sobota, 14 marca 2015

Rozdział XVI{Siedmiu krasnoludków}


— Nyn?
To imię nie było dla niej bez znaczenia. Jego dźwięk pociągnął za sobą obraz szczupłej dziewczyny w fartuchu kucharskim, z włosami spiętymi w kok, by żaden z jasnych kosmyków nie dostał się przez nieuwagę do bulgoczącego na ogniu kotła.
— Znasz ją? — domyślił się Gburek, a w jego oczach zadrgało wstrząśnięcie. Wyglądał jak dziecko, któremu zamacha się przed twarzą cenną zabawką.
— Pracowała w moim zamku jako kucharka. Miała tyle samo lat co ja, a ponieważ brakowało mi przyjaciółki, lubiłam z nią rozmawiać — wyznała Śnieżka, usiłując połączyć myśli; zrozumieć, co to dla nich oznacza. Uśmiechała się do ciebie, Gburku? Ona zawsze ma na ustach uśmiech. Taka już jest, miła i łagodna, choć czasem za bardzo ciekawska. Tego jednak nie miała serca powiedzieć na głos. Zrozumiała, że karzeł oplótł postać młodej kucharki ciepłą myślą, tak jak ona uczyniła w głowie z Raulem, a wiedza, że Nyn traktuje uśmiech jako nawyk, czym zyskała w zamku przydomek „Słoneczko”, mogłaby zaburzyć odbicie jednego z jego niewielu miłych wspomnień.
— Kiedy zaczęła u was gotować? — chciał wiedzieć Gburek. Mówił już całkiem spokojnie, choć odpowiedź z pewnością była dla niego ważna. Dziewczyna zamyśliła się na moment.  
— Cztery lata temu. Pamiętam, że wtedy umarła stara Gethy i kuchnia królewska potrzebowała nowej pary rąk do pomocy.
— Nie wiedziałem, że udało jej się gotować dla rodziny królewskiej. W karczmie mojego ojca tylko roznosiła naczynia, choć widziałem, że nieraz spogląda łakomie na pieczone jedzenie — przyznał karzeł, unosząc lekko kąciki ust. Śnieżka była jednak trochę zdziwiona.
— Nie było cię w karczmie, gdy odeszła?
— Nie, bo widzisz… gdy mieliśmy z Wesołkiem po trzynaście wiosen, a bojaźliwi ludzie coraz częściej omijali szerokim łukiem naszą gospodę, do miasta zawitała pewna trupa, o której mówił Saw. Mieli grajków, kuglarzy, tresowane wilki… ale skrzatów jeszcze nie. Ojciec skorzystał więc z okazji, a matka nie protestowała. Zarządca też wydawał się zadowolony, bo tacy jak ja zawsze przyciągają uwagę gapiów. — Gburek prychnął i zaczął pilnować, by jego wzrok nie skrzyżował się ze spojrzeniem królewny. — I występowaliśmy. Tak jak słyszałaś, przebierali nas w różne dziwne stroje, malowali nam twarze, chcieli wykorzystać nasz wygląd w każdy możliwy sposób.
Myśli Śnieżki mimowolnie próbowały utkać obraz swojego towarzysza w czapce z dzwoneczkiem i z okolonymi farbą oczami. To podłe. Nagle przypomniała sobie drugą towarzyszkę w zamku Alys o pulchnej sylwetce i niewyparzonym języku, która wspominała kiedyś o tym, że widziała występ dziwnego stworzenia. ,,Nie dorosłego, ale też nie dziecka. Nie chłopca, ani nie dziewczynki. Kogoś wystrojonego, ale obrzydliwego’’ — ujęła to w formie zbliżonej do zagadki, a młodsza królewna nie umiała domyślić się, o kogo jej chodziło. Teraz już wiem, ale wiedza nie zawsze przynosi coś dobrego.
— Czy to było lepsze od siedzenia na poddaszu? — spytała dziewczyna nieśmiało, nie wiedząc, czy ma czuć złość, czy współczucie. Gburek też nie potrafił się zdecydować pomiędzy gniewem a wstydem, wodząc spojrzeniem po ziemi i jednocześnie zaciskając pięści.
— Wesołek jak zwykle przyjął tę zmianę życia z otwartymi ramionami. Twierdził, że los się do nas uśmiechnął, bo przestaliśmy mieć na karku zagniewanego ojca, a za to zarabiamy na swoje życie i ludzie witają nas oklaskami. Dla mnie nie wyglądało to tak kolorowo, bo owszem, pozbyliśmy się ojca, ale byliśmy skazani na łaskę trupy, a na widowni nawet małe dzieci pokazywały nas palcami i widziały w nas jakieś groteskowe stworzenia. To trwało trzy lata. Potem zdarzył się wypadek. — Coś w twarzy karła uległo zmianie. Czy to cień ogniska, czy jego smutku? — Wróciliśmy do rodzinnego miasta i jak zwykle bawiliśmy ludzi swoimi sztuczkami. Niestety, oglądała nas wtedy grupka myśliwych, ludzi gniewnych i skorych do okrucieństwa. Akurat występował mój brat. Miał na sobie damską sukienkę i makijaż na twarzy.
— Saw mówił… — przypomniała sobie Śnieżka, uderzona zazębiającymi się faktami. Płonące żalem oczy Gburka mówiły jej już wszystko.  
— Tak, właśnie o Wesołku. Mój niczego nieświadomy brat tańczył na środku sceny, gdy ktoś rzucił w niego jabłkiem. To jeszcze nic, często nam się tak obrywało, a zarządca trupy przykazał nam występować dalej, tym razem jednak to nie było tylko jabłko. Zaraz posypały się kamienie. Wesołek zrozumiał, że ci ludzie nie zamierzają nagrodzić go brawami, więc chciał uciec, ale wtedy jeden z myśliwych rzucił w niego kamieniem wielkości stopy.
Karzeł musiał na chwilę zacisnąć usta w wąską linię, by powstrzymać płacz.
— Nie zdążyłem do niego podbiec, bo mój brat zaraz padł na ziemię z pogruchotaną czaszką i gasnącymi oczami. Za mało powiedzieć, że byłem wstrząśnięty. Oni zabili drugą połowę mnie… Chciałem rzucić się na tych ludzi, chciałem im napluć w twarz, ale na szczęście zachowałem dość rozsądku, by się powstrzymać, bo skończyłbym tak jak Wesołek. Zamiast tego, korzystając z nieuwagi pozostałych członków trupy, wymknąłem się od tyłu i zacząłem uciekać. Pomyślałem wtedy o Puszczy Zapomnienia, gdzie nie ma tłumu nienawistnych ludzi, gdzie nikt nie usłyszy mojego płaczu… Błąkałem się nieprzytomnie wśród drzew, aż w końcu spotkała mnie jedna z niewielu dobrych rzeczy w życiu. — Palce człowieczka bezwiednie żłobiły w ziemi chaotyczne linie, ale kąciki jego ust się unosiły. — Natrafiłem na inne karły, które też uciekły z trup lub po prostu przed pogardą ludzi. Mędrek był z nich najstarszy i najbardziej zaradny, dlatego to on przewodził grupie. Był też Apsik, biedak źle reagował na pyłki kwiatów i latem co chwila słyszeliśmy jego kichanie. Był też Śpioszek, leń i maruda, ale przynajmniej miło się z nim narzekało na świat. Był też Gapcio, ten to zawsze miał pecha w coś wrąbać albo się o coś zaczepić. Raz wpadł we własną pułapkę. I ostatni, Nieśmiałek, który dołączył do naszej gromadki jeszcze później niż ja. Musiał przeżyć coś, co zamknęło go na świat, bo dopiero po roku zaczął z nami normalnie rozmawiać.
Siedmiu krasnoludków. Śnieżka nie znała żadnego z nieżyjącej szóstki, nawet nie widziała ich na oczy, ale przez sposób, w jaki Gburek wspominał o swoich braciach, miała ochotę ich uścisnąć. 
— Mówisz o nich z takim ciepłem… Musieli być wspaniałymi ludźmi — zauważyła z delikatnym uśmiechem, a jej przyjaciel wydał z siebie prychnięcie, które jednak nie było podszyte złośliwością.
— Nie zawsze było wspaniale. Czasami nasza kłótnia dosłownie wstrząsała ścianami groty. Ale tak, kochałem ich, jakby w każdym z nich tkwiła cząsteczka Wesołka. Byli rodziną, której nigdy mi nie dano.
— I co się stało? — Królewna zniżyła głos do szeptu, bojąc się tego, co otrzyma w odpowiedzi.
— Nieśmiałek zachorował dwa lata temu. Pluł krwią i trząsł się w gorączce, a żadne zioła nie mogły mu pomóc. Umarł kilka dni później, a my musieliśmy spalić jego drobne, blade ciało, żeby nie dopuścić do zakażenia. — Karzeł zmarszczył z gniewem brwi. — Ale myślę, że Nieśmiałek miał szczęście. Lepiej umrzeć w chorobie niż na polowaniu.
— Na polowaniu?
— To było niecały rok temu, na wiosnę, kiedy cieszyliśmy się, że znów wracają ciepłe dni. Nie tylko my, jak widać. — Zniszczone paznokcie Gburka wbiły się w ziemię tak gwałtownie, że dziewczyna aż podskoczyła. — Jakieś paniątka z miasta postanowiły urządzić sobie polowanie. Wsiedli na koń, wzięli miecze, kusze oraz resztę tego cholerstwa i ruszyli do lasu. Początkowo celami miała być zwierzyna, ale jeden z tamtych sukinsynów zauważył Gapcia, Śpioszka i Apsika łowiących ryby. Podejrzewam, że panowie łyknęli już sobie trochę wina i widząc trzy karzełki, wydało im się świetnym pomysłem zapolowanie na nich. Moi bracia próbowali uciekać, ale na cóż się zdadzą ich krótkie nogi wobec końskich? Mędrek był wówczas ze mną w grocie. Nie czułem się najlepiej, pokasływałem i co chwila zapadałem w drzemkę. Ale gdy mój brat usłyszał tętent kopyt i krzyki, poszedł sprawdzić, co się stało. Nie wracał zbyt długo, a chociaż mój umysł był przyćmiony przeziębieniem, zwlokłem się z posłania i ostrożnie wyjrzałem z kryjówki. Paniątka już odjechały. Ja mogłem tylko bawić się w szukanie ciał. Mędrka znalazłem najprędzej. Miał dwa bełty w brzuchu, ale w jego oczach zastygła jakaś wojowniczka iskra.
Śnieżka nie mogła znieść widoku, który podsyłała jej wyobraźnia, a jeszcze bardziej wykrzywionej w cierpieniu twarzy Gburka.
— Tak mi przy…
— Potem był Apsik z głową rozłupaną na dwoje. Tutaj podejrzewam robotę miecza — wyrzucał z siebie niezrażony karzeł, a Śnieżka mogła jedynie zmarszczyć brwi, widząc jego drgające ramiona. — Śpioszka zauważyłem w krzakach tylko dlatego, że z pleców wystawała mu długa strzała. A Gapcio… pech dopadł go nawet w jego ostatnich chwilach. Domyśliłem się, że próbował uciekać przez rzekę, ale poślizgnął się na kamieniach i nie mógł już wstać. Nie miał szans, by uniknąć bełtu. Wszystkich czterech zaciągnąłem na polankę przed grotą, zamknąłem im powieki i pochowałem w ziemi. Żałowałem, że nie pomściłem Wesołka, kiedy mogłem, że nie skoczyłem do tłumu i nie zgodziłem się na te kamienie. Powinienem był umrzeć razem z bliźniakiem, a nie zostać sam ze swoim żalem i nienawiścią. — Spojrzenie człowieczka zwróciło się ku dziewczynie. — Wiem, że czasem traktuję cię zbyt szorstko, widzę to w twoich oczach. Ale… straciłem już wiarę w ludzi, w cały ten popieprzony świat. Jestem już tylko skorupą.
Śnieżka po raz pierwszy milczała. Zawsze chciała mieć na języku jakąś wypowiedź, pomysł na pocieszenie lub skomentowanie, ale teraz uznała, że najbardziej odpowiednia będzie cisza — niemy hołd wobec krwawiących słów, które przecięły przed chwilą powietrze groty, czyniąc je chłodnym i ciężkim.
Dziewczyna mogła tylko spoglądać z rozpostartymi ze zdumienia i współczucia oczami na karła, którego klątwą było urodzenie się innym niż zakładały wąskie definicje ludzi.
Naraz uderzyło w nią odkrycie, że sama wcale nie była lepsza. Przywołała w pamięci ukłucie wstrętu, jakie towarzyszyło jej, podczas gdy ujrzała twarz swojego wybawiciela po raz pierwszy. Przypomniała sobie, że myślami nazwała go zdeformowanym wyrzutkiem. W umyśle odbiło się echo jej własnych słów: ,,Zaczynam rozumieć, dlaczego ludzie nie lubią takich jak on’’. Jak mogłam kiedykolwiek tak pomyśleć? Czy zachowywałam się jak tamci ludzie? Czy on ma rację, gdybym widziała jego występ w mieście, chichotałabym razem z innymi? Te myśli ją przeraziły, wydawało jej się, że znowu leży na plecach, a ktoś przymierza się do obdarcia ją z szat, ale tym razem nie był to Saw, a sumienie. A kiedy mnie uratował po raz pierwszy… Zrobił to, choć bogate panienki były tym, czym gardził…
Gburek wciąż miał wypieki na policzkach, ale teraz tylko błądził zrezygnowanym wzrokiem po swoich kolanach. Śnieżka pomyślała, że on i Flynn są do siebie podobni bardziej, niż sądziła. Obaj nosili blizny. Ale jak uśmierzyć zadawany przez nie ból? Jak, Roszpunko? Czy możemy coś zrobić? 
Królewna z opóźnieniem zrozumiała, że zapewnianie o swoim żalu wartością dorównuje wiatrowi.   
— Przepraszam, jeśli kiedykolwiek cię uraziłam. Czasami bywam taka głupia… — wykrztusiła zamiast tego, ale wiedziała, że nie skupi na sobie jego uwagi, jeśli będzie się wahać. Odchrząknęła i wytarła wychylającą się z kącika oka łzę, pragnąc, by jej usta były jedynie przekaźnikiem pomiędzy sercem a przyjacielem. — Kiedyś powiedziałam ci, że twoich braci już nie ma, ale jestem ja. To prawda. Wiem, że ci ich nie zastąpię, że sporo nas różni, ale… chcę być twoją przyjaciółką. Chcę, byś i we mnie widział tych, których kochałeś, ponieważ zawsze… zawsze będziesz mnie miał.    
Mówiła szczerze, ale gdy skończyła, zaczęła obawiać się, że jej rozmówca potraktuje te słowa jako czczą obietnicę, puste słówka, zbyteczny patetyzm. Karzeł istotnie zmarszczył brwi, potem jednak zamrugał oczami, jakby chcąc pozbyć się niechcianych lokatorów.  
— To… piękne słowa. Nie wiem, co odpowiedzieć — wychrypiał przez zduszany w gardle płacz, ale jego dalsza wypowiedź zabrzmiała dziwnie gładko i ciepło. Jego oczy, te chmurne oczy, lśniły teraz jak gwiazdy. — Prawdę mówiąc, już widzę w tobie tych, których kochałem. Jesteś naiwna i pogodna jak Wesołek, twoja niezdarność przypomina mi Gapcia, czasem też powiesz coś mądrego na miarę Mędrka. A gdy się uśmiechasz… przypominasz mi Nyn.
— Tylko, że z przyciemnionymi włosami — zauważyła Śnieżka, a potem wybuchała śmiechem, będącym dźwięcznym kłębowiskiem radości i wzruszenia. Wzmianka o Nyn już jej nie niepokoiła. Dziewczyna mogłaby dodać, że czasem w stanowczości Gburka widzi swojego ojca, a w jego szlachetnych czynach Raula, ale w tym samym czasie oczy karła przestały się śmiać, a on przywrócił ją do rzeczywistości:
— Nie chcę być niewdzięczny, ale obawiam się, że nasza znajomość nie będzie trwała wiecznie. — Teraz jego uśmiech miał smutny posmak. — Jesteś królewną. Twoje miejsce nie jest w grocie karła.
Broni się przed głębszymi więziami czy życzy mi, bym wróciła do domu, bez względu na to, co to oznacza dla niego?
Śnieżka wzięła go za ręce w geście przyrzeczenia, bo nie zamierzała pozwolić mu tak myśleć, nie po tym wszystkim. W oczach Gburka odbiło się zdumienie, nie wyrwał jednak dłoni. Patrzył na nią jak urzeczony.
— To prawda, nie wiem, co przyniesie przyszłość, jednak nie zapomnę tego, co się tu stało. Słowo królewny — wyszeptała, bo nie wyobrażała sobie, by mogła kiedykolwiek wrócić do zamku i porzucić pamięć o życiu w lesie, o życzliwości przyjaciela, o cieple, które teraz rozgrzewało jej serce. 
Gburek wahał się przez chwilę, jakby ważąc w myślach prawdopodobieństwo jej słów, ale ostatecznie rozciągnął usta w uśmiechu i mocniej uścisnął dłonie dziewczyny, ten jeden raz pozwalając sobie na entuzjazm.
Ostatnia iskra w palenisku skończyła swój żywot, pogrążając grotę w ciemności. 



Zawsze na koniec tego rozdziału uśmiecham się do siebie. Cieszę się, że udało mi się tak daleko zajść, jeśli chodzi o relacje Śnieżki i Gburka. 
A już niebawem poznacie bliżej kolejną ważną dla opowiadania postać ^^

13 komentarzy:

  1. Ach... Czyli Nyn to jest Słoneczko. Tak myślałam o niej, ale doszłam do wniosku, że to jednak nie będzie ona. A tu proszę, taka niespodzianka! :)
    Opowieść Gburka bardzo smutna. Trochę nie dziwię się, że karzeł ma takie nastawienie do ludzi, skoro w przyszłości został tak źle traktowany przez ludzi, traktowali go jak nic nie wartą rzecz :( To, co przydarzyło się krasnoludkom było naprawdę masakryczne!
    To dobrze ze strony Śnieżki, że okazuje wobec Gburka dobroć. Mam nadzieje, że jej słowa rzeczywiście nie pójdą na wiatr i zostaną przyjaciółmi.

    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, a jednak :P
      Też tak sądzę. Niełatwo jest lubić świat, który nie lubi ciebie ;)
      Dziękuję i pozdrawiam :*

      Usuń
  2. Jeju! Jaka smutna historia! Ja to zawsze powtarzam, że ludzie są najbrutalniejszym gatunkiem na Ziemi. To straszne, co spotkało Wesołka i pozostałych. Nawet nie mogę sobie wyobrazić, co musiał przeżywać Gburek. Jestem dumna ze Śnieżki. Widać, że życie w lesie ją zmieniło, dorosła i trochę zmądrzała.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za opinię :)
      Do następnego rozdziału :P

      Usuń
  3. Och, jakie to było smutne. Ludzie są tacy okropni. Pierwszy istoty na Ziemi, które zabijają dla zabawy.
    Kochane Słoneczko, kochana Śnieżka, kochany, biedny Gburek... Cieszę się, że Śnieżka tak wydoroślała przez ten czas i przemyślała swoje zachowanie. Strasznie mi się podobało, jak go przeprosiła i powiedziała, że o nim nigdy nie zapomni.
    Poza tym muszę pochwalić twój styl pisania. Ten rozdział naprawdę mnie poruszył.
    Czekam na dalszy ciąg (szczególnie nie mogę się doczekać Królowej). Powodzenia! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo mi miło! :) Cieszę się, że zdołałam Cię poruszyć.
      Tak, również lubię ten fragment. Myślę, że dzięki opowieści Gburka nasza królewna zdołała sobie uświadomić coś ważnego.
      Królowa oczywiście jeszcze się pojawi i to w wielu rozdziałach, ale póki co trzeba będzie jeszcze trochę poczekać. Mam nadzieję, że nie rozwlekam zbyt akcji, chcę po prostu wszystko dobrze nakreślić.
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  4. Witaj! :)
    Bardzo cieszy mnie to, że Gburek postanowił jednak otworzyć się przed Śnieżką; najpierw delikatnie, ostrożnie, ostatecznie jednak zdradził jej całą historię swojego życia, nie pomijając przy tym tych (przeważających ZNACZĄCO) bolesnych jego fragmentów. Trudno się zatem dziwić, że ma takie podejście do życia, gdy wszyscy ludzie, których poznał (oprócz Nyn) byli dla niego tak podli. A właśnie, jakże ja się cieszę, że Nyn to jednak Słoneczko :) Bardzo lubię tą prostą, choć niezwykle uroczą i uśmiechniętą osóbkę, którą przedstawiłaś nam parę rozdziałów wcześniej i super, że to akurat ona znała się z Gburkiem. Miałam obawy, czy nie była to jakaś dowcipnisia, w której się zadurzył, ale Słoneczko z pewnością jest porządną dziewczyną i nigdy by nie zraniła karzełka.
    Historia Wesołka była naprawdę smutna. Chyba nigdy nie zrozumiem, dlaczego ludzie są tak okrutni. Chyba to po prostu sprawia, że mogą poczuć się na chwilę lepszymi, choć w rzeczywistości jedynie się staczają.
    To, co przydarzyło się jego kompanom, również było okropne. Bardzo współczuję Gburkowi i jednocześnie trzymam kciuki, by wreszcie znalazł szczęście w życiu, na które zasługuje.
    Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy i pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam :P
      To prawda, takie otwarcie się nie przyszło mu łatwo, dlatego potrzebował impulsu. Przygoda z rabusiami zbliżyła do siebie Gburka i Śnieżkę na tyle, by mogli szczerze ze sobą porozmawiać.
      Cieszy mnie Twój optymizm względem Nyn. O nie, aż tak okrutna nie byłabym, żeby jeszcze pozwolić Gburkowi zadurzyć się, jak to ujęłaś, w nic nie wartej dziewczynie. Jak może się spodziewasz, losy moich bohaterów niebawem się zetną :P
      No, coś w tym jest :D Zawsze można odegrać się za swoje wady na kimś innym, prawda? :(
      Tak, ja też życzę mu szczęścia w życiu xD
      Dziękuję za długą opinię i pozdrawiam :3

      Usuń
  5. A teraz kolej na mnie dołączam się, jak zwykle zresztą chóru pochwał. Słusznie jesteś dumna z tego rozdziału! Genialne, opisy, wyśmienite dialogi i do tego ten klimat. O, dobry patronie, wszystkich niewinnych istot! To, co przeczytałam sprawiło, że łzy stanęły mi w oczach. Jednakże po kolej. Miałam sobie, co prawda odłożyć tę przyjemność na późnej, kiedy już sama opublikuję kolejną odsłonę swojej historii, ale coś mnie ciągnęło i jakiś cichy głosik szeptał mi w ucho, że muszę to zrobić teraz. Podświadomość zazwyczaj dobrze radzi, dlatego skorzystałam.Aż dygoczę pisząc te słowa, bo to się już nie powtórzy. No, zacznijmy od rzeczy przyjemniejszych. Aha, wiedziałam, czyli mam dobrą intuicje! Nyn jest zatem jakim innym, jak naszą swawolną kuchareczką! Wahałam się jeszcze pomiędzy córką strażnika, ale imię nie pasowało. No, a teraz, zagrajcie żałobne weble... Nie, to straszne! Takich "rodziców" udusiłabym gołymi rękami, albo lepiej wrzuciła do klatki z żarłocznym tygrysem ludojadem. Jak oni mogli?! Oddać swoich synów jakieś wędrownej cyrkowej trupie? Karzełki w przebraniu, ale ubaw. Oczywiście, natychmiast trzeba rzucać jabłkami , kamieniami, a najlepiej nożem. Dopiero bezduszni głupcy będą mieli zabawę. Człowiek ma brzmieć dumnie? Hmmm, doprawdy, chyba nie zawsze. A późniejsza śmierć jego braci była jeszcze bardziej makabryczna. Rzeź niewiniątek. Najbardziej szkoda mi było naiwnego, słodkiego Gapcia. Trudno sobie, doprawdy wyobrazić te martwe oczy dziecka. Przecież tym faktycznie są ludzie z taką ułomnością do końca życia pozostaną mali i niezwykle delikatni. Z psychiką i naiwnością dorównującą słodkim cherubinkom ze świętych obrazków. Najbardziej poruszyło mnie, chyba wyznanie Gburka. "Prawdę mówiąc, już widzę w tobie tych, których kochałem. Jesteś naiwna i pogodna jak Wesołek, twoja niezdarność przypomina mi Gapcia, czasem też powiesz coś mądrego na miarę Mędrka. A gdy się uśmiechasz… przypominasz mi Nyn." Bardzo się tym wzruszyłam. Takie słowa można porównać z wyznaniem miłości osobie ciężko chorej. Z zapewnieniem, że cokolwiek się nie stanie, zawsze przy niej będziemy. Liczy się przecież jedynie to, żeby kochać, dbać i troszczyć się o drugą osobę . Gburek i Śnieżka mają siebie nawzajem. A sądząc po zapowiedzi nie było to ich ostatnie z tym podejrzanym rabusiami. A na koniec rzecz oczywista Helena. Piękna, tajemnicza i z wszelką pewnością okrutna. Błagam nie trzymaj Czytelników, zbyt długo w niepewności. Chciałabym poznać jej życiorys. Czemu unika luster? Skoro to robi musi być nieludzkim demonem. Podobno odbicie w zwierciadle jest odpowiednikiem naszej duszy. CW każdym razie tak głoszą stare baśnie. Możliwe,iż ona po prostu jest bez duszy i sama nie posiada serca. A to dziwne hobby ma być innym rodzajem horkruksa? Wybacz porównanie, lecz właśnie czytam Insygnia śmierci... Tak czy inaczej padam do nóżek i ślę ukłony. Chyba nie mam czego porównywać. To, co napisałam ma pewnie wiele braków i niedociągnięć, lecz dziękuję za twój komentarz. Jeszcze nie miałam okazji go przeczytać, bo ostatnio jestem w rozjazdach i nie korzystam często z komputer. Widziałam jedynie informację na poczcie. To życzę weny oraz wszystkiego dobrego na nadchodzący ważny czas. Kolejny rozdział będę smakować jak czekoladę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jak mam dziękować za taki długi komentarz ^^ Jest mi bardzo miło, że tak przejęłaś się moją historią.
      Cóż, chociaż tutaj moja uwaga bardziej skupiła się na Gburku, to przyznam, że również dla mnie z animacji najsłodszy był Gapcio :( Od początku planowałam dla pozostałych krasnoludków przykry los, ale kiedy przyszło do opisywania go, mnie również było ciężko, zawsze ciężko pisać, jak niewinne osoby zostają tak potraktowane. Jeśli chodzi o psychikę karłów to mogło być różnie, natomiast ciałem faktycznie niewiele różniły się od dzieci i były tak samo bezbronne wobec napaści.
      Dziękuję, mnie także to wyznanie się podoba, jest wręcz kluczowe dla relacji Śnieżki z Gburkiem :)
      Na razie powiem tyle, że z rabusiami się jeszcze spotkamy :P
      Na życiorys Heleny będzie trzeba jeszcze poczekać, aczkolwiek pojawi się. Prawdopodobnie zrobię nawet retrospekcję do jej młodszych lat. Dobrze myślisz, jeśli chodzi o związek lustra i duszy, aczkolwiek na razie nie zdradzę nic więcej ;P
      Hm, do horkrusa bym tego raczej nie porównywała :D
      Dziękuję jeszcze raz i Tobie również życzę weny :)

      Usuń
  6. Rozdział bardzo mi się podobał.
    Fajno że Gburek tak się zaprzyjaźnił ze Śnieżką i obdrazył ją zaufaniem, otworzył się przed nią.
    Mam nadzieję że ich przyjaźń będzie się rozwijała i pójdzie w kierunku romansu na co skrycie liczę :)
    Współczuje mu straty bliskich. Nikt nie powinien patrzeć na śmierć swojej rodziny, to straszny ból.
    Przeszłość Gburka wyjaśnia jego zachowanie, nieufność, nienawiść, wstręt, ale i smutek.
    Według mnie powinien nazywać się bardziej Nieszczęśliwkiem niż Gburkiem, z kuli tego czego doznał w życiu.
    Liczę w następnym rozdziale na dużo Słoneczka i na mroczną Królową.
    Zastanawiam się o co dokładnie z nią chodzi. Niby okrutna i w ogóle, ale przecież nie ma ludzi do końca złych, tak samo z dobrymi.
    Czekam więc na jakąś mroczniejszą stronę Słoneczka lub Śnieżki. Mają taką, prawda?
    Do następnego.
    Lunapark

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz ^^
      No, faktycznie, mógłby nosić też inne imię ;)
      Na królową i Słoneczko jeszcze poczekacie, ale postaram się wszystko dokładnie wyjaśnić, odnośnie charakteru i historii królowej.
      A już niebawem poznacie mój odpowiednik księcia :P
      Pozdrawiam.

      Usuń
  7. Rozumiem, że to już punkt szczytowy ich relacji i na nic więcej nie można już liczyć. Z trudem to przeżyję, ale co mam zrobić? Dobrze chociaż, że jest jeszcze Nyn. Gburek nakreślił bardzo tragiczny życiorys swojej egzystencji, która od początku do końca była naznaczona ogromnym pasmem cierpień i upokorzeń. Przez cały czas tracił wokół siebie osoby, na których mu zależało, a od pozostałych doświadczył jedynie wzgardy. Nic dziwnego, że tak trudno było mu łaskawie potraktować przyjaźń Śnieżki. Mam jednak nadzieję, że kiedy sytuacja się naprostuję, Śnieżka nie pozwoli karzełkowi zostać w lesie, ale zabierze go ze sobą. To było najlepsze rozwiązanie!
    Pozdrawiam cieplutko! :*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy