Lustro.
Pozornie banalny
przedmiot, kawał szkła, jeden z wielu elementów pomieszczenia. Mijamy je w
swoich lakonicznych wędrówkach przez komnatę, a jednak ono cały czas tkwi na
ścianie i obserwuje nas, śledzi nasze ruchy swymi szklistymi oczyma niczym
przyczajony w mroku kot. Gdy powierzamy pustemu pokojowi ciężkie westchnienie,
niepowstrzymywany śmiech czy tłumione wcześniej łzy, zwierciadło spogląda na
nas jak ktoś zaufany, jak przyjaciel. Gdy zaś zrzucamy z siebie odzienie, by
móc się przebrać, jego wzrok jest wzrokiem kochanka. Zwierciadło nieustannie
widzi nas w sobie — jak przymierzamy nowy strój, jak poprawiamy niesforne
kosmyki włosów, jak ćwiczymy maski i grymasy, które potem zaprezentujemy
ludziom.
Lustro wie o nas
bardzo wiele. O królowej Helenie zaś zbyt wiele.
Dlatego kazała je pozakrywać
w całym zamku; ozdobnymi materiałami oddzielić się od ich podstępnych,
chłodnych tafli. Przyniosło to chwilową ulgę, ale Helena nie mogła się od nich
uwolnić na długo. Wystarczyło tylko jedno spojrzenie na szkarłatną płachtę,
która przykrywała szklane oczy — już wiedziała, że coś za nią jest, słyszała
szepty, czuła wybuch ognia trawiącego nerwy pod jej skórą. Wiedziała, że demon
z lustra nadal wyciąga ku niej dłonie, a ona nie była w stanie się przed tym
bronić. Nigdy nie była, choć gdy żył jeszcze jej ukochany Filip, gdy tulił ją
do siebie w łożu, noce bywały spokojniejsze, jakby ramiona miłości mogły odstraszyć
złe mary. Teraz jednak jej słodki król spoczywał zimny i nieruchomy w trumnie.
Tak jak rozkazało
lustro.
Helena pamiętała
zaskoczony wyraz jego pięknych, szafirowych oczu w tamtej chwili. Mężczyzna
trzymał ją półnagą na swoich kolanach, a wówczas w jej dłoni nagle błysnął nóż.
Zrobiła to szybko — miała wprawę. Nim król zdążył krzyknąć albo ją przekląć,
ostrze już zagłębiło się w jego piersi, a z twarzy uciekało życie. Helena
pamiętała też, że gdy chwyciła zakrwawionymi palcami słodkie, miękkie, jeszcze
ciepłe serce Filipa, łzy żalu na jej policzkach zmieniły się w radość. Czuła się
upojona czułością, spełniona jak w apogeum aktu miłosnego, bo wreszcie Filip
oddał jej serce, które będzie przy niej na wieki, zamknięte w ścianach słoja w
jej sekretnej komnacie.
Delikatnie
zamknęła powieki swojemu chłodniejącemu małżonkowi, przykryła go kołdrą, a
potem przebrała się i umyła z krwi, a serce otuliła w materiały zawiniątka.
Następnie wzięła świecznik i podłożyła go pod zasłony łoża. Cieszyła się, że
jej ukochany zostanie zwieńczony koroną z płomieni. Otarła ostatnią łzę,
chwyciła zawiniątko i zniknęła w jednym z tajemnych połączeń pomiędzy komnatami
w murach. Za sobą słyszała cichy śmiech lustra.
Czy to czyniło ją
złą?
Tego wieczora, gdy
na ziemię po raz pierwszy spadły te zimne okruchy śniegu, królowa Helena z
Czerwonych Krain nabrała ochoty odwiedzenia ogrodu. Nigdy nie czuła się tak
samotna jak w zimę, podczas której na próżno szukać refleksów ukochanego
ciepła.
Rozkazała służce Pen
przynieść jej futro z lisów. Piegowata dziewczyna wydawała się zdumiona tym nagłym
życzeniem, ale nauczyła się już milczeć. Helena słyszała jej bijące pod
szorstkim materiałem serce. Jego rytm był przyśpieszony, co świadczyło o
nerwach. Ale tak naprawdę ta mała gąska nie miała się czego obawiać — była
bezwartościową przedstawicielką pospólstwa, a serce takiej osoby nie miało dla królowej
żadnego znaczenia.
Podczas gdy służka
uwijała się z zakładaniem rudego futra na ramiona swej pani, władczyni rzuciła
uważne spojrzenie na przykryte czerwonym całunem zwierciadło. Tyle razy
zabierała się do jego roztłuczenia, ale nigdy nie potrafiła przejść do czynu. Teraz
lustro zdawało się być niespokojne albo podniecone. Już od kilku dni pulsowało
dziwną energią, która ledwo pozwalała Helenie zasnąć. Zresztą — czy ona
wiedziała w ogóle, co to jest zdrowy sen? Przez ostatnie lata odprężenie
uzyskać mogła jedynie dzięki środkom nasennym.
Mówi
się, że lustra są powiernikami duszy — przypomniała sobie w myślach a jej serce,
jak to często bywało u schyłku dnia, znów ogarnęło zgorzknienie. Czy może raczej… złodziejami duszy? Czasami
miała wrażenie, że jej umysł nie należy już do niej, że został zamknięty w
niewidzialnych, gładkich ścianach lustrzanego pudła.
Ruszyła na dół
pogrążonymi w cieniach korytarzami. Spotkana służba pozdrawiała ją pokornymi
kiwnięciami głowy, co wywołało uśmiech na czerwonych ustach władczyni. Przynajmniej z tego jestem dumna. Urodziła
się w zamożnej rodzinie, ale nigdy nie podejrzewała, że przyjdzie jej władać
królestwem i to tak osobliwym. Nawet gdy poznała Filipa, spokojnego władcę zza
granicy, który gościł w domu jej matki w czasie swojej podróży, nie wierzyła
jeszcze, że zdobywając jego serce, może wkupić się na tron.
Noszenie korony
było jednak niezwykłym przeżyciem. Utwierdzało ją w przekonaniu, że mogła być
przeklęta i zła, ale też ważna, potrafiąca skierować swe życie na szczyt. Może tego chciało lustro? Zaprowadzić mnie
na szczyt? — zastanawiała się czasem w chwilach radości i wdzięczności
wobec demona. Potem jednak pochmurniała. Przecież
już osiągnęłam wszystko. Czy w takim obrocie spraw lustro nie powinno
zamilknąć? Przychodziło jej wówczas do głowy, że jeszcze cos ją czeka — coś
lub ktoś.
Jej słodka
pasierbica o policzkach jak śnieg, a włosach jak heban. Rozprawienie się z nią
powinno być ostatnim elementem układanki tego szaleństwa.
Zawsze gdy Helena chciała
uciec przed szeptami i ogniem, skrywała się w wypielęgnowanym własną ręką
ogrodzie, gdzie rosły jej ukochane róże. Ich czerwone jak rubiny płatki
rozchylały się lekko, gdy przechodziła obok, jakby przesyłały jej pozdrowienia.
Pomimo, że z nieba spadały wirujące odłamki śniegu, tu zawsze było zielono i
pachnąco, jakby chłód i deszcz nie miały wstępu do tego miłego królowej skrawka
ziemi. Helena przysiadła na marmurowej ławeczce pośród wijących się w jej
stronę kwiatów i rozpięła lisie futro, pragnąc chłonąć swój ogród wszystkimi
zmysłami.
Tutaj była
bezpieczna. Tutaj była małą dziewczynką, która jeszcze nie bała się luster. Tutaj
była jedynie dzieckiem lubiącym spędzać rozgrzane słońcem popołudnia w
towarzystwie kwiatów.
Pamiętała, że
pewnego dnia jej matka rozkazała zasadzić dla niej mały zagajnik pełen
rubinowych róż. Był to jeden z nielicznych gestów, które wyrażały miłość do
córki. Helena dalej z pewnym rozbawieniem, ale też i trwogą, wspominała tamtą
pomyłkę, gdzie ogrodnicy zasiali w ziemi ziarna nie czerwonych róż, a białych. Gdy
jej matka się o tym dowiedziała, wpadła, jak to często bywało, w gniew. Mała
Helena cieszyła się, że kobieta tak się tym przejęła, póki nie kazała pozbawić wszystkich
trzech ogrodników głów. Nie była królową, ale większość ludzi ze względu na
nielitościwość i lubowanie się w krwawych egzekucjach, zwała ją Królową Kier. Helenie
do tej pory brzmiały w uszach jej zezłoszczone krzyki ,,ściąć im głowy!’’
,,skrócić ich o głowę!’’, których nasłuchała się w dzieciństwie. Życie z taką
kobietą pod jednym dachem nie było łatwe. Kochałam
ją i podziwiałam za siłę, za to, że pokazała mi ścieżki magii, ale równocześnie
nienawidziłam jej za to, że była tak okrutna, że wolała obejrzeć ścinanie
czyjejś głowy niż opowiedzieć córce bajkę na dobranoc.
Królowa rozchyliła
delikatnie powieki, budząc się ze wspomnień, a w oczy rzucił się jedyny jasny
akcent w jej ogrodzie. Biała róża. Liche biedactwo pośród morza czerwieni. A
jednak wciąż rosło, wciąż wypuszczało pąki. Zasadziła
ją Śnieżka.
To było już dawno,
kiedy obie kobiety połączyła czarna nić żałoby po królu. Helena nigdy nie
chciała mieć dzieci, bo jej dzieciństwo pozostawiało wiele do życzenia i czuła
wstręt na myśl, że jakaś istota mogłaby przeżywać coś podobnego. Ale Śnieżka… wkradła
się do jej serca. Wpierw sądziła, że dziewczynka, pomimo całego swojego uroku i
zdrowo bijącego serca, jest nieco rozpieszczona i dumna, ale gdy Filip odszedł,
a one zostały same, poznała ją pod tą warstwą chłodu i zobaczyła słodkie
dziecko. Dzięki niej znów odrzuciła od siebie samotność.
Ale lustra wciąż
szeptały.
Królowa wpatrywała
się intensywnie w białą różę, jakby ta miała usta i mogła jej zdradzić, co się
stało ze Śnieżką. Gdzie się podziałaś,
moja mała królewno? Dlaczego uciekłaś? A może ktoś cię porwał? Helena
nieraz zadręczała się tymi pytaniami i miała ochotę wyrwać serca tym wszystkim
bezużytecznym rycerzom, którzy wracali z pustymi rękoma.
A już najbardziej
Forwinowi. Ten zapchlony głupiec miał ją na talerzu i pozwolił uciec, a teraz przeczesywał
las i nie potrafił nic znaleźć, co skłaniało królową do myślenia, że Śnieżka
wcale nie znajduje się w Puszczy Zapomnienia. Chciała uciec się do czarów,
zawarzyć w kociołku odpowiednią miksturę i na jej tafli ujrzeć miejsce pobytu
Śnieżki, ale wyglądało na to, że chroniły ją jakieś czary i pozostawała
niewidoczna dla oczu czarownicy.
Królowa mogła
tylko drżeć z frustracji i wysłać swojego wilka, by węszył dalej. Liczyła też
na oddział pod dowództwem Raula z Bukowego Dworu. Może choć oni okażą się
pomocni.
Nagle nawet do
ogrodu wdarł się chłodny wiatr. Królowa zaczęła sobie wyobrażać, że Śnieżka
leży już gdzieś martwa, z pustymi oczyma i zimnym, roztrzaskanym sercem. I właśnie
gdy zamierzała uwolnić spod powiek łzy, usłyszała szelest kroków. Po chwili
pomiędzy różami pojawił się przysadzisty strażnik, który pasował do tego
miejsca jak żaba do jedwabiów. Helena wstała dumnie, widząc poruszenie w jego
oczach.
— Pani, właśnie… —
zaczął zdyszanym tonem. Zapewne szukał
mnie w kilku innych miejscach, nim tu przyszedł.— Wrócił Raul z Bukowego
Dworu! Z naszą królewną!
Helena nie mogła
powstrzymać pełznącego na jej twarz zdumienia, a także muśnięcia radości w
sercu.
— Jesteś pewien?
— Tak, moja pani.
Przeszli właśnie przez bramy zamku! Tylko że królewna…
Helena uciszyła go
gestem dłoni, mając dosyć trwania w bezruchu. Bez słowa wyjaśnienia podwinęła
suknię i na wzór rozemocjonowanej wieśniaczki biegiem pokonała dzielący ją od
pasierbicy dystans.
Róże zaś zostały
na miejscu w tym ciepłym, pachnącym zakątku ogrodu, wyciągając zielone szyje,
jakby też chciały ujrzeć przybycie królewny. Biały kwiat wydawał się lśnić
jasnym blaskiem. Pozostałe, umoczone w czerwieni, spoglądały na niego nieufnie.
Wszystkie zaś
czekały.
Gdy królowa rozchyliła
ciężkie, dębowe drzwi, wśród białych płatków spadających na dziedziniec ujrzała
przybyły orszak otoczony zbiegowiskiem rycerzy i dziewek służebnych. Na dźwięk
kroków władczyni, cała ta hałastra odsunęła się niechętnie, by zrobić przejście
swojej pani. Helena cieszyła się, że ma na sobie lisie futro.
Czterej przybysze
nie wyglądali najlepiej. Ich czupryny były wilgotne od śniegu, na twarze padł
cień zmęczenia, a na butach zasychało błoto. Ale ich prezencja nie miała
znaczenia, gdyż to nie na nich zatrzymały się oczy królowej. Wśród szarości
rycerzy tkwiło jasne światełko — młoda, wychudła dziewczyna, którą trzymał za ramiona
brązowowłosy młodzieniec.
Czarownica
początkowo nie rozumiała, dlaczego Raul tak otwarcie prezentuje swoje uczucia,
ale po chwili już pojęła. On pilnuje, by
nie uciekła. Rzeczywiście, ta dziewczyna o niebieskich oczach Śnieżki, poruszała
się niespokojnie jak zwierzyna w sidłach. Jej spierzchnięte, bladoczerwone
wargi drżały, a wzrok błądził w szale po twarzach wszystkich zebranych.
— Śnieżko? —
wyszeptała królowa, podchodząc bliżej z niemile zdumioną miną. Wiedziała, że to
jej pasierbica, znała ton jej serca, nawet jeśli to kołatało się teraz nerwowo
we wszystkie strony. Wyczuwała w nim lęk, zagubienie, ale też pewien gniew. Nie
mogła jednak przełknąć wyglądu królewny. Blada, rozczochrana, odziana w
łachmany, z podkrążonymi oczyma i obłędem tańczącym po twarzy… przypominała udręczoną
marę znalezioną gdzieś na bagnach, a nie pełną blasku córkę króla.
Helena wyciągnęła
rękę i chciała dotknąć ginącego pod warstwą potu i brudu policzka dziewczyny,
ale ta wydała z siebie dziwny odgłos, jakby warknięcie.
— Nie dotykaj, nie
dotykaj, nie dotykaj! — wysapała i zaczęła się jeszcze bardziej wiercić, tak,
że Raul musiał zamknąć ją w smutnym, niedelikatnym uścisku.
— Co się z nią
stało? — warknęła oskarżycielsko w jego stronę królowa.
— Taką ją już
znaleźliśmy, Wasza Miłość — odparł przepraszająco. — Błąkała się półżywa pośród
drzew… Ledwo udało się nam ją schwytać i nakarmić.
— Puszcza
Zapomnienia odebrała jej zmysły, Wasza Wysokość — dodał ponuro wysoki rycerz
stojący tuż obok Raula. Jakieś pomywaczki wymieniły między sobą zatrwożone
westchnienia. Reszta też wydawała się strapiona.
Ona nie może być szalona, jej serce nie
może być zatrute. Muszę to odwrócić! — pomyślała z niepokojem królowa, patrząc
w te rozbiegane, wielkie od lęku oczy Śnieżki i zastanawiając się, która
mikstura przywróci jej jasność myślenia.
— Zabierzcie ją do
łazienki — zwróciła się w stronę dwóch stojących najbliżej niej strażników. — Wpierw
trzeba uwolnić ją od tych nieczystości przeklętej puszczy. Tylko bądźcie
delikatni.
Raul niechętnie
rozstał się ze swoją królewną, a i ona bez dotyku jego dłoni stała się jeszcze
bardziej nerwowa i obracała głowę w jego stronę, nawet gdy strażnicy prowadzili
ją już przez wrota zamku. Helenie spodobała się ta zażyłość. Miłość. O to mi chodziło.
Jako że tłum
mieszkańców zamku nadal tkwił na dziedzińcu, królowa machnęła władczo ręką.
— Rozejść się! Królewna
Śnieżka potrzebuje opieki, ale wróciła już do domu, wszystko jest na dobrej
drodze! Wracajcie do swoich zajęć!
Potem jej
szmaragdowe oczy zwróciły się w stronę przybyszów i zdawały się złagodnieć.
— Panowie, moja
wdzięczność nie zna granic. Zwróciliście mi córkę. Obsypię każdego z was złotem
— rzekła uprzejmym tonem, uśmiechając się radośnie i całkiem szczerze.
Zauważyła jednak, że mężczyźni wymieniają między sobą krótkie spojrzenia. — A
może macie inne życzenia?
Kobieta
przyglądała się głównie Raulowi — był dobrze zbudowanym młodzieńcem o
nieodpartym uroku osobistym i lśniących buntowniczo oczach. Wiedziałam, że Śnieżka nie oprze się takiemu
kandydatowi. Gdyby zechciał ją poślubić, wszystko byłoby idealne.
— Oczywiście
chętnie przyjmiemy złoto od Waszej Wysokości, niemniej naszą nagrodą jest
szczęście, jakie płynie z ponownego spotkania się dwóch bliskich sobie osób —
odparł grzecznie i bardzo czarująco Raul, unosząc lekko kącik ust. Byłby niezgorszym zięciem. Jaka szkoda.
— Miło mi to
słyszeć. Złoto dostaniecie rankiem, tymczasem zapraszam was do zamku. Ogrzejcie
się i posilcie, za wami ciężka podróż. — Wyciągnęła zapraszająco dłoń i ruszyła
w stronę drzwi. Po chwili usłyszała za sobą stukot czterech par butów.
Gdy weszli do
środka, rozkazała każdemu z rycerzy przydzielić własną komnatę, rozpalić ogień
w kominkach oraz przynieść im jadło i napoje. Goście przyjęli te dary z pełnymi
szacunku skinięciami głowy. Królowa posłała im uśmiech, a potem oddaliła się,
myślami wracając do biednej, oszalałej Śnieżki.
Coś w powietrzu
drżało.
Szepty się
nasilały.
Śnieżka nadal
jeszcze trochę drżała, gdy zaprowadzono ją do znajomej, rozświetlanej świecami sali.
Jakaś świeżo upieczona służka zaczęła napełniać okrągłą, drewnianą balię wodą. Królewna
umówiła się z Raulem, że to będzie tylko gra, ale wcale nie udawała strachu — naprawdę
czuła wiele obaw, zwłaszcza, że została teraz sama, zdana tylko na siebie. A
spojrzenie po tym wszystkim w zielone oczy królowej było… jak zachwianie się
nad przepaścią.
A równocześnie jak
powrót do domu. Gdy królewna patrzyła na swoją macochę, widziała oblekającą jej
ciało pajęczynę przeszłości. Wśród tych nitek widziała też dobre chwile, pełne
wsparcia i miłości. Przez chwilę nawet chciała porzucić tę farsę i po prostu
przytulić kobietę, którą kiedyś uważała za matkę.
Ale to kłamstwo.
— Za daleko, za
daleko zaszłam — mruknęła do siebie, by uciszyć wątpliwości. Służka skończyła
nalewać wodę i teraz spojrzała na nią niepewnie, jakby z obawą. Śnieżka
odrzuciła od siebie poczucie skrępowania — przecież taka miała być, szalona.
— K-kąpiel gotowa,
moja pani — odezwała się dziewczyna. Odgarnęła nerwowo ciemne włosy z czoła. —
Muszę cię rozebrać. Pozwól…
Poczłapała w
stronę Śnieżki i ostrożnie zaczęła ją uwalniać z fałd zniszczonego ubrania.
Królewna wiedziała, że wedle swojej roli powinna się rzucać i warczeć, ale nie
chciała dziewczynie utrudniać zadania, a samej przedłużać oczekiwań. Dlatego
tylko zademonstrowała drżenia warg, a poza tym stała całkiem spokojnie, patrząc
smutno, jak na ziemię pada zrobiony dla niej przez Gburka kożuch z szaraków, przykrótka
szata któregoś z karłów i królicze obuwie. Odzienie
żebraczki. Ściągając te ubrania, służka miała naprawdę zabawny wyraz
twarzy, dlatego w którymś momencie królewna parsknęła śmiechem. Dziewczyna skrzywiła
się lękliwie, ale bez słowa poprowadziła swoją nagą panią do balii.
Woda była
przyjemnie ciepła i pachnąca różami. Śnieżka zanurzyła się w niej z prawdziwą ulgą,
od nowa odkrywając rozkosze oczyszczających objęć kąpieli. Brud zaczął powoli
odklejać się od jej ciała, zesztywniałe mięśnie zaznały rozluźnienia. Służka
tymczasem zajęła się włosami swojej pani, które musiały wyglądać gorzej niż
siano. Zamoczyła je i namydliła, podczas gdy z nich wypadały resztki liści, a nawet
jedna mrówka. Śnieżka przymknęła oczy, dopiero teraz rozumiejąc, jak bardzo
potrzebowała odprężenia.
Cieszyła się też,
że ta komedia się udała, a królowa chwilowo dała jej spokój. Było jej tylko
trochę wstyd pokazać się w takim stanie przed poddanymi, a jeszcze dziwniej się
czuła, szarpiąc się i udając niezrównoważoną psychicznie. To było jak nałożenie
sobie na twarz błota. Czy tak czuli się
Gburek i Wesołek, gdy zmuszano ich do odgrywania ról w trupie?
Gburek… Spod półprzymkniętych powiek rzuciła spojrzeniem
na leżące obok balii ubrania, wśród których wciąż tkwił drewniany nożyk, który
karzeł dla niej wystrugał. Teraz, gdy miała specjalny sztylet od Raula, był
bezużyteczny, a jednak nie chciała go wyrzucać. Gdy to się skończy, otworzę ludziom oczy. Już nikt nie rzuci w Gburka
kamieniem, nikt go nie skrzywdzi.
Nagle jej senne
rozmyślania przerwał huk otwieranych drzwi. Do łazienki wpadła niewysoka osóbka
o jasnych, spiętych w kok włosach. Zapodziała tylko gdzieś swój fartuch
kuchenny. Teraz jej zielone oczy zrobiły się dwa razy większe i płonęło w nich
poruszenie. Śnieżka też na nią patrzyła znad delikatnych strużek oparów,
zaskoczona i dotknięta.
Ciemnowłosa służka
w końcu otrząsnęła się z szoku.
— Co tu robisz?
Królewna musi mieć spokój…
— Przyszłam cię
zamienić z rozkazu królowej — wypaliła Nyn miłym, opanowanym głosem. — Jesteś
potrzebna w komnacie sir Eda.
— Naprawdę? —
Dziewczynie chyba ulżyło. — Skoro tak… Pani.
Skłoniła się
niezgrabnie i nerwowym krokiem opuściła salę. Słoneczko obserwowała, jak
zamykają się drzwi, a potem zachichotała w ten swój słodki, głupiutki sposób.
Śnieżka zapomniała, że ma grać obłąkaną i też uśmiechnęła się lekko.
— Naprawdę sir Ed
jej potrzebuje? — spytała, mrużąc podejrzliwie oczy.
— To całkiem
możliwe, w końcu ktoś musi zająć się jego mokrym odzieniem. A my mamy spokój. —
Nyn wzruszyła zadowolona ramionami, a potem zbliżyła się do balii, przybierając
poważną minę. — Musiałam cię zobaczyć. Bułeczka mówiła, że oszalałaś w lesie,
ale… wydajesz się całkiem przytomna, Śnieżynko.
Śnieżka spoglądała
uważnie w tej jasne, wesołe oczy i przypomniała sobie, jak była wdzięczna stojącej
przed nią dziewczynie za wlanie w nią dziewczęcości i ponownej radości życiem. Nie
zawsze się przed nią otwierała, ale tym razem czuła, że może to zrobić.
— To była tylko
część planu — wyjaśniła cicho, licząc, że kamienne mury pomieszczenia
zatrzymają w sobie te słowa. Słoneczko zmarszczyła zaciekawiona brwi.
— Planu? Przeciw
królowej?
— Skąd wiesz? — Zaniepokojona
Śnieżka zacisnęła mokre palce na drobnych dłoniach jasnowłosej. Dziewczyny zaczęły
szeptać.
— Słyszałam ją. Knuje
przeciw tobie w ciemnych zakamarkach zamku wraz ze swoim półwilczym sługą. To…
— …czarownica,
wiem. Dlatego właśnie uciekłam. Ale nie mogę wiecznie się chować. — Z tymi
słowami królewna poczuła, że powraca jej siła. Słoneczko wydawała się bardzo
podekscytowana.
— Czy Raul zabije
dla ciebie królową?
— Nie, ja to
zrobię — odparła poważnie Śnieżka, ale przy jasnej obecności Nyn podniosłość
pękała jak bańka mydlana. Z udawaną złością chlusnęła przyjaciółkę falą wody. —
I nie śmiej się, bo naprawdę jestem zdeterminowana.
— Rozumiem, nie
będę. — Usta kucharki oddelegowały od siebie uśmiech. — Zawsze wiedziałam, że
jesteś silna, Śnieżynko. I mam dla ciebie to.
Nyn wyjęła zza
pazuchy niewielkie ostrze, lśniące w półmroku jak srebrna pręga. Namaszczonym
ruchem włożyła go pomiędzy śliskie palce przyjaciółki.
— Sztylet? Ale ja
właściwie mam…
Słowa królewny zginęły
w echu zbliżających się kroków. Śnieżka zamarła, rozpoznając w nim pełen gracji
chód macochy. Słoneczko rozdziawiła w zaskoczeniu usta. W ostatniej chwili udało
im się opamiętać — królewna schowała sztylet pod wodą, a Nyn odskoczyła od
balii i udała, że układa leżące na ziemi łachmany.
Przez drzwi weszła
królowa. Ściągnęła z siebie lisie futro, pozwalając, by opinał ją jedynie aksamitny
materiał wyszyty czerwono-białymi kwadratami, przywodzącymi na myśl pola
szachownicy. We włosach kobiety tkwił diadem z rubinowym sercem. Jej okrągła
twarz w migoczącym świetle świec zdawała się złowroga i tajemnicza. Jest piękna — musiała pomyśleć Śnieżka.
Królowa skinęła
głową na Słoneczko.
— Dziewczyno, nie
jesteś nam już potrzebna.
Nyn zawahała się,
ale tylko na moment. Zaraz skłoniła się pośpiesznie, rzuciła przyjaciółce porozumiewawcze
spojrzenie i wyszła z sali. Musiała wierzyć, że zaraz dopełni się przeznaczenie. Dobro pokona zło.
Królowa i królewna spojrzały sobie w oczy. Komnatę wypełnił
kłąb ciszy.
Naprawdę lubię ten rozdział. Jest taki... dwoisty. Starałam się pokazać, że nie ma czystego rozgraniczenia na dobro i zło.
Za parę notek będzie retrospekcja z życia królowej(bo to wciąż nie koniec historii, wbrew pozorom jeszcze trochę przed nami).
Mam nadzieję, że mieliście miłe wakacje ;)
Całkowicie zapomniałam, że w baśni o Śnieżce to właśnie do lustra Zła Królowa zwracała się z pytaniem, kto jest najpiękniejszy. Może gdybym pamiętała, to wcześniej skojarzyłabym to z zakrywaniem wszystkich luster przez Helenę. No nic, do mojej sklerozy muszę się przyzwyczaić.
OdpowiedzUsuńAle skoro już jestem przy królowej, to po tym rozdziale zrobiło mi się jej trochę żal, bo jednak w pewien sposób kochała króla oraz Śnieżkę, cały czas zależało jej nie tylko na sercu królewny, ale także na jej dobru. Dlatego też z niecierpliwością czekam na rozdziały, w których zostanie przedstawiona historia Heleny.
Na początku chciałam pochwalić Śnieżkę, że tak dobrze odegrała rolę dziewczyny, która oszalała. Ale gdy została sam na sam ze Słoneczko miałam ochotę stuknąć ją w głowę. Uważam, że nawet przed nie powinna wypadać z roli, bo przecież nie wiedziała, co działo się na zamku podczas jej nieobecności i ten chwilowy "powrót do normalności" mógłby całkowicie zrujnować jej zamiary. Co więcej, w każdej chwili ktoś mógł wejść w nieodpowiednim momencie i zastać królewnę ze sztyletem w ręce.
Tak się zastanawiam, czy to właśnie teraz dojdzie do ostatecznej konfrontacji między Śnieżką i Heleną, dlatego niecierpliwie czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam serdecznie :)
Dziękuję! :)
UsuńHah, no czasem takie szczegóły umykają.
Faktycznie, Śnieżka zachowała się nieco nieodpowiedzialnie. Niemniej widok dawnej przyjaciółki ucieszył ją do tego stopnia, że zapomniała o rozsądku.
Pozdrawiam.
Witaj.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, intrygujący początek rozdziału. Bardzo podobał mi się sposób, w jaki opisałaś rolę lustra i to, jak inaczej można dostrzegać codzienny, zupełnie normalny dla większości z nas przedmiot. A wzmianka o tym, że lustro wie o nas wiele, ale o Królowej już zbyt wiele była bardzo mroczna i intrygująca zarazem.
Totalnie nie spodziewałam się, że Królowa postępowała tak, nie inaczej, przez lustro. To ono śmiało się z niej w chwili, gdy zamordowała mężczyznę, którego darzyła miłością. To ono było winne jej zepsuciu, jej nikczemności, jej złu. To ono mamiło ją myślą, że nie jest najpiękniejszą, szeptało jej do uszu jadowitym językiem słowa, które Helena przeradzała w czyny, często okrutne.
W tym rozdziale pozwoliłaś na przybliżenie czytelnikom historii "Złej Królowej" a raczej kobiety smutnej, samotnej i omamionej. Kobiety, która dokonywała niesłusznych wyborów nie do końca z własnej winy. Oczywiście nie wiemy o niej jeszcze wszystkiego, jednak na dzień dzisiejszy, po tym rozdziale, tak ją odebrałam.
Zrobiło mi się przykro, gdy czytałam o wspomnieniu zasadzenia białej róży pośród swoich czerwonych współbraci. Ta historia ukazała, że Królowa martwiła się o Śnieżkę, że nie chciała dla niej źle przez te wszystkie lata, ba, nawet że na swój sposób obdarzyła ją uczuciem. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z podobną wersją tej bajki, więc jestem urzeczona tą, którą stworzyłaś ;)
Pierwsze spotkanie po długiej rozłące między Śnieżką a Heleną nie wypadło zbyt pomyślnie, oczywiście nie dla tej drugiej. Tak długo czekała na ten moment – chwilę triumfu, ale niestety nie poszło tak, jakby tego chciała. Martwi mnie jednak to, że tak spodobała jej się myśl o miłości do Raula, choć z tego co widziałam w poprzednich rozdziałach, młoda królewna nie pała do niego tak gorącym uczuciem, jakby chciała tego jej macocha, i dobrze. Cieszę się, że Królowa jak na razie nie wie o istnieniu mężczyzny, który prawdziwie miłuje dziewczynę, bo wtedy naprawdę zaczęłabym się bać o ich życie (zwłaszcza Gburka hehe). Co tak królowa knuje hmmm...
Podobało mi się, że Śnieżka ma plan, aby po zwycięstwie nad Heleną, otworzyć ludziom oczy, by nikt nie śmiał się z takich osób jak karzełek. W ogóle bardzo fajnie, że od czasu do czasu dziewczyna o nim myśli – nie cukierkowo - "ach jakbym chciała musnąć jego wargi", tylko po prostu o tym czy wszystko u niego w porządku, jak się miewa. To zdecydowanie bardziej prawdziwe i dojrzałe zachowanie, co tylko dopełnia istotę zmiany, jaką przeszła z Puszczy Zapomnienia.
Nie jestem do końca pewna, czy Śnieżka postąpiła słusznie, od razu przyznając się Nyn do całego planu i kłamstwa à propos bycia szaloną (które bardzo dobrze odegrała, brawo!). A co jeśli Królowa coś usłyszała? Co jeśli zauważy ich zażyłość i wykorzysta to przeciwko nim? Bladolica powinna się już chyba nauczyć, że nie można nikomu ufać, ale mam nadzieję, że mimo tego drobnego głupstwa nic złego się nie stanie.
I ta końcówka! Jestem szalenie (może nie aż tak bardzo jak Śnieżka :D) ciekawa, co wydarzy się w następnym rozdziale. Czy kobiety będą nadal prowadziły ze sobą tę grę, czy dojdzie do finałowej bitwy? Czekam z niecierpliwością na kolejną porcję historii, by się tego dowiedzieć!
Pozdrawiam :)
Dziękuję bardzo! ^^
UsuńCieszę się, że tak odebrałaś królową. Chciałam pokazać, że nie jest złem wcielonym. Bardziej... marionetką. Też jeszcze nie spotkałam się z wersją, gdzie królowa i Śnieżka darzyłyby się pewną miłością. Mam nadzieję, że zdołałam was zaskoczyć.
O nie, gdyby Śnieżka tak myślała o Gburku, musiałabym ją posiekać :P To z pewnością nie ten rodzaj relacji.
Przyznam, że takiej osobie jak Śnieżka trudno jest nikomu nie ufać. Przywiązała się, do Gburka, ufa w pomoc Raula, cieszy się ze spotkania z przyjaciółką... Dziewczyna jest mimo wszystko wrażliwa i choć chce być silna, nie może taka być bez wsparcia innych.
W następnym rozdziale będzie się działo! ;)
Pozdrawiam ^^
Bardzo ciekawy rozdział :)
OdpowiedzUsuńUkazałaś nam trochę rąbka tajemnicy o Królowej i niezwykle mnie zadziwiła jej historia. Zabiła Filipa, a ona ma wrażenie, że to lustra w jakimś tam stopniu ją przeszywają i to one sprawiły, że dokonała tego strasznego czynu. Nie wiem, czy dobrze rozumuje, ale tak wywnioskowałam z rozdziału^^
I w ogóle to zaciekawił mnie fakt, że matką Heleny była Królowa Kier... to jakby nawiązanie do tego, co kiedyś ona robiła ze Śnieżką.
Czytając słowa "skrócić o głowę" od razu w mojej głowie pojawił się obraz Heleny Bonham Carter w animacyjnej wersji "Alicji w krainie czarów" :D
O, i Słoneczko się pojawiło, a tak się zastanawiałam, gdzie ona się podziewała przez ten czas :) Dobrze, że Śnieżka będzie miała w niej oparcie w tym teatrze obłąkania.
Pozdrawiam serdecznie i czekam na ciąg dalszy :*
Dziękuję! :)
UsuńDobrze zrozumiałaś. Helena jest w pewien sposób przeklęta.
Hah, lubię tę wersję Alicji :) Tak, Helena ma powiązania z tą baśnią, aczkolwiek to jakby jej boczna gałąź. Nie będzie tutaj samej Alicji ;)
Pozdrawiam ^^
Przepraszam, że dopiero teraz. Notkę przeczytałam dużo wcześniej, ale nie miałam czasu komentować, dlatego przepraszam, jak nie wspomnę o czymś ważnym. Mogłam za ten czas co nieco zapomnieć. :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że cała ta akcja ze spotkaniem z Heleną przeszła całkiem gładko. Byłam zdziwiona, jak skomplikowana jest osoba królowej, bo to z jednej strony bardzo bezwzględna wiedźma, upiorna kolekcjonerka serc w słoiku, a z drugiej strony czasami tak silnie emanuje z niej miłość do zmarłego męża i jego córki. Czasem wydaję mi się, że kompletnie nie rozumiem tej kobiecy, co oczywiście działa na korzyść postaci.
Śnieżka całkiem dobrze poradziła sobie w roli szalonej dziewczyny, chociaż domyślam się, jakie to musiało być dla niej trudne. Ucieszyłam się, gdy zwierzyła się z problemów Słoneczkowi. Ta dziewczyna jest cudowna i zawsze rozpromienia każdy rozdział, jakby naprawdę była słońcem. Myślę, że z taką podporą Śnieżka da sobie lepiej radę. Słoneczko z pewnością jej nie zawiedzie. Martwię się tylko Karzełkiem. ;c Trochę mi za nim tęskno, mam nadzieję, że nikt nie zrobi mu krzywdy. Nie zniosłabym tego. Nie mogę się doczekać, aż Śnieżka wprowadzi go na dwór. To będzie magiczna chwila <3
Świetny rozdział! Pozdrawiam! :*
Nie ma sprawy, rozumiem i dziękuję za komentarz, kochana! ;)
UsuńCieszę się, że udało mi się przedstawić Helenę jako osobę złożoną. Nawet ja nie wiem do końca, co o nie myśleć xD
Do Gburka wrócimy za parę rozdziałów.
Pozdrawiam :)
Puk, puk, Marzycielko, jesteś tam? Na wstępie chciałam Cię przeprosić za moją nieobecność. Złożyło się na to klika czynników. W dużej mierze te nieznośne letnie upały, a poza trym pewne zawirowania osobiste. No, ale teraz wszystko już sobie w miarę poukładałam, dlatego korzystam z okazji, by nadrobić zaległości Wreszcie doczekałam się na informacje o lady Helenie.To wszystko razem oraz każdy element z osobna wywarło na mnie spore wrażenie, nie powiem. zatem dla Pani z Czerwony Krain lustro jest swoistym przekleństwem. Wątki tym razem są troszeczkę zawiłe stąd nie wszystko zdołałam zrozumieć. Niewątpliwie spory wpływ charakter przyszłej macochy Śnieżki miała despotyczna matka. Bardzo wyraźnie dajesz Czytelnikowi do zrozumienia, iż jest to królowa Kier. Ciekawa koncepcja, bardo spójnie łączysz różne elementy. Ścięcie głowy ogrodnikom za z pozoru błahe przewinienie budzi grozę. Podobnie jak kolekcjonowanie serc w słoikach. Teraz już przestaje się dziwić, dlaczego doszło do tych wydarzeń Po Na pewno nie łatwo żyć z takim ciężarem na sercu, a przebłyski jakiś ludzkich uczuć u monarchini dają nadzieję. Chociaż z drugiej strony może troska o pasierbicę i tęsknota za mężem jest jedynie częścią jakiegoś chorego planu? Bardzo to niejednoznaczne, a zarazem takie ciekawe! Czekam na nowości, a pod koniec września zapraszam do siebie. Mam w zanadrzu pewną niespodziankę, więcej nie zdradzę. Pomysł krążył mi po głowie już od dawna, Z chęcią poddam się twojej ocenie, mimo iż już teraz mam pewne obawy. Po szczegół zapraszam wkrótce do mnie. Oczywiście czekam na ciąg dalszy. Zapowiedź daje do myślenia.
OdpowiedzUsuńJestem, jestem i dobrze, że Ty też jesteś, bo niebawem dodam nowy rozdział ;)
UsuńNie dziwię się, że jeszcze nie wszystko rozumiecie. Na razie chcę część historii Heleny zachować w tajemnicy, ale mam nadzieję, że pod koniec wszystko wam wyjaśnię. W każdym razie jej postać jeszcze trochę namiesza.
O, ciekawe. W takim razie czekam i pozdrawiam! :)
No, miałam dłuższą przerwę, ale już jestem :)
OdpowiedzUsuńWiesz, tak sobie myślę, że Królowa wcale nie jest taka zła. Przedstawiłaś ją w tym rozdziale jako naprawdę uczuciową kobietę. Tylko rodzina jej się trafiła nieciekawa, no ale przecież matki nikt sobie nie wybiera. Miałam wrażenie, że ona naprawdę kocha Śnieżkę, tak szczerze, całym sercem. Wpadła w złe towarzystwo, ten demon z Lustra... brr... Ale chyba nie pozwoliłaby demonowi zrobić Śnieżce jakąkolwiek krzywdę.
Wydaje mi się, że ten plan z udawaniem oszalałej to nie jest dobry pomysł. Jak przeczytałam o tym, że Śnieżka czuła się głupio, udając taką przed poddanymi, to momentalnie pomyślałam, że przecież jak to się już skończy i Śnieżka zabije Królową to przecież poddani mogą jej nie uwierzyć. Wszak wszyscy widzieli, że była obłąkana. I żeby się nie stało tak, że ona ją zamorduje, a potem jakiś radny czy coś nie stwierdzi, że morderstwo było wynikiem choroby umysłowej. Bo jeszcze Śnieżkę zamkną za to w najwyższej komnacie najwyższej wieży.
Dobra, lecę czytać dalej.
Pozdrówki!Ciao :*