poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział XXI{Oczy luster}

Lustro.
Pozornie banalny przedmiot, kawał szkła, jeden z wielu elementów pomieszczenia. Mijamy je w swoich lakonicznych wędrówkach przez komnatę, a jednak ono cały czas tkwi na ścianie i obserwuje nas, śledzi nasze ruchy swymi szklistymi oczyma niczym przyczajony w mroku kot. Gdy powierzamy pustemu pokojowi ciężkie westchnienie, niepowstrzymywany śmiech czy tłumione wcześniej łzy, zwierciadło spogląda na nas jak ktoś zaufany, jak przyjaciel. Gdy zaś zrzucamy z siebie odzienie, by móc się przebrać, jego wzrok jest wzrokiem kochanka. Zwierciadło nieustannie widzi nas w sobie — jak przymierzamy nowy strój, jak poprawiamy niesforne kosmyki włosów, jak ćwiczymy maski i grymasy, które potem zaprezentujemy ludziom.
Lustro wie o nas bardzo wiele. O królowej Helenie zaś zbyt wiele.  


Dlatego kazała je pozakrywać w całym zamku; ozdobnymi materiałami oddzielić się od ich podstępnych, chłodnych tafli. Przyniosło to chwilową ulgę, ale Helena nie mogła się od nich uwolnić na długo. Wystarczyło tylko jedno spojrzenie na szkarłatną płachtę, która przykrywała szklane oczy — już wiedziała, że coś za nią jest, słyszała szepty, czuła wybuch ognia trawiącego nerwy pod jej skórą. Wiedziała, że demon z lustra nadal wyciąga ku niej dłonie, a ona nie była w stanie się przed tym bronić. Nigdy nie była, choć gdy żył jeszcze jej ukochany Filip, gdy tulił ją do siebie w łożu, noce bywały spokojniejsze, jakby ramiona miłości mogły odstraszyć złe mary. Teraz jednak jej słodki król spoczywał zimny i nieruchomy w trumnie.
Tak jak rozkazało lustro.
Helena pamiętała zaskoczony wyraz jego pięknych, szafirowych oczu w tamtej chwili. Mężczyzna trzymał ją półnagą na swoich kolanach, a wówczas w jej dłoni nagle błysnął nóż. Zrobiła to szybko — miała wprawę. Nim król zdążył krzyknąć albo ją przekląć, ostrze już zagłębiło się w jego piersi, a z twarzy uciekało życie. Helena pamiętała też, że gdy chwyciła zakrwawionymi palcami słodkie, miękkie, jeszcze ciepłe serce Filipa, łzy żalu na jej policzkach zmieniły się w radość. Czuła się upojona czułością, spełniona jak w apogeum aktu miłosnego, bo wreszcie Filip oddał jej serce, które będzie przy niej na wieki, zamknięte w ścianach słoja w jej sekretnej komnacie.
Delikatnie zamknęła powieki swojemu chłodniejącemu małżonkowi, przykryła go kołdrą, a potem przebrała się i umyła z krwi, a serce otuliła w materiały zawiniątka. Następnie wzięła świecznik i podłożyła go pod zasłony łoża. Cieszyła się, że jej ukochany zostanie zwieńczony koroną z płomieni. Otarła ostatnią łzę, chwyciła zawiniątko i zniknęła w jednym z tajemnych połączeń pomiędzy komnatami w murach. Za sobą słyszała cichy śmiech lustra.
Czy to czyniło ją złą?


Tego wieczora, gdy na ziemię po raz pierwszy spadły te zimne okruchy śniegu, królowa Helena z Czerwonych Krain nabrała ochoty odwiedzenia ogrodu. Nigdy nie czuła się tak samotna jak w zimę, podczas której na próżno szukać refleksów ukochanego ciepła.
Rozkazała służce Pen przynieść jej futro z lisów. Piegowata dziewczyna wydawała się zdumiona tym nagłym życzeniem, ale nauczyła się już milczeć. Helena słyszała jej bijące pod szorstkim materiałem serce. Jego rytm był przyśpieszony, co świadczyło o nerwach. Ale tak naprawdę ta mała gąska nie miała się czego obawiać — była bezwartościową przedstawicielką pospólstwa, a serce takiej osoby nie miało dla królowej żadnego znaczenia.
Podczas gdy służka uwijała się z zakładaniem rudego futra na ramiona swej pani, władczyni rzuciła uważne spojrzenie na przykryte czerwonym całunem zwierciadło. Tyle razy zabierała się do jego roztłuczenia, ale nigdy nie potrafiła przejść do czynu. Teraz lustro zdawało się być niespokojne albo podniecone. Już od kilku dni pulsowało dziwną energią, która ledwo pozwalała Helenie zasnąć. Zresztą — czy ona wiedziała w ogóle, co to jest zdrowy sen? Przez ostatnie lata odprężenie uzyskać mogła jedynie dzięki środkom nasennym.
 Mówi się, że lustra są powiernikami duszy — przypomniała sobie w myślach a jej serce, jak to często bywało u schyłku dnia, znów ogarnęło zgorzknienie. Czy może raczej… złodziejami duszy? Czasami miała wrażenie, że jej umysł nie należy już do niej, że został zamknięty w niewidzialnych, gładkich ścianach lustrzanego pudła.
Ruszyła na dół pogrążonymi w cieniach korytarzami. Spotkana służba pozdrawiała ją pokornymi kiwnięciami głowy, co wywołało uśmiech na czerwonych ustach władczyni. Przynajmniej z tego jestem dumna. Urodziła się w zamożnej rodzinie, ale nigdy nie podejrzewała, że przyjdzie jej władać królestwem i to tak osobliwym. Nawet gdy poznała Filipa, spokojnego władcę zza granicy, który gościł w domu jej matki w czasie swojej podróży, nie wierzyła jeszcze, że zdobywając jego serce, może wkupić się na tron.
Noszenie korony było jednak niezwykłym przeżyciem. Utwierdzało ją w przekonaniu, że mogła być przeklęta i zła, ale też ważna, potrafiąca skierować swe życie na szczyt. Może tego chciało lustro? Zaprowadzić mnie na szczyt? — zastanawiała się czasem w chwilach radości i wdzięczności wobec demona. Potem jednak pochmurniała. Przecież już osiągnęłam wszystko. Czy w takim obrocie spraw lustro nie powinno zamilknąć? Przychodziło jej wówczas do głowy, że jeszcze cos ją czeka — coś lub ktoś.
Jej słodka pasierbica o policzkach jak śnieg, a włosach jak heban. Rozprawienie się z nią powinno być ostatnim elementem układanki tego szaleństwa.
Zawsze gdy Helena chciała uciec przed szeptami i ogniem, skrywała się w wypielęgnowanym własną ręką ogrodzie, gdzie rosły jej ukochane róże. Ich czerwone jak rubiny płatki rozchylały się lekko, gdy przechodziła obok, jakby przesyłały jej pozdrowienia. Pomimo, że z nieba spadały wirujące odłamki śniegu, tu zawsze było zielono i pachnąco, jakby chłód i deszcz nie miały wstępu do tego miłego królowej skrawka ziemi. Helena przysiadła na marmurowej ławeczce pośród wijących się w jej stronę kwiatów i rozpięła lisie futro, pragnąc chłonąć swój ogród wszystkimi zmysłami.
Tutaj była bezpieczna. Tutaj była małą dziewczynką, która jeszcze nie bała się luster. Tutaj była jedynie dzieckiem lubiącym spędzać rozgrzane słońcem popołudnia w towarzystwie kwiatów.
Pamiętała, że pewnego dnia jej matka rozkazała zasadzić dla niej mały zagajnik pełen rubinowych róż. Był to jeden z nielicznych gestów, które wyrażały miłość do córki. Helena dalej z pewnym rozbawieniem, ale też i trwogą, wspominała tamtą pomyłkę, gdzie ogrodnicy zasiali w ziemi ziarna nie czerwonych róż, a białych. Gdy jej matka się o tym dowiedziała, wpadła, jak to często bywało, w gniew. Mała Helena cieszyła się, że kobieta tak się tym przejęła, póki nie kazała pozbawić wszystkich trzech ogrodników głów. Nie była królową, ale większość ludzi ze względu na nielitościwość i lubowanie się w krwawych egzekucjach, zwała ją Królową Kier. Helenie do tej pory brzmiały w uszach jej zezłoszczone krzyki ,,ściąć im głowy!’’ ,,skrócić ich o głowę!’’, których nasłuchała się w dzieciństwie. Życie z taką kobietą pod jednym dachem nie było łatwe. Kochałam ją i podziwiałam za siłę, za to, że pokazała mi ścieżki magii, ale równocześnie nienawidziłam jej za to, że była tak okrutna, że wolała obejrzeć ścinanie czyjejś głowy niż opowiedzieć córce bajkę na dobranoc.
Królowa rozchyliła delikatnie powieki, budząc się ze wspomnień, a w oczy rzucił się jedyny jasny akcent w jej ogrodzie. Biała róża. Liche biedactwo pośród morza czerwieni. A jednak wciąż rosło, wciąż wypuszczało pąki. Zasadziła ją Śnieżka.
To było już dawno, kiedy obie kobiety połączyła czarna nić żałoby po królu. Helena nigdy nie chciała mieć dzieci, bo jej dzieciństwo pozostawiało wiele do życzenia i czuła wstręt na myśl, że jakaś istota mogłaby przeżywać coś podobnego. Ale Śnieżka… wkradła się do jej serca. Wpierw sądziła, że dziewczynka, pomimo całego swojego uroku i zdrowo bijącego serca, jest nieco rozpieszczona i dumna, ale gdy Filip odszedł, a one zostały same, poznała ją pod tą warstwą chłodu i zobaczyła słodkie dziecko. Dzięki niej znów odrzuciła od siebie samotność.
Ale lustra wciąż szeptały.
Królowa wpatrywała się intensywnie w białą różę, jakby ta miała usta i mogła jej zdradzić, co się stało ze Śnieżką. Gdzie się podziałaś, moja mała królewno? Dlaczego uciekłaś? A może ktoś cię porwał? Helena nieraz zadręczała się tymi pytaniami i miała ochotę wyrwać serca tym wszystkim bezużytecznym rycerzom, którzy wracali z pustymi rękoma.
A już najbardziej Forwinowi. Ten zapchlony głupiec miał ją na talerzu i pozwolił uciec, a teraz przeczesywał las i nie potrafił nic znaleźć, co skłaniało królową do myślenia, że Śnieżka wcale nie znajduje się w Puszczy Zapomnienia. Chciała uciec się do czarów, zawarzyć w kociołku odpowiednią miksturę i na jej tafli ujrzeć miejsce pobytu Śnieżki, ale wyglądało na to, że chroniły ją jakieś czary i pozostawała niewidoczna dla oczu czarownicy.  
Królowa mogła tylko drżeć z frustracji i wysłać swojego wilka, by węszył dalej. Liczyła też na oddział pod dowództwem Raula z Bukowego Dworu. Może choć oni okażą się pomocni.
Nagle nawet do ogrodu wdarł się chłodny wiatr. Królowa zaczęła sobie wyobrażać, że Śnieżka leży już gdzieś martwa, z pustymi oczyma i zimnym, roztrzaskanym sercem. I właśnie gdy zamierzała uwolnić spod powiek łzy, usłyszała szelest kroków. Po chwili pomiędzy różami pojawił się przysadzisty strażnik, który pasował do tego miejsca jak żaba do jedwabiów. Helena wstała dumnie, widząc poruszenie w jego oczach.
— Pani, właśnie… — zaczął zdyszanym tonem. Zapewne szukał mnie w kilku innych miejscach, nim tu przyszedł.— Wrócił Raul z Bukowego Dworu! Z naszą królewną!
Helena nie mogła powstrzymać pełznącego na jej twarz zdumienia, a także muśnięcia radości w sercu.
— Jesteś pewien?
— Tak, moja pani. Przeszli właśnie przez bramy zamku! Tylko że królewna…
Helena uciszyła go gestem dłoni, mając dosyć trwania w bezruchu. Bez słowa wyjaśnienia podwinęła suknię i na wzór rozemocjonowanej wieśniaczki biegiem pokonała dzielący ją od pasierbicy dystans.
Róże zaś zostały na miejscu w tym ciepłym, pachnącym zakątku ogrodu, wyciągając zielone szyje, jakby też chciały ujrzeć przybycie królewny. Biały kwiat wydawał się lśnić jasnym blaskiem. Pozostałe, umoczone w czerwieni, spoglądały na niego nieufnie.
Wszystkie zaś czekały.


Gdy królowa rozchyliła ciężkie, dębowe drzwi, wśród białych płatków spadających na dziedziniec ujrzała przybyły orszak otoczony zbiegowiskiem rycerzy i dziewek służebnych. Na dźwięk kroków władczyni, cała ta hałastra odsunęła się niechętnie, by zrobić przejście swojej pani. Helena cieszyła się, że ma na sobie lisie futro. 
Czterej przybysze nie wyglądali najlepiej. Ich czupryny były wilgotne od śniegu, na twarze padł cień zmęczenia, a na butach zasychało błoto. Ale ich prezencja nie miała znaczenia, gdyż to nie na nich zatrzymały się oczy królowej. Wśród szarości rycerzy tkwiło jasne światełko — młoda, wychudła dziewczyna, którą trzymał za ramiona brązowowłosy młodzieniec.
Czarownica początkowo nie rozumiała, dlaczego Raul tak otwarcie prezentuje swoje uczucia, ale po chwili już pojęła. On pilnuje, by nie uciekła. Rzeczywiście, ta dziewczyna o niebieskich oczach Śnieżki, poruszała się niespokojnie jak zwierzyna w sidłach. Jej spierzchnięte, bladoczerwone wargi drżały, a wzrok błądził w szale po twarzach wszystkich zebranych.
— Śnieżko? — wyszeptała królowa, podchodząc bliżej z niemile zdumioną miną. Wiedziała, że to jej pasierbica, znała ton jej serca, nawet jeśli to kołatało się teraz nerwowo we wszystkie strony. Wyczuwała w nim lęk, zagubienie, ale też pewien gniew. Nie mogła jednak przełknąć wyglądu królewny. Blada, rozczochrana, odziana w łachmany, z podkrążonymi oczyma i obłędem tańczącym po twarzy… przypominała udręczoną marę znalezioną gdzieś na bagnach, a nie pełną blasku córkę króla.
Helena wyciągnęła rękę i chciała dotknąć ginącego pod warstwą potu i brudu policzka dziewczyny, ale ta wydała z siebie dziwny odgłos, jakby warknięcie.
— Nie dotykaj, nie dotykaj, nie dotykaj! — wysapała i zaczęła się jeszcze bardziej wiercić, tak, że Raul musiał zamknąć ją w smutnym, niedelikatnym uścisku.
— Co się z nią stało? — warknęła oskarżycielsko w jego stronę królowa.
— Taką ją już znaleźliśmy, Wasza Miłość — odparł przepraszająco. — Błąkała się półżywa pośród drzew… Ledwo udało się nam ją schwytać i nakarmić.
— Puszcza Zapomnienia odebrała jej zmysły, Wasza Wysokość — dodał ponuro wysoki rycerz stojący tuż obok Raula. Jakieś pomywaczki wymieniły między sobą zatrwożone westchnienia. Reszta też wydawała się strapiona.
Ona nie może być szalona, jej serce nie może być zatrute. Muszę to odwrócić! — pomyślała z niepokojem królowa, patrząc w te rozbiegane, wielkie od lęku oczy Śnieżki i zastanawiając się, która mikstura przywróci jej jasność myślenia.
— Zabierzcie ją do łazienki — zwróciła się w stronę dwóch stojących najbliżej niej strażników. — Wpierw trzeba uwolnić ją od tych nieczystości przeklętej puszczy. Tylko bądźcie delikatni.
Raul niechętnie rozstał się ze swoją królewną, a i ona bez dotyku jego dłoni stała się jeszcze bardziej nerwowa i obracała głowę w jego stronę, nawet gdy strażnicy prowadzili ją już przez wrota zamku. Helenie spodobała się ta zażyłość. Miłość. O to mi chodziło.
Jako że tłum mieszkańców zamku nadal tkwił na dziedzińcu, królowa machnęła władczo ręką.
— Rozejść się! Królewna Śnieżka potrzebuje opieki, ale wróciła już do domu, wszystko jest na dobrej drodze! Wracajcie do swoich zajęć!
Potem jej szmaragdowe oczy zwróciły się w stronę przybyszów i zdawały się złagodnieć.
— Panowie, moja wdzięczność nie zna granic. Zwróciliście mi córkę. Obsypię każdego z was złotem — rzekła uprzejmym tonem, uśmiechając się radośnie i całkiem szczerze. Zauważyła jednak, że mężczyźni wymieniają między sobą krótkie spojrzenia. — A może macie inne życzenia?
Kobieta przyglądała się głównie Raulowi — był dobrze zbudowanym młodzieńcem o nieodpartym uroku osobistym i lśniących buntowniczo oczach. Wiedziałam, że Śnieżka nie oprze się takiemu kandydatowi. Gdyby zechciał ją poślubić, wszystko byłoby idealne.
— Oczywiście chętnie przyjmiemy złoto od Waszej Wysokości, niemniej naszą nagrodą jest szczęście, jakie płynie z ponownego spotkania się dwóch bliskich sobie osób — odparł grzecznie i bardzo czarująco Raul, unosząc lekko kącik ust. Byłby niezgorszym zięciem. Jaka szkoda.
— Miło mi to słyszeć. Złoto dostaniecie rankiem, tymczasem zapraszam was do zamku. Ogrzejcie się i posilcie, za wami ciężka podróż. — Wyciągnęła zapraszająco dłoń i ruszyła w stronę drzwi. Po chwili usłyszała za sobą stukot czterech par butów.
Gdy weszli do środka, rozkazała każdemu z rycerzy przydzielić własną komnatę, rozpalić ogień w kominkach oraz przynieść im jadło i napoje. Goście przyjęli te dary z pełnymi szacunku skinięciami głowy. Królowa posłała im uśmiech, a potem oddaliła się, myślami wracając do biednej, oszalałej Śnieżki.
Coś w powietrzu drżało.
Szepty się nasilały.


Śnieżka nadal jeszcze trochę drżała, gdy zaprowadzono ją do znajomej, rozświetlanej świecami sali. Jakaś świeżo upieczona służka zaczęła napełniać okrągłą, drewnianą balię wodą. Królewna umówiła się z Raulem, że to będzie tylko gra, ale wcale nie udawała strachu — naprawdę czuła wiele obaw, zwłaszcza, że została teraz sama, zdana tylko na siebie. A spojrzenie po tym wszystkim w zielone oczy królowej było… jak zachwianie się nad przepaścią.
A równocześnie jak powrót do domu. Gdy królewna patrzyła na swoją macochę, widziała oblekającą jej ciało pajęczynę przeszłości. Wśród tych nitek widziała też dobre chwile, pełne wsparcia i miłości. Przez chwilę nawet chciała porzucić tę farsę i po prostu przytulić kobietę, którą kiedyś uważała za matkę.  
Ale to kłamstwo.
— Za daleko, za daleko zaszłam — mruknęła do siebie, by uciszyć wątpliwości. Służka skończyła nalewać wodę i teraz spojrzała na nią niepewnie, jakby z obawą. Śnieżka odrzuciła od siebie poczucie skrępowania — przecież taka miała być, szalona.
— K-kąpiel gotowa, moja pani — odezwała się dziewczyna. Odgarnęła nerwowo ciemne włosy z czoła. — Muszę cię rozebrać. Pozwól…
Poczłapała w stronę Śnieżki i ostrożnie zaczęła ją uwalniać z fałd zniszczonego ubrania. Królewna wiedziała, że wedle swojej roli powinna się rzucać i warczeć, ale nie chciała dziewczynie utrudniać zadania, a samej przedłużać oczekiwań. Dlatego tylko zademonstrowała drżenia warg, a poza tym stała całkiem spokojnie, patrząc smutno, jak na ziemię pada zrobiony dla niej przez Gburka kożuch z szaraków, przykrótka szata któregoś z karłów i królicze obuwie. Odzienie żebraczki. Ściągając te ubrania, służka miała naprawdę zabawny wyraz twarzy, dlatego w którymś momencie królewna parsknęła śmiechem. Dziewczyna skrzywiła się lękliwie, ale bez słowa poprowadziła swoją nagą panią do balii.  
Woda była przyjemnie ciepła i pachnąca różami. Śnieżka zanurzyła się w niej z prawdziwą ulgą, od nowa odkrywając rozkosze oczyszczających objęć kąpieli. Brud zaczął powoli odklejać się od jej ciała, zesztywniałe mięśnie zaznały rozluźnienia. Służka tymczasem zajęła się włosami swojej pani, które musiały wyglądać gorzej niż siano. Zamoczyła je i namydliła, podczas gdy z nich wypadały resztki liści, a nawet jedna mrówka. Śnieżka przymknęła oczy, dopiero teraz rozumiejąc, jak bardzo potrzebowała odprężenia.
Cieszyła się też, że ta komedia się udała, a królowa chwilowo dała jej spokój. Było jej tylko trochę wstyd pokazać się w takim stanie przed poddanymi, a jeszcze dziwniej się czuła, szarpiąc się i udając niezrównoważoną psychicznie. To było jak nałożenie sobie na twarz błota. Czy tak czuli się Gburek i Wesołek, gdy zmuszano ich do odgrywania ról w trupie?
Gburek… Spod półprzymkniętych powiek rzuciła spojrzeniem na leżące obok balii ubrania, wśród których wciąż tkwił drewniany nożyk, który karzeł dla niej wystrugał. Teraz, gdy miała specjalny sztylet od Raula, był bezużyteczny, a jednak nie chciała go wyrzucać. Gdy to się skończy, otworzę ludziom oczy. Już nikt nie rzuci w Gburka kamieniem, nikt go nie skrzywdzi.  
Nagle jej senne rozmyślania przerwał huk otwieranych drzwi. Do łazienki wpadła niewysoka osóbka o jasnych, spiętych w kok włosach. Zapodziała tylko gdzieś swój fartuch kuchenny. Teraz jej zielone oczy zrobiły się dwa razy większe i płonęło w nich poruszenie. Śnieżka też na nią patrzyła znad delikatnych strużek oparów, zaskoczona i dotknięta.
Ciemnowłosa służka w końcu otrząsnęła się z szoku.
— Co tu robisz? Królewna musi mieć spokój…
— Przyszłam cię zamienić z rozkazu królowej — wypaliła Nyn miłym, opanowanym głosem. — Jesteś potrzebna w komnacie sir Eda.
— Naprawdę? — Dziewczynie chyba ulżyło. — Skoro tak… Pani.
Skłoniła się niezgrabnie i nerwowym krokiem opuściła salę. Słoneczko obserwowała, jak zamykają się drzwi, a potem zachichotała w ten swój słodki, głupiutki sposób. Śnieżka zapomniała, że ma grać obłąkaną i też uśmiechnęła się lekko.
— Naprawdę sir Ed jej potrzebuje? — spytała, mrużąc podejrzliwie oczy.  
— To całkiem możliwe, w końcu ktoś musi zająć się jego mokrym odzieniem. A my mamy spokój. — Nyn wzruszyła zadowolona ramionami, a potem zbliżyła się do balii, przybierając poważną minę. — Musiałam cię zobaczyć. Bułeczka mówiła, że oszalałaś w lesie, ale… wydajesz się całkiem przytomna, Śnieżynko.
Śnieżka spoglądała uważnie w tej jasne, wesołe oczy i przypomniała sobie, jak była wdzięczna stojącej przed nią dziewczynie za wlanie w nią dziewczęcości i ponownej radości życiem. Nie zawsze się przed nią otwierała, ale tym razem czuła, że może to zrobić.
— To była tylko część planu — wyjaśniła cicho, licząc, że kamienne mury pomieszczenia zatrzymają w sobie te słowa. Słoneczko zmarszczyła zaciekawiona brwi.
— Planu? Przeciw królowej?
— Skąd wiesz? — Zaniepokojona Śnieżka zacisnęła mokre palce na drobnych dłoniach jasnowłosej. Dziewczyny zaczęły szeptać.
— Słyszałam ją. Knuje przeciw tobie w ciemnych zakamarkach zamku wraz ze swoim półwilczym sługą. To…
— …czarownica, wiem. Dlatego właśnie uciekłam. Ale nie mogę wiecznie się chować. — Z tymi słowami królewna poczuła, że powraca jej siła. Słoneczko wydawała się bardzo podekscytowana.
— Czy Raul zabije dla ciebie królową?
— Nie, ja to zrobię — odparła poważnie Śnieżka, ale przy jasnej obecności Nyn podniosłość pękała jak bańka mydlana. Z udawaną złością chlusnęła przyjaciółkę falą wody. — I nie śmiej się, bo naprawdę jestem zdeterminowana.
— Rozumiem, nie będę. — Usta kucharki oddelegowały od siebie uśmiech. — Zawsze wiedziałam, że jesteś silna, Śnieżynko. I mam dla ciebie to.
Nyn wyjęła zza pazuchy niewielkie ostrze, lśniące w półmroku jak srebrna pręga. Namaszczonym ruchem włożyła go pomiędzy śliskie palce przyjaciółki.  
— Sztylet? Ale ja właściwie mam…
Słowa królewny zginęły w echu zbliżających się kroków. Śnieżka zamarła, rozpoznając w nim pełen gracji chód macochy. Słoneczko rozdziawiła w zaskoczeniu usta. W ostatniej chwili udało im się opamiętać — królewna schowała sztylet pod wodą, a Nyn odskoczyła od balii i udała, że układa leżące na ziemi łachmany. 
Przez drzwi weszła królowa. Ściągnęła z siebie lisie futro, pozwalając, by opinał ją jedynie aksamitny materiał wyszyty czerwono-białymi kwadratami, przywodzącymi na myśl pola szachownicy. We włosach kobiety tkwił diadem z rubinowym sercem. Jej okrągła twarz w migoczącym świetle świec zdawała się złowroga i tajemnicza. Jest piękna — musiała pomyśleć Śnieżka.  
Królowa skinęła głową na Słoneczko.
— Dziewczyno, nie jesteś nam już potrzebna.
Nyn zawahała się, ale tylko na moment. Zaraz skłoniła się pośpiesznie, rzuciła przyjaciółce porozumiewawcze spojrzenie i wyszła z sali. Musiała wierzyć, że zaraz dopełni się przeznaczenie. Dobro pokona zło. 
Królowa i królewna spojrzały sobie w oczy. Komnatę wypełnił kłąb ciszy. 


Naprawdę lubię ten rozdział. Jest taki... dwoisty. Starałam się pokazać, że nie ma czystego rozgraniczenia na dobro i zło.
Za parę notek będzie retrospekcja z życia królowej(bo to wciąż nie koniec historii, wbrew pozorom jeszcze trochę przed nami). 
Mam nadzieję, że mieliście miłe wakacje ;)

11 komentarzy:

  1. Całkowicie zapomniałam, że w baśni o Śnieżce to właśnie do lustra Zła Królowa zwracała się z pytaniem, kto jest najpiękniejszy. Może gdybym pamiętała, to wcześniej skojarzyłabym to z zakrywaniem wszystkich luster przez Helenę. No nic, do mojej sklerozy muszę się przyzwyczaić.
    Ale skoro już jestem przy królowej, to po tym rozdziale zrobiło mi się jej trochę żal, bo jednak w pewien sposób kochała króla oraz Śnieżkę, cały czas zależało jej nie tylko na sercu królewny, ale także na jej dobru. Dlatego też z niecierpliwością czekam na rozdziały, w których zostanie przedstawiona historia Heleny.
    Na początku chciałam pochwalić Śnieżkę, że tak dobrze odegrała rolę dziewczyny, która oszalała. Ale gdy została sam na sam ze Słoneczko miałam ochotę stuknąć ją w głowę. Uważam, że nawet przed nie powinna wypadać z roli, bo przecież nie wiedziała, co działo się na zamku podczas jej nieobecności i ten chwilowy "powrót do normalności" mógłby całkowicie zrujnować jej zamiary. Co więcej, w każdej chwili ktoś mógł wejść w nieodpowiednim momencie i zastać królewnę ze sztyletem w ręce.
    Tak się zastanawiam, czy to właśnie teraz dojdzie do ostatecznej konfrontacji między Śnieżką i Heleną, dlatego niecierpliwie czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :)
      Hah, no czasem takie szczegóły umykają.
      Faktycznie, Śnieżka zachowała się nieco nieodpowiedzialnie. Niemniej widok dawnej przyjaciółki ucieszył ją do tego stopnia, że zapomniała o rozsądku.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Witaj.
    Po pierwsze, intrygujący początek rozdziału. Bardzo podobał mi się sposób, w jaki opisałaś rolę lustra i to, jak inaczej można dostrzegać codzienny, zupełnie normalny dla większości z nas przedmiot. A wzmianka o tym, że lustro wie o nas wiele, ale o Królowej już zbyt wiele była bardzo mroczna i intrygująca zarazem.
    Totalnie nie spodziewałam się, że Królowa postępowała tak, nie inaczej, przez lustro. To ono śmiało się z niej w chwili, gdy zamordowała mężczyznę, którego darzyła miłością. To ono było winne jej zepsuciu, jej nikczemności, jej złu. To ono mamiło ją myślą, że nie jest najpiękniejszą, szeptało jej do uszu jadowitym językiem słowa, które Helena przeradzała w czyny, często okrutne.
    W tym rozdziale pozwoliłaś na przybliżenie czytelnikom historii "Złej Królowej" a raczej kobiety smutnej, samotnej i omamionej. Kobiety, która dokonywała niesłusznych wyborów nie do końca z własnej winy. Oczywiście nie wiemy o niej jeszcze wszystkiego, jednak na dzień dzisiejszy, po tym rozdziale, tak ją odebrałam.
    Zrobiło mi się przykro, gdy czytałam o wspomnieniu zasadzenia białej róży pośród swoich czerwonych współbraci. Ta historia ukazała, że Królowa martwiła się o Śnieżkę, że nie chciała dla niej źle przez te wszystkie lata, ba, nawet że na swój sposób obdarzyła ją uczuciem. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z podobną wersją tej bajki, więc jestem urzeczona tą, którą stworzyłaś ;)
    Pierwsze spotkanie po długiej rozłące między Śnieżką a Heleną nie wypadło zbyt pomyślnie, oczywiście nie dla tej drugiej. Tak długo czekała na ten moment – chwilę triumfu, ale niestety nie poszło tak, jakby tego chciała. Martwi mnie jednak to, że tak spodobała jej się myśl o miłości do Raula, choć z tego co widziałam w poprzednich rozdziałach, młoda królewna nie pała do niego tak gorącym uczuciem, jakby chciała tego jej macocha, i dobrze. Cieszę się, że Królowa jak na razie nie wie o istnieniu mężczyzny, który prawdziwie miłuje dziewczynę, bo wtedy naprawdę zaczęłabym się bać o ich życie (zwłaszcza Gburka hehe). Co tak królowa knuje hmmm...
    Podobało mi się, że Śnieżka ma plan, aby po zwycięstwie nad Heleną, otworzyć ludziom oczy, by nikt nie śmiał się z takich osób jak karzełek. W ogóle bardzo fajnie, że od czasu do czasu dziewczyna o nim myśli – nie cukierkowo - "ach jakbym chciała musnąć jego wargi", tylko po prostu o tym czy wszystko u niego w porządku, jak się miewa. To zdecydowanie bardziej prawdziwe i dojrzałe zachowanie, co tylko dopełnia istotę zmiany, jaką przeszła z Puszczy Zapomnienia.
    Nie jestem do końca pewna, czy Śnieżka postąpiła słusznie, od razu przyznając się Nyn do całego planu i kłamstwa à propos bycia szaloną (które bardzo dobrze odegrała, brawo!). A co jeśli Królowa coś usłyszała? Co jeśli zauważy ich zażyłość i wykorzysta to przeciwko nim? Bladolica powinna się już chyba nauczyć, że nie można nikomu ufać, ale mam nadzieję, że mimo tego drobnego głupstwa nic złego się nie stanie.
    I ta końcówka! Jestem szalenie (może nie aż tak bardzo jak Śnieżka :D) ciekawa, co wydarzy się w następnym rozdziale. Czy kobiety będą nadal prowadziły ze sobą tę grę, czy dojdzie do finałowej bitwy? Czekam z niecierpliwością na kolejną porcję historii, by się tego dowiedzieć!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! ^^
      Cieszę się, że tak odebrałaś królową. Chciałam pokazać, że nie jest złem wcielonym. Bardziej... marionetką. Też jeszcze nie spotkałam się z wersją, gdzie królowa i Śnieżka darzyłyby się pewną miłością. Mam nadzieję, że zdołałam was zaskoczyć.
      O nie, gdyby Śnieżka tak myślała o Gburku, musiałabym ją posiekać :P To z pewnością nie ten rodzaj relacji.
      Przyznam, że takiej osobie jak Śnieżka trudno jest nikomu nie ufać. Przywiązała się, do Gburka, ufa w pomoc Raula, cieszy się ze spotkania z przyjaciółką... Dziewczyna jest mimo wszystko wrażliwa i choć chce być silna, nie może taka być bez wsparcia innych.
      W następnym rozdziale będzie się działo! ;)
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  3. Bardzo ciekawy rozdział :)
    Ukazałaś nam trochę rąbka tajemnicy o Królowej i niezwykle mnie zadziwiła jej historia. Zabiła Filipa, a ona ma wrażenie, że to lustra w jakimś tam stopniu ją przeszywają i to one sprawiły, że dokonała tego strasznego czynu. Nie wiem, czy dobrze rozumuje, ale tak wywnioskowałam z rozdziału^^
    I w ogóle to zaciekawił mnie fakt, że matką Heleny była Królowa Kier... to jakby nawiązanie do tego, co kiedyś ona robiła ze Śnieżką.
    Czytając słowa "skrócić o głowę" od razu w mojej głowie pojawił się obraz Heleny Bonham Carter w animacyjnej wersji "Alicji w krainie czarów" :D
    O, i Słoneczko się pojawiło, a tak się zastanawiałam, gdzie ona się podziewała przez ten czas :) Dobrze, że Śnieżka będzie miała w niej oparcie w tym teatrze obłąkania.

    Pozdrawiam serdecznie i czekam na ciąg dalszy :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :)
      Dobrze zrozumiałaś. Helena jest w pewien sposób przeklęta.
      Hah, lubię tę wersję Alicji :) Tak, Helena ma powiązania z tą baśnią, aczkolwiek to jakby jej boczna gałąź. Nie będzie tutaj samej Alicji ;)
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  4. Przepraszam, że dopiero teraz. Notkę przeczytałam dużo wcześniej, ale nie miałam czasu komentować, dlatego przepraszam, jak nie wspomnę o czymś ważnym. Mogłam za ten czas co nieco zapomnieć. :)

    Dobrze, że cała ta akcja ze spotkaniem z Heleną przeszła całkiem gładko. Byłam zdziwiona, jak skomplikowana jest osoba królowej, bo to z jednej strony bardzo bezwzględna wiedźma, upiorna kolekcjonerka serc w słoiku, a z drugiej strony czasami tak silnie emanuje z niej miłość do zmarłego męża i jego córki. Czasem wydaję mi się, że kompletnie nie rozumiem tej kobiecy, co oczywiście działa na korzyść postaci.
    Śnieżka całkiem dobrze poradziła sobie w roli szalonej dziewczyny, chociaż domyślam się, jakie to musiało być dla niej trudne. Ucieszyłam się, gdy zwierzyła się z problemów Słoneczkowi. Ta dziewczyna jest cudowna i zawsze rozpromienia każdy rozdział, jakby naprawdę była słońcem. Myślę, że z taką podporą Śnieżka da sobie lepiej radę. Słoneczko z pewnością jej nie zawiedzie. Martwię się tylko Karzełkiem. ;c Trochę mi za nim tęskno, mam nadzieję, że nikt nie zrobi mu krzywdy. Nie zniosłabym tego. Nie mogę się doczekać, aż Śnieżka wprowadzi go na dwór. To będzie magiczna chwila <3

    Świetny rozdział! Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy, rozumiem i dziękuję za komentarz, kochana! ;)
      Cieszę się, że udało mi się przedstawić Helenę jako osobę złożoną. Nawet ja nie wiem do końca, co o nie myśleć xD
      Do Gburka wrócimy za parę rozdziałów.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Puk, puk, Marzycielko, jesteś tam? Na wstępie chciałam Cię przeprosić za moją nieobecność. Złożyło się na to klika czynników. W dużej mierze te nieznośne letnie upały, a poza trym pewne zawirowania osobiste. No, ale teraz wszystko już sobie w miarę poukładałam, dlatego korzystam z okazji, by nadrobić zaległości Wreszcie doczekałam się na informacje o lady Helenie.To wszystko razem oraz każdy element z osobna wywarło na mnie spore wrażenie, nie powiem. zatem dla Pani z Czerwony Krain lustro jest swoistym przekleństwem. Wątki tym razem są troszeczkę zawiłe stąd nie wszystko zdołałam zrozumieć. Niewątpliwie spory wpływ charakter przyszłej macochy Śnieżki miała despotyczna matka. Bardzo wyraźnie dajesz Czytelnikowi do zrozumienia, iż jest to królowa Kier. Ciekawa koncepcja, bardo spójnie łączysz różne elementy. Ścięcie głowy ogrodnikom za z pozoru błahe przewinienie budzi grozę. Podobnie jak kolekcjonowanie serc w słoikach. Teraz już przestaje się dziwić, dlaczego doszło do tych wydarzeń Po Na pewno nie łatwo żyć z takim ciężarem na sercu, a przebłyski jakiś ludzkich uczuć u monarchini dają nadzieję. Chociaż z drugiej strony może troska o pasierbicę i tęsknota za mężem jest jedynie częścią jakiegoś chorego planu? Bardzo to niejednoznaczne, a zarazem takie ciekawe! Czekam na nowości, a pod koniec września zapraszam do siebie. Mam w zanadrzu pewną niespodziankę, więcej nie zdradzę. Pomysł krążył mi po głowie już od dawna, Z chęcią poddam się twojej ocenie, mimo iż już teraz mam pewne obawy. Po szczegół zapraszam wkrótce do mnie. Oczywiście czekam na ciąg dalszy. Zapowiedź daje do myślenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem, jestem i dobrze, że Ty też jesteś, bo niebawem dodam nowy rozdział ;)
      Nie dziwię się, że jeszcze nie wszystko rozumiecie. Na razie chcę część historii Heleny zachować w tajemnicy, ale mam nadzieję, że pod koniec wszystko wam wyjaśnię. W każdym razie jej postać jeszcze trochę namiesza.
      O, ciekawe. W takim razie czekam i pozdrawiam! :)

      Usuń
  6. No, miałam dłuższą przerwę, ale już jestem :)

    Wiesz, tak sobie myślę, że Królowa wcale nie jest taka zła. Przedstawiłaś ją w tym rozdziale jako naprawdę uczuciową kobietę. Tylko rodzina jej się trafiła nieciekawa, no ale przecież matki nikt sobie nie wybiera. Miałam wrażenie, że ona naprawdę kocha Śnieżkę, tak szczerze, całym sercem. Wpadła w złe towarzystwo, ten demon z Lustra... brr... Ale chyba nie pozwoliłaby demonowi zrobić Śnieżce jakąkolwiek krzywdę.

    Wydaje mi się, że ten plan z udawaniem oszalałej to nie jest dobry pomysł. Jak przeczytałam o tym, że Śnieżka czuła się głupio, udając taką przed poddanymi, to momentalnie pomyślałam, że przecież jak to się już skończy i Śnieżka zabije Królową to przecież poddani mogą jej nie uwierzyć. Wszak wszyscy widzieli, że była obłąkana. I żeby się nie stało tak, że ona ją zamorduje, a potem jakiś radny czy coś nie stwierdzi, że morderstwo było wynikiem choroby umysłowej. Bo jeszcze Śnieżkę zamkną za to w najwyższej komnacie najwyższej wieży.

    Dobra, lecę czytać dalej.
    Pozdrówki!Ciao :*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy