobiła?
— Próbowała — prychnął Ed.
— Użyła swoich czarów — uzupełnił Nyten, a
jego niebieskie oczy zasnuł smutek. — Byliśmy jak we mgle, nie mogliśmy iść cię
szukać, nie mogliśmy nawet myśleć
— Wydawało mi się, że jak tylko zamknąłem
oczy, już nie mogłem ich otworzyć… — zwierzył się Lawin, spuszczając wzrok,
jakby wstydził się swojej bezsilności. Doskonale
go rozumiem. — Dopiero tego ranka coś się zmieniło. Odzyskaliśmy zmysły i popędziliśmy
ci na ratunek.
Nagle cała ulga i lekkość w sercu Raula
zamarzła jak za podmuchem zimy.
— Tego ranka zabiły dzwony…
Jego towarzysze wymienili niespokojne spojrzenia.
— Królowa została znaleziona martwa we
własnym łożu — zaczął hardo Ed, ale jego uśmiech wydawał się blady jak kończący
się dzień. — W całym zamku panuje zamęt, z którego skorzystaliśmy, by ominąć
straże u wejścia do lochów. Nic jeszcze nie jest pewne, ale ludzie podejrzewają
skrytobójcę lub truciznę. Jak dla mnie, to bez znaczenia. Ważne, że wiedźma wyzionęła
ducha!
Królowa jest
martwa. Te trzy słowa były jak polanie czoła świętą wodą. Na ustach Raula już
kiełkował pełen zadowolenia uśmiech, gdy przerwał mu smutny, zadziwiająco
ciężki głos Eda:
— Przykro mi, Raul, to jeszcze nie koniec.
— Spojrzał przyjacielowi w oczy. — Śnieżka również nie żyje. Ją także znaleziono
na łożu we własnej komnacie, choć jej ciało nie nosiło żadnych śladów, żadnych
ran… Podobno wyglądała, jakby po prostu zasnęła.
Raul miał wrażenie, że napił się z
kielicha szczęścia, a teraz smak trunku gorzknieje w jego ustach. Przyjaciele
patrzyli mu w oczy ze współczuciem, co tylko podsycało jego żal — wolałby teraz
zostać sam; nie chciał, by towarzysze widzieli, jak twarz ich dowódcy blednie,
a nogi drżą, usiłując utrzymać ciężar tracącego władzę ciała.
Starał się przywołać w myślach chwilę, w
której widział Śnieżkę po raz ostatni — jak okryta jego płaszczem wchodziła do
zamku, a on patrzył na nią przez delikatny deszcz płatków śniegu. Wyglądała
krucho i mizernie, ale płonęło w niej życie. Była młoda i zdeterminowana. Białe
kocię nabierające pazurków. Młodzieniec usilnie szukał w tej scenie jakiejś
wskazówki, czegoś, co podważyłoby wieść o śmierci królewny. Przecież jedno z ramion wagi sprawiedliwości
miało opaść, a drugie się wznieść, nigdy nie powinny się zrównoważyć...
— Muszę ją zobaczyć! — zdecydował, patrząc
na twarze przyjaciół z gorzejącymi od żalu oczyma. — Zaprowadźcie mnie do niej,
powiedźcie, że jestem jej narzeczonym!
Narzeczonym nieboszczki.
— Myślę, że chwilowo to niemożliwe, nawet
dla ciebie — orzekł Nyten, wzdychając ciężko. — Do zamku przybywają coraz to
nowsi medycy, by zbadać ciała.
— Nic nie znajdą, jeśli nie wezmą pod
uwagę pieprzonych czarów! Skoro nie mogę jej zobaczyć, przemówię do ludzi! — oznajmił
niespodziewanie Raul, pragnąc, by gniew i zemsta na chwilę załatały powstającą w
nim dziurę. — Nie pozwolę, by obie umarły w ich pamięci tak samo! Każdy z was
wie, że królowa nie zginęła jako ofiara. Świat musi dowiedzieć się o jej wiedźmowatym
obliczu.
Jej serce miało rytm dzwonów, a twarz
barwę zsiadłego mleka.
Cała służba kuchenna stłoczyła się w
jednym miejscu, by posłuchać wieści, które przyniósł ze sobą rozemocjonowany Pryszcz.
— Obie padły jak muchy? — pierwszy
komentarz poleciał ze strony Passy Bułeczki, która drapała się teraz po
rzadkich włosach w akcie niedowierzania. Miotła i Rzepa zaczęły płakać w swoich
ramionach. Pozostałe kucharki również wydawały się wstrząśnięte.
Słoneczko też chciała zadać jakieś
pytanie, znaleźć słowa, które rozwieją tę makabryczną pomyłkę, ale nie
potrafiła zdobyć się na otwarcie ust.
— No przecież mówię! — zniecierpliwił się
Pryszcz, a potem podrapał w zamyśleniu krostę na nosie. — Królewna umarła we
śnie zmożona szaleństwem, a dłoń królowej była sczerniała od trucizny…
Trucizna… To bardzo
podstępne słowo, równie podstępne jak umieszczenie jej w błahym nożu. Jeszcze
niedawno Nyn sądziła, że skoro królewnie udało się zadać cios i wsączyć jad w
ciało wiedźmy, szala zwycięstwa będzie po jej stronie. Teraz jednak dławiący
szloch w gardle podpowiadał dziewczynie, że popełniła błąd. Królowa jakimś
cudem zdołała pozbawić Śnieżkę życia. Jej Śnieżkę, prawowitą władczynię
Zielonych Krain! Czy to podstępne czary?
To muszą być czary, prawda?!
Widziała przed oczami młodziutką twarz
Śnieżki, płomyczki radości tańczące w jej oczach jakby odbicie słońca. Widziała
też jej mizerniejszą wersję wśród pary ciepłej wody z bali, która z zapałem
oznajmia, że zabije czarownicę. Widziała ich dłonie złączone w ulotnej chwili
przekazania sztyletu.
— Nyn, słoneczko, co się dzieje? — Zatroskany
głos ojca. Jego ciepłe ręce, łapiące jej osuwające się na ziemię ciało.
Ty nie wiesz,
tatusiu.
— Powinnam jej powiedzieć, powinnam… i
dopilnować, by to zrobiła… — wyjąkała Słoneczko przez łzy.
Nagle cała jej wiara w zwycięstwo dobra, w
widzenie jasnych aspektów życia, w pogodę ducha zadrżała niespokojnie jak
płomień tuż przed tym, jak owionie go podmuch.
Po raz pierwszy pojęła, że świat jest
niesprawiedliwy.
— Zbierzcie ludzi z zamku, najwięcej, jak
się da! — rozkazał Raul, stojąc na skąpanym chłodnym słońcu dziedzińcu.
Strażnicy przy wrotach wydawali się z lekka zdezorientowani, czemu młodzieniec
się nie dziwił. Z przetłuszczonymi włosami i gorliwym błyskiem w oku mógł
wyglądać na szaleńca. Nie potrafił się jednak tym przejąć.
— Wybacz, panie… — zaczął jeden z
mężczyzn, widocznie poznając w strojącym przed nim człowieku wybawiciela
królewny z Bukowego Dworu. — Znamy twe zasługi, ale kim ty jesteś, by przemówić
do tych ludzi w chwili żałoby?
Młodzieniec nie musiał zastanawiać się nad
odpowiedzią.
— Jestem narzeczonym królewny Śnieżki i
znam prawdę, której jej usta nie zdążyły wymówić — oznajmił, a coś w jego
wzroku przekonało strażnika, by spełnił jego polecenie i zwołał wszystkie
dusze, które spotkał na swej drodze.
Po kilku chwilach dziedziniec zaczął się
zapełniać ludźmi. Jedni z zaciekawieniem wyginali szyje, inni wskazywali na
Raula ze zdumieniem. Niektóre twarze nosiły na sobie nieme oskarżenie. Szlachcic
dowiedział się od Eda, że ci wszyscy ludzie zostali ogłupieni przez kłamstwa
wiedźmy i sądzą, że przez ostatnie dni trwał przy królewnie, a gdy została
znaleziona martwa, jego tam nie było. Taki
był plan — pojął zniesmaczony. Miałem
wziąć na siebie winę śmierci Śnieżki. Ta świadomość podjudziła go do działania.
Raul stanął na schodach, by być lepiej
widoczny dla oczu tłumu, które i tak już świdrowały go z uwagą. Miał
świadomość, że nie wygląda najlepiej, dlatego starał się utrzymać dumną postawę
ciała. Cieszył go też błyszczący Jęzor Gryfa u boku. Wśród mrowiska plam szukał
wzrokiem jasnych włosów Nyn, ale kucharka albo nie przybyła na jego wezwanie,
albo dobrze się ukrywała. Domyślał się, że wieść o śmierci umiłowanej
dziewczyny mocno ją przejęła.
Zbiorowisko zaczęło się niecierpliwić. Już czas.
— Cisza! — zawołał Raul, a usta tłumu
zamilkły. Młodzieniec starał się mówić spokojnym, donośnym, niezachwianym
głosem, tak jak uczyła go matka. — Jestem Raul z Bukowego Dworu. Narzeczony
waszej królewny. I zebrałem was tutaj, byście usłyszeli prawdę!
I usłyszeli ją.
Raul zaczął swoją opowieść od momentu
spotkania wynędzniałej Śnieżki nad strumykiem, a zakończył ją na chwili, w
której towarzysze uwolnili go z lochu. Ludzie u jego stóp szemrali między sobą,
ale nikt mu nie przerywał. Podczas przemowy wstąpił w niego silny, gorliwy
duch, niczym płonący mu we wnętrzu płomień, nadając jego słowom moc. Wydawać by
się mogło, że te wszystkie nauki matki i ćwiczenia na polu treningowym miały
służyć właśnie tej chwili; miały spleść się w jedno właśnie teraz i wybuchnąć
całą swą siłą za pomocą postaci rozżalonego młodzieńca.
Płomień bólu nieco schłodniał, gdy Raulowi
udało się zostać ze Śnieżką sam na sam. Młodzieniec co prawda słyszał echo
butów pilnujących rycerzy, widział ich cieniste sylwetki pomiędzy smukłymi filarami
katedry, ale były one zbyt daleko, by mogły go niepokoić.
Rzędy pustych, drewnianych ław i migoczące
po bokach świece spoglądały w tym samym kierunku, co szlachcic — na umieszczoną
na podwyższeniu ołtarza trumnę. Jej szklane ściany pozwalały zobaczyć całą
postać leżącej w środku dziewczyny. Zgodnie ze zwyczajem Zielonych Krain zmarły
członek rodziny królewskiej zostawał ubierany w najpiękniejsze szaty, wykremowany
specjalnymi ziołami spowalniającymi proces rozkładu i trzymany w przeźroczystej
urnie przez trzy dni, podczas których mógł być podziwiany i żegnany przez
poddanych. Po tym czasie jego zwłoki na zawsze znikały w fałdach ziemi.
Dzisiejszego wieczora wrota katedry były
jeszcze zamknięte dla tłumu, dlatego we wnętrzu snuła się jedynie cisza i
żałobne cienie, ale jutro trzeba będzie podwoić straże, by nikt nie zbezcześcił
ciała królewny. Raul sam zamierzał doglądać żałobnych pochodów.
Dziś się modlił.
Zatracony w czasie klęczał na zimniej
posadzce i poruszał ustami — początkowo w słowach znanych mu modłów, potem zaś
w prośbach. O duszę Śnieżki, a także i o siebie samego. Ból, gniew, zapał i
wyrzuty sumienia powoli zamieniały się w pustkę, a to niepokoiło go jeszcze
bardziej. Emocje potrafiły budować, obojętność zaś pchała jedynie w niebyt.
Po jakimś czasie żałobnik odczuł sztywność
karku i suchość w ustach, co zmusiło go do powstania. Teraz znów widział
królewnę w całej okazałości. Błękitną suknię okrywającą jej chude, zimne,
powoli opętywane przez zgniliznę ciało; czarne włosy wyrównane na końcówkach i
ułożone w fale; zacienione powieki, które już nigdy nie miały się rozewrzeć i
uwolnić spod siebie tych gołębich oczu. Dziewczyna nie była teraz równie piękna
i słodka jak w dniu balu, ale miała w sobie jakiś senny, hipnotyzujący urok,
który kusił do siebie spojrzenie. A może
to po prostu urok nieboszczki?
Wieko trumny chwilowo było otwarte,
dlatego Raul mógł sięgnąć dłonią do środka i poprawić zbłąkane pasemko włosów,
które wypadło z uczesania podczas przenoszenia szklanego przedmiotu do katedry.
Pod palcami wyczuł miękki chłód, jakim obleczone były kości zmarłej.
— Najgorsze jest to, że nie znam prawdy,
wiesz? — zagadnął cichym, zachrypniętym głosem. Nie wiedział, czy ma prawo do
niej mówić, ale czuł w sobie pewną potrzebę, by obdarzyć Śnieżkę jeszcze
jakimiś słowami. Pamiętał, że gdy zabrano go do niej po raz pierwszy, gdy spojrzał
w martwe oblicze przyszłej żony, głos uwiązł mu w gardle. Nie wiedział, jak
zareagować. Zainteresowanie walką mieczem oswoiło go z widokiem krwi i
uchodzącego życia. Tym razem jednak było jak mówił Ed — żadnych ran, żadnych
śladów. Wszystko jak sen. Albo magia.
Raul mógł jedynie podejrzewać, co zrobiła
wiedźma. Każdy miał swoją teorię, ale najpowszechniejsza była taka, że królowa odprawiła
jakiś upiorny rytuał, który wymagał jej krwi i ofiary z królewny, a także chłodnej,
księżycowej nocy. To zabiło je obie o tej samej porze i we własnych łożach. Ale
w jakim celu był ten rytuał odprawiony i czy się powiódł, tego nikt nie
wiedział. I nikt się nigdy nie dowie, bo martwi nie potrafią udzielać
wyjaśnień.
Teraz jednak przynajmniej nikt nie miał
wątpliwości, że królowa Helena była zła, a wychodząc za króla Filipa,
przywlekła z Czerwonych Krain swą zawiść i szaleństwo, którą wsączyła w obraz
rodziny królewskiej. Oszołomieni ludzie pojęli, że obawy związane z zagraniczną
panią nie były bezpodstawne, że jej ognisty kolor włosów i cała gama zalet były
diabelską sztuczką. Mieszkająca w zamku służba nie zamierzała puścić tego
płazem — już po chwili wszyscy zgodnym, głośnym tłumem ruszyli ku komnacie królowej
i omal własnoręcznie jej nie rozszarpali. Dopiero Raul zapanował nad ich
gniewem, każąc przywiązać zwłoki wiedźmy do pala na dziedzińcu i spalić je —
tak jak nakazywała procedura postępowania z wiedźmami. Płomienie trawiące ciało
kobiety, która odebrała mu królewnę, a także kilku jego dzielnych towarzyszy, płomienie
wydzierające mięso z jej twarzy i zamieniające rude włosy w popiół, sprawiły mu
mściwą radość. Tłum wiwatował w blasku ognia, od którego topił się świeżo spadły
śnieg. Po chwili z Heleny z Czerwonych Krain pozostał tylko ciemny proch, który
młodzieniec kazał wysłać do Karcianego Dworu w kraju, z którego przybyła —
niech jej nikczemny cień raz na zawsze opuści Zielone Krainy.
— Ona odeszła i nikt już nie wspomni
ciepło jej imienia — tłumaczył Śnieżce, półprzytomnym wzrokiem przesuwając po
twarzy dziewczyny. — Może to pozwoli ci uzyskać pokój.
Śnieżka nie odpowiedziała. Oblicze
królewny wydawało się wolne od smutku czy strachu, co pozwoliło Raulowi
wierzyć, że nie odeszła w cierpieniach. Usiłował wyobrazić sobie, że ona
wstaje, rozgląda się dookoła zagubionym wzrokiem, a potem podaje mu delikatną
rękę i pozwala się zaprowadzić do domu. Nagle z piersi młodzieńca wyrwał się
krótki, gorzki śmiech.
— Miałaś być moją żoną. Moja matka chciała
tego od bardzo dawna. Przygotowywała mnie, bym okazał się godny… Nie powiesz mi,
że zawiodłem? Mąż powinien chronić swoją ukochaną. — Pochylił się nad trumną. —
Miałem być twoim rycerzem, mieczem, przyjacielem…
Zacisnął bezsilnie ręce na chłodnej
krawędzi szkła.
— To nie twoja wina — usłyszał czyjś
znajomy głos. Dźwięk kroków narastał, a po chwili niepewna dłoń dotknęła jego
ramienia. Raul jednak nie zamierzał się obracać, nie chcąc, by brat ujrzał łzy
w jego oczach.
— Udzielasz mi rozgrzeszenia?
Lawin westchnął cicho.
— Jeśli chcesz kogoś winić, wiń mnie. Gdybym
nie dał się otumanić królowej, nie musiałbyś się poddawać i uratowałbyś
królewnę, wiem to.
— Gdybanie nam nie pomoże.
— Raul, ja… Jesteś najdzielniejszym
człowiekiem, jakiego znam — wyznał Lawin szczerym głosem podziwiającego chłopca.
Spuszczony wzrok świadczył o jego zawstydzeniu, nie przestał jednak mówić: — Jestem
dumny, że mam takiego brata. I myślę, że ona… że królewna Śnieżka też jest z
ciebie dumna.
Śnieżka nie zaprzeczyła, a Raul poczuł, że
wlewa się w niego jakaś ulga — że ten mały, głupiutki braciszek pomógł mu
wydostać się ze studni pustki. Szybkim, nie do końca kontrolowanym ruchem
szlachcic przyciągnął do piersi Lawina. Przez chwilę jeszcze obaj bez słowa
wpatrywali się w migoczącą w półmroku trumnę.
*Małe wyjaśnienie, jako że nie ma okazji, by
pojawiło się ono w tekście: Śnieżka była więziona w podziemiach, a cała akcja z
jej komnatą i pilnowaniem była tylko plotką królowej. Jednak gdy Śnieżka
połknęła jabłko, Forwin przeniósł ją do jej łóżka, by spoczywała w
odpowiedniejszym miejscu, a poddani nie mieli problemu z znalezieniem jej
ciała.
Nie wiem, czy to tylko moje wrażenie, ale w ostatnim fragmencie jest coś mistycznego. Och, uwielbiam motyw szklanej trumny! Tutaj dużo było Raula; w następnym rozdziale ścieżki wszystkich postaci się zetną i czeka nas ostatni zwrot fabularny ^^
Och, jaki to smutny, a zarazem cudowny rozdział!
OdpowiedzUsuńAż sama nie wiem, co napisać. Fakt, motyw szklanej trumny ma w sobie coś... mistycznego i dumnego. Bardzo się cieszę, że Raul wydostał się z tych lochów, i że opowiedział wszystkim prawdziwą historię Królewny Śnieżki. Mam tylko nadzieję, że nie zapomni jej pocałować, bo przecież to pocałunek prawdziwej miłości może ją uwolnić :D Ale też gdzieś w zakątkach mojej głowy czai się myśl, że to nie Raul powinien pocałować zaczarowaną królewnę... No, ciekawe, która wizja się sprawdzi :)
Czekam na nastepny rozdział!
Dziękuję Ci bardzo :*
UsuńRaulowi udało się mniej więcej wyjaśnić poddanym, co tak naprawdę miało miejsce w królestwie, ale cała prawda należy do martwych(i śpiących). Pocałunek jest równie symboliczny co trumna, a w jakim wydaniu pojawi się tutaj... sami zobaczycie :D
Pozdrawiam ^^
Bardzo przejmujący, sugestywny rozdział. Postacią mającą bezwzględną władzę jest Śmierć. Przyznaję, iż od momentu, w którym przeczytałam książkę pana Markusa Zusaka „Złodziejka książek" żywię okazuje owemu zjawisku, pewne zrozumienie. Jakakolwiek okrutnie, by to nie zabrzmiało kres spotka każdą żywą istotę, więc należy po prostu się pogodzić z nieuchronnym. Szklana trumna ma w sobie coś mistycznego. Śmierć Pani z Czerwonych Krain budzi ulgę zmieszaną z nutką niepewności. Co do Śnieżki niewiedza, co tak naprawdę się stało buduje atmosferę tajemniczości. Jednakże zarazem nie odbiera nadziei. Raul właściwie do teraz nie zdobył mojej antypatii, ale na pewno współczucie. Zapewne w jego duszy szaleje burza sprzecznych uczuć. To nie łatwa sytuacja. Pięknie, oby do końca!
OdpowiedzUsuńDziękuję! :)
UsuńRacja, ciekawa uwaga. Zwłaszcza że akcja dzieje się w czasach średniowiecznych, a wtedy motyw śmierci był bardzo powszechny.
Raulowi faktycznie nie jest łatwo. Okazuje się, że nie wszystkie walki można stoczyć na miecze.
Pozdrawiam ^^
Nie mogę uwierzyć, że zbliżamy się już ku końcowi, ja to mam wrażenie, jakbym to wczoraj zapoznawała się z historią Śnieżki :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak to się potoczy dalej. Czy dasz motyw pocałunku i Raul uwolni Śnieżkę z pogrążonego snu... Znając Cię, wiem, że może coś się zmienić i przedstawisz nam zupełnie inną wersję wydarzeń... Mam tu przeczucie, że wielką rolę też tutaj odegra nasz karzeł Gburek, który podąża z pomocą królowej.
I Helena w końcu spłonęła na stosie i doszło do sprawiedliwości. Książe Raul podjął słuszną decyzję o wywiezieniu prochów Heleny z Zielonej Krainy. Czy jestem zadowolona z losu Królowej? Po części tak, lecz z drugiej strony bardzo mi jej żal, że musiała klątwę lustra odpokutować za błędy matki.
Niecierpliwie czekam na dalszy ciąg dalszy i zapraszam także do siebie, jeśli masz ochotę :)
Pozdrawiam serdecznie :*
[written-heart]
[kiedy-wzejdzie-slonce]
Haha cieszę się, że tak szybko wam to zleciało :)
UsuńKurczę, muszę się powstrzymywać, żeby niczego nie zdradzić. W każdym razie wydaje mi się... że tego się nie spodziewacie :P
Dziękuję za opinię :)
Postaram się zajrzeć do Ciebie ^^
Kawał niezłego tekstu, bardzo miło się czytało :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję :)
Usuń