Raul musiał
przyznać, że sucha komnata i wygodne łoże poprawiły mu humor, choć wzdragał się
przed odczuwaniem wdzięczności wobec tej żmii w ludzkiej skórze. Nie mógł
również zapomnieć o Śnieżce. Wciąż widział jej wątłą sylwetkę znikającą
pomiędzy dębowymi drzwiami jak w paszczy potwora. Chciał jej ufać i wierzyć, że
pokona zło, niemniej było mu wstyd, że grzeje sobie tyłek przed kominkiem,
podczas gdy ona szykuje najważniejszy cios. Już widział niezadowoloną minę swojej
matki, lady Aleny, już słyszał, jak kobieta mówi: ,,Pozwoliłeś damie zabijać? Czy
choć raz możesz nie być takim matołem?!’’.
Westchnął cicho,
bo ciężko mu było wytłumaczyć swoje zachowanie. Po prostu odkąd znalazł Śnieżkę
nad strumykiem, widział w niej pewną iskrę, której wcześniej tam nie było — a
ta mała iskierka sprawiła, że pozwolił królewnie samodzielnie zająć się
podstępną macochą.
A szkoda. Takie wiedźmy powinno się pojmać
i publicznie stracić, najlepiej w oczyszczających językach płomieni.
Ciszę nocy
przerwało pukanie.
— Wejść!
Po chwili w krąg
rzucanego przez palenisko światła weszła młoda, jasnowłosa dziewczyna w
fartuszku. Jej malinowe usta układały się w nieśmiały, ale pełen serdeczności
uśmiech. A w dłoniach trzymała tacę z misą zupy i talerz jagnięciny.
— Jest pan głody?
— spytała kucharka pogodnie. Szlachcic nie mógł zaprzeczyć, dlatego skinął
głową, a dziewczyna ruszyła w stronę drewnianego stołu przy oknie. Raul nie
poświęcał jej większej uwagi do czasu, gdy jasnowłosa potknęła się o zawinięty
rąbek dywanu. Na chwilę straciła panowanie nad tacą; misa zsunęła się i
brawurowo roztłukła w chwili zderzenia z podłożem, a mieszczący się w nim
barszcz falami rozbryzgał się wokół. Kucharka znieruchomiała.
Raul zerwał się z
miejsca.
— Niech pan wybaczy,
błagam…! Dziś ważny dzień, wróciła do nas królewna. To naturalne, że jestem troszkę
rozkojarzona — trajkotała przepraszająco dziewczyna, zagarniając szczątki misy.
Raul uklęknął obok niej i zaczął robić to samo, chociaż nie za bardzo wiedział
dlaczego. Może po prostu w tych chwilach napięcia potrzebował czymś zająć ręce.
— Skoro tak się
tym przejmujesz, musisz naprawdę miłować królewnę — stwierdził, zakładając na
usta wymuszony uśmiech. Dziewczyna jednak odpowiedziała mu szczerą, radosną
miną.
— Zgadza się,
królewna jest mi bardzo bliska, panie. — Nagle jej zielone oczy zamigotały
tajemniczo, a ona przybliżyła się do młodzieńca tak, że dzieliły ich tylko
cale. — Opowiedziała mi o waszym planie. Wierzę w nią, ale za pańskim
pozwoleniem, co z pana za mężczyzna i rycerz, skoro pozwolił jej pan walczyć
samotnie?
Mówiła to bez
złośliwości, z lekkim, uroczym wyrzutem w spojrzeniu, ale Raul poczuł się
dotknięty, bo nadała jego wątpliwościom dźwięk. Jego mina schłodniała.
— Nie wiem, skąd
to wszystko wiesz, wścibska dziewko, ale wierz mi, nie chciałem zostawić jej
samej. To ona się uparła. Cały czas drżę o jej los. I jestem gotów zaatakować,
gdyby coś poszło nie tak.
— Kocha ją pan?
W oczach tej
dziewczyny było tyle jasnych punkcików, pełnych nadziei i marzeń, ale dla
młodzieńca odpowiedź nie była równie oczywista. I jakkolwiek by ona brzmiała,
nie zamierzał się z nią dzielić z tą służebną dziewką, która równie dobrze
mogła być na usługach królowej.
— A ty? —
zarzucił. — Czy twa miłość do królewny jest wystarczająco duża, by jej nie
zdradzić?
— Zdradzić?! Jestem
po waszej stronie i ponadto…
Nagle jednak
skrzypnęły drzwi i do komnaty wszedł brązowowłosy chłopak, który na widok ich
dwójki niemal stykającej się nosami spuścił wzrok. Zirytowany Raul podniósł
się z miejsca.
— Co jest,
braciszku?
— Ja tylko
chciałem… — Przybysz spojrzał nieufanie na kucharkę. — Dowiedzieć się, czy na
razie wszystko jest bez zmian.
Chciałeś powiedzieć — czy dalej siedzimy
bezczynnie.
— Tak, musimy
nabrać sił — odrzekł Raul spokojnie.
— Dobrze,
rozumiem, w takim razie… dobranoc.
— Dobranoc, Lawin.
Raul odprowadził
brata wzrokiem aż do drzwi. Podejrzewał, że chłopak czuje się dość niepewnie
wśród murów zamku czarownicy. Po raz pierwszy zadał sobie pytanie, czy chęć
trzymania go blisko siebie to opłacalne działanie.
Właśnie miał
obrócić się ku kucharce i dokładniej ją wypytać, gdy do komnaty weszła kolejna
postać — królowa we własnej osobie. Raul zesztywniał, patrząc, jak ta wiedźma
zbliża się do niego powolnym, wdzięcznym krokiem, obleczona w suknię z
czerwono-białym motywem szachownicy. Jest
piękna, muszę przyznać, ale jej oczy są trucizną.
— Czy ten
młodzieniec, którego minęłam po drodze, to twój brat? — spytała na wstępie
lekkim tonem. — Widziałam pewne podobieństwo.
— Zgadza się, Wasza
Miłość.
Szlachcic uważnie obserwował kobietę, gotowy
zareagować na najmniejszy ruch. Słyszał za sobą pocieranie materiału o podłogę,
a zatem ta zadziorna kucharka skryła się w cieniu wykonywanej roboty.
Królowa podeszła
bliżej.
— Hm, przyznam, że
nie wiem o mieszkańcach Bukowego Dworu tyle, ile bym chciała, a przecież teraz
będzie o was głośno w królestwie.
— Rad jestem, że
to słyszę. Chowam nadzieję, że obecna sytuacja zbliży do siebie królewski zamek
i Bukowy Dwór.
Coś zabłysło w jej
szmaragdowych oczach, jakby właśnie to chciała usłyszeć.
— O tak, może
nawet tak bardzo, jak w moich marzeniach. Przyprowadzając do mnie Śnieżkę,
wykazałeś się niezłomnością, a także wielką troską. Śmiem twierdzić, że moja
pasierbica jest ci bliska.
Macki
nieprzyjemnego chłodu owinęły się wokół szyi młodzieńca, bo nie był pewien,
dokąd prowadzi ta rozmowa. Chce nas
zeswatać? A może jestem dla niej niewygodny? Wiedział za to, że szorująca
kucharka łapczywie nadstawia ucha i w tej chwili ucieszył się, że nie jest w
komnacie sam, że ma kogoś po swojej stronie.
— To prawda —
zdecydował się odpowiedzieć i rozciągnąć usta w przyjacielskim uśmiechu.
— Kochasz ją, mój dzielny
panie?
Rozległ się cichy
trzask za jego plecami — pewnie kucharka z nieuwagi nadepnęła na odłamek
naczynia. Raul miał wrażenie, że coś w jego sercu również trzasnęło. Sam nie
wiedział, dlaczego znów się wahał. Śnieżka miała wszystko, była wszystkim, na
co nakierowywała go matka. On sam był pod wrażeniem jej urody, podziwiał ją za odwagę
i pragnął być przy niej, a jednak… coś w nim szeptało, że kocha ją bardziej jak
swoją panią niż kobietę. Może właśnie dlatego, że za bardzo wpasowywała się w
narzucone przez matkę ramy? Może z powodu jej zmiany w lesie? A może po prostu
brakło im czasu, by obudzić w sobie wzajemne pożądanie?
— Tak, Wasza
Miłość.
— Znakomicie, gdyż
ona również chowa ku tobie uczucie. Wiesz, dokąd zmierzam, mój panie? Śnieżka
to młoda, zagubiona dziewczyna. Potrzeba jej miłości i to takiej, którą może
dać mężczyzna. — Uśmiech królowej był jak zakrwawiony sierp. — To znów
przywróci ją do życia.
Ostrożnie.
— Zawsze marzyłem,
by poślubić królewnę.
— A ja zawsze
marzyłam, by moja pasierbica zawarła szczęśliwe małżeństwo. Cieszę się, że doszliśmy
do porozumienia. Zechcesz pójść ze mną? — spytała wiedźma pogodnym tonem,
wyciągając ku niemu swą szponiastą rękę. — Chcę ci coś pokazać, Raulu. Mogę
zwać cię po imieniu, prawda?
— To będzie
zaszczyt, pani.
Ujął ją pod rękę i
dał poprowadzić się korytarzami, żałując, że nie czuje przy sobie ciężaru
pozostawionego w komnacie Jęzora Gryfa.
Zamek już spał,
pogrożony w cieniach. Za łukami mijanych okien padały płatki śniegu. Atmosfera
była wyścielona takim spokojem, że Raul uznał to za niepokojące. Wolną dłonią
ostrożnie wymacał ostatni przedmiot nadziei — przypięty do pasa sztylecik, z
którym nigdy się nie rozstawał. Miał umowę ze Śnieżką, ale skoro obiekt ich
ataku szedł z nim ramię w ramię, powinien spróbować. Musiał spróbować. Może wtedy sumienie i ta mała kucharka dadzą
mi spokój!
Powoli wyjął z
pochwy ostrze. Mierzył w samo serce. Gdy jednak koniec sztyletu znalazł się tuż
przy jej ciele, wiedźma zmieniła się w ulotny, czerwony dym, z którego dobywało
się echo kpiącego śmiechu. Zdezorientowany młodzieniec zamachał sztyletem na
wszystkie strony, mając wrażenie, że walczy z duchem. Wtem jednak przed jego
nosem wybuchł wypełniony siarką kłąb — i zaraz potem zniknął korytarz i
dekorująca go zbroja rycerza, uleciały kolory rzeczywistości, a szlachcic
znalazł się pośród oparów bladoróżowej mgły.
Słyszał tylko swój
przyśpieszony oddech. Czy ja umarłem?
Cóż to za gierki?! Zaciskał i
rozkurczał palce, ale nie wyczuł między nimi swojego sztyletu, jakby ostrze
również zmieniło się w mgłę.
— Wiedziałam, że
jesteś w spisku — usłyszał władczy i drwiący głos królowej, sączący się gdzieś z
góry. — Taki zapalczywy młodzieniec nie może się powstrzymać przed zdobyciem
chwały, prawda? Nie martw się, dam ci sławę, choć może nie tą, o której
marzysz.
Jej słowa
pozwoliły Raulowi nakarmić swój lęk gniewem.
— Cokolwiek dla
mnie planujesz, wiedźmo, nie oprę ci się! — wydarł się, by bez względu na jej
lokalizację, dobrze go usłyszała. — Będę walczył do ostatniej kropli krwi w
żyłach!
— Och, wierzę ci,
ale pamiętaj, że mam też twojego słodkiego braciszka. Nie chciałbyś chyba, bym pozbawiła
go serca?
— Lawin — szepnął
porażony, oczami wyobraźni widząc drobne, nieruchome ciało brata z dziurą ziejącą w miejscu serca. Nie mógł, obiecał sobie… — Nie waż się go tknąć!
— Czy mamy zatem układ?
Teraz w umyśle
Raula o uwagę walczyły dwie twarze — wystraszona Lawina i pełna zapału Śnieżki.
Młodzieniec wiedział, że kogoś z nich zawiedzie i przez tego znienawidził
królową jeszcze bardziej.
— Tak, wiedźmo —
wycedził w końcu ponuro, gdyż bierność w takiej sytuacji była ujmą na jego
honorze, skazą na sumieniu.
— Znakomicie! —
Usatysfakcjonowany głos potoczył się echem po odrealnionej okolicy, aż w końcu
ucichł zupełnie, pozostawiając po sobie pustkę i napięcie. Podstępna mgła
opadła jak pąsowy szal, a Raul pojął, że znalazł się za kratami celi.
Była jeszcze jedna
rzecz do zrobienia.
Królowa zawsze
dążyła do perfekcji — jeśli już wciela swoje plany w życie i ustawia na
miejscach aktorów swojego przedstawienia, nie mogła nikogo pominąć. Śnieżka
odpoczywała po ciężkich przeżyciach, a Raul miał czekać na odpowiedni moment w
celi. Pozostali jeszcze jego towarzysze — braciszek o słodkim, szybko bijącym
tonie serca; wysoki, hardy rycerz i drugi, jasnowłosy. Helena nie miała
wątpliwości, że również są w spisku, że wiedzą zbyt wiele.
Nie mogła ich
jednak zabić. Ten młodzieniaszek chroniony był układem, jaki zawarła z Raulem,
a jeśli ci dwaj mężczyźni zniknęliby tak nagle, służba zaczęłaby pytać. Kobieta
nie mogła jednak pozwolić, by niewyparzone usta zatruły jej wizerunek.
Odbicie lustrzane
miało rozwiązanie i Helena zamierzała wcielić je w życie.
Jeszcze tej samej
nocy zamknęła się w swojej tajemnej komnacie i rozpaliła ogień pod kotłem. Lubiła
spoglądać na bulgoczący wywar, lubiła tworzyć płynne czary. Moja matka się nie myliła. Magia to potęga. Helena
po raz kolejny cieszyła się, że w jej dłoniach leży taka moc.
Na czarującą w
pocie czoła wiedźmę zza szklanych ścian spoglądały stojące na półce serca. Zawsze,
gdy królowa była w pobliżu, poruszały się niespokojnie, może z utęsknieniem? Helena
była dumna ze swojej kolekcji, w której mieściły się bijące organy złotogrzywego
lwa i białego królika z Czerwonych Krain, a także trofea z chłodniejszego królestwa
— pięknego, długonogiego jelenia i srebrnego, żywiącego się mięsem jednorożca. Forwin
zdobył je dla niej w Puszczy Zapomnienia, bo ona sama nie mogła bez podejrzeń
udać się do lasu. W słojach drgały też — a może przede wszystkim — serca
ludzkie. Wielkie, czerwone i gniewne Królowej Kier, słodkie i smutne króla
Filipa, a także kilku osób, które nadszarpały nerwy królowej. W sercach tkwi moja miłość i nienawiść. Moja
siła. Coś na dnie umysłu wiedźmy przypomniało sobie, że kiedyś się ich
bała.
Nagle, gdy wywar
przybrał już właściwą, woskową barwę, kobieta usłyszała dźwięk ciężkich kroków.
Przez wnękę do komnaty wszedł jej sługa — jedyny, przy którym nie musiała zakładać
fałszywych masek i który sam musiał milczeć, skrępowany łańcuchem przysięgi. Zarośnięte,
dobrze zbudowane ciało mężczyzny okrywały ciemne płachty zniszczonej szaty. Jego
oczy świeciły w półmroku żółtym blaskiem, choć królowa pamiętała, że kiedyś
miały barwę stali. Był pierwszym
mężczyzną, którego pokochałam.
I największą pomyłką.
To stało się, gdy
królowa była niewiele starsza od Śnieżki; swoje rdzawe włosy czesała w dwa urocze
warkocze, a jej ręce plamiły się tylko sercami drobnych zwierząt. W
dzieciństwie matka nie poświęcała jej zbyt wiele czasu, gdy zaś dojrzała, Królowa
Kier rozchorowała się i domagała uwagi córki. Helena spędzała długie godziny
przy łożu słabej matki, wysłuchując jej ględzenia. Oczywiście martwiła się o
stan zdrowia rodzicielki, złościło ją jednak niepotrzebne dramatyzowanie. Przecież
słyszała bicie jej serca i czuła, że kobieta nie umrze. Medycy również
twierdzili, że fizycznie ich pani jest zdrowa. Co ciekawe, po zapadnięciu na tę
dziwną chorobę, Królowa Kier przestała oglądać egzekucje głów, jakby od tego krwawego
widowiska rozbolała ją jej własna.
Niepewny stan
zdrowia matki i konieczność doglądania jej odbiły się na twarzy Heleny znużeniem.
Nawet uciekanie do pachnącego ogrodu róż nie przynosiło odpowiedniej ulgi. I
wtedy właśnie na drodze nieszczęsnej panienki zaczął pojawiać się kapitan
straży — rosły, odważny, starszy o dekadę sir Forwin z Gąsienicowych Pól. Dotrzymywał
jej towarzystwa w ogrodzie. Przy nim dziewczyna zaczęła żyć od nowa; czuła, że
jego silne dłonie obronią ją przed złymi szeptami luster. To był pierwszy
okres, w którym ich moc zelżała jak przytłumiona świeca. Helena wiedziała, co
powiedziałaby matka na romans córki ze swoim strażnikiem, nie dbała o to
jednak. Liczyło się to, że ktoś wreszcie był przy niej i rozpogadzał, że
całował ją jak swój najdroższy skarb.
To były piękne,
jakby oblane miodem chwile. Dopiero po jakimś czasie dziewczyna zaczęła słyszeć
w rytmie serca Forwina coś niepokojącego, jakby jakąś płochliwość, wyrzuty
sumienia. Pewnego ciepłego wieczora, gdy wracała z sypialni narzekającej matki,
postanowiła udać się jeszcze do ogrodu. Tam zaś zastała przerażający widok,
który rozdarł jej młode serce na pół. Forwin stał wśród grządek jej róż i obejmował
jakąś smukłą, złotowłosą dziewkę. Helena znała nawet jej twarz — w myślach
nazywała ją Dziewczyną od Flamingów. To ona zajmowała się tymi zwierzętami, gdy
kończono grę w krokieta. A teraz bezwstydnie błądziła dłońmi po ciele jej
ukochanego, on natomiast wydawał się zachwycony; całował jej usta z jeszcze
większą namiętnością niż tą, którą podarowywał Helenie.
Zraniona córka
Królowej Kier natychmiast przerwała te czułości. Wypełniała ją nieznana dotąd
lawa uczuć. Jej dłonie zaiskrzyły się na czerwono, a płynąca z nich magia
przewróciła zakochane gołąbki na ziemię. Zaskoczony Forwin usiłował się tłumaczyć,
zapewniał, że to Helenę kocha bardziej, błagał o życie złotowłosej, ale czarownica
nie dopuszczała do siebie tych trujących słów. Sięgnęła po podłe serce dziewki,
przebijając palcami jej miękkie ciało i kruche kości. Dziewczyna od flamingów
zamarła z przerażeniem w oczach.
Następnie przyszła
kolej na Forwina, który oddychał ciężko na trawie i szeptał błagania.
Przypominał skamlające zwierzę, którego skusił byle kąsek mięsa. Dlatego Helena
przeklęła go czarami, nakładając na niego cień wilka. „Chcesz żyć, mój
kapitanie?’’ — spytała chłodno, a on skinął głową, z której zaczęły wyrastać
coraz to nowsze kosmyki włosów. „Przysięgnij, że będziesz mi służyć’’. I zrobił
to, oddając się jej woli. Odtąd był jej wilczym strażnikiem. Wiedział, że za
nieposłuszeństwo czeka go coś gorszego niż śmierć.
Teraz Forwin stał
boso i czekał, aż jego pani przeleje do fiolki część wywaru. Jego świecące ślepia
były zasklepioną niemocą i nienawiścią. I
strachem. Królowa lubiła, gdy po jego twarzy przemykało to uczucie. Było
zapłatą za jej złamane serce.
— Dopilnuj, by
nasi trzej rycerze to wypili — rozkazała, ostrożnie podając lśniącą woskową
poświatą fiolkę do jego brudnych dłoni. Wilkołak skinął głową z twarzą bez
wyrazu. Kobieta uśmiechnęła się władczo. — I znajdź mi pozostałych członków tej
dzielnej gromadki. Wiesz, jak wyglądają, prawda?
— Tak, pani…
Obserwowałem ich — przyznał, unosząc kącik ust. Helena postukała palcem o
brodę, zastanawiając się, czy mężczyzna wiedział o planie Śnieżki. Może podsłuchał pewne słowa, ale przypadkowo
nie zdążył mnie o nich powiadomić?
Tak naprawdę tylko
raz wykazał się nieposłuszeństwem. To było na początku ich mieszkania w zamku. Dostał
za zadanie zabić pomywaczkę, która zaprowadziła ich do tej ukrytej komnaty i
zajęła się oczyszczeniem jej z pajęczyn. Królowa była dziewczynie wdzięczna,
ale nie mogła pozwolić sobie na niewygodnych świadków. Wtedy Forwin zawahał się,
próbował przekonać swoją panią do łagodniejszego rozwiązania. Może ta dziewka przypominała mu o utraconej Dziewczynie od Flamingów? Jakiekolwiek
powody kłębiły się mu w tym zawszonym łbie, Helena szybko się ich pozbyła,
przykuwając go do ściany ciężkim łańcuchem. Nosił metalową obrożę jak prawdziwy
pies, a ona powoli podpalała jego łapy złośliwymi płomykami. Pamiętała, że wył
z bólu, a jego ciało zmieniało się fragmentami, jakby wahało się pomiędzy
człowiekiem a wilkiem. W końcu mężczyzna zgodził się uciszyć pomywaczkę i już
nigdy nie okazywał skrupułów. Zabijał, kogo mu zleciła, ostrzem lub kłami. Był nawet
gotów zgładzić słodką królewnę.
— Doskonale. Znajdziesz ich w karczmie „Złota Podkowa’’. — Królowa machnęła ręką. — Zrób zatem użytek ze swoich zębów, żeby ci się nie stępiły.
— Doskonale. Znajdziesz ich w karczmie „Złota Podkowa’’. — Królowa machnęła ręką. — Zrób zatem użytek ze swoich zębów, żeby ci się nie stępiły.
Niemal słyszała
powstrzymywany w gardle mężczyzny warkot. Byłeś
moim szczęściem. Teraz będziesz cierpiał do końca swoich parszywych dni.
— Wszyscy mają
umrzeć? — zapytał głucho.
— Zgadza się. —
Przymrużyła oczy. — I zrób to po cichu.
— Tak jest, pani.
Do świtu nie będą cię już niepokoić.
Po chwili wilczy
sługa odszedł, szurając po ziemi wytartym płaszczem. Mój szczur, ślizgający się przez kanały zamku. Helena po raz
kolejny zadała sobie pytanie, dlaczego wtedy go nie zgładziła, dlaczego nie
wyrwała mu serca jak Dziewczynie od Flamingów i nie umieściła go w swojej
kolekcji jako trofeum zemsty. Owszem, był przydatny i swoim cierpieniem
sprawiał jej satysfakcję, ale czy wiedziała to tamtego wieczora, gdy miłość
zmieniła się w nienawiść? Nie zasługiwał
na łaskę śmierci — stwierdziła. Nigdy
też go nie kochałam. Gdyby tak było, jego serce znalazłoby się w słoju, tak jak
serce mojego kochanego Filipa.
Wiedźma zbliżyła
się do słoja podpisanego odpowiednim imieniem. Przyłożyła palec do
szklanej szyby, a do jej wewnętrznej strony przylgnęło serce. Helena przywołała
w pamięci spokojne, szafirowe oczy i ciepło ust ukochanego, myśląc sobie, że
jej serce kiedyś spocznie w tym samym słoju.
Drozd przysiadł na
parapecie i bystrze przyglądał się komnacie, od której oddzielała go szklana
ściana. Była zima, więc nie miał co liczyć, że ktoś będzie chciał otworzyć
okno. Pozostało mu obserwowanie.
Kobieta o włosach
jak zachód słońca obudziła się, zawołała inną kobietę, a ta pomogła jej
przywdziać codzienny strój. Ta pierwsza, która wydawała się również ważniejszą
i niebezpieczniejszą, miała na ustach lekki, zagadkowy uśmiech. Często
spoglądała w bok, gdzie stał przykryty płótnem przedmiot.
Po jakimś czasie
opuściła komnatę.
Ptak potrząsnął
brązowymi piórami, by uwolnić się od osiadłych na nich białych płatków. Jego
cienkie nóżki zdrętwiały od chłodu, nie poddawał się jednak. Nie chciał zawieść
swojego przyjaciela.
W końcu do komnaty
weszła dziewczyna w szarym stroju i zaczęła uwijać się przy łożu. Drozd wyczuł
okazję i zaczął stukać dzióbkiem o szybę. Po kilku uderzeniach nieznajoma go
usłyszała. Jej obsypana piegami twarz spoglądała na niego ze zdumieniem i
zaciekawieniem. Ptak nie przestawał stukać w szkło, aż w końcu „ofiara’’ zbliżyła
się do okna, a jej usta poruszyły się, jakby w pytaniu. Stworzonko przechyliło
ponaglająco łebek — służka dała się zmanipulować i uchyliła okiennicę. Możliwe,
że chciała tylko pogłaskać niespodziewanego gościa, ale ten skorzystał z okazji
i wleciał do ciepłego wnętrza, pozostawiając po sobie kilka drobinek śniegu.
Dziewczyna jęknęła
i zaczęła machać gorączkowo rękami, usiłując złapać nieproszone zwierzątko, ale
drozd trzymał się sklepienia pomieszczenia i pozostawał nieuchwytny. W końcu służka
pogroziła mu palcem i wybiegła z komnaty. Zanim wróciła z koleżanką, ptak
zdołał już ukryć się pod łożem. Słyszał ich niepewne głosy, a potem zrozumiał,
że zaniechały poszukiwań, może uznając, że już wyleciał.
Minęło kilka chwil
i stukot ich ciężkich chodaków się oddalił.
Zadowolony ptak przyfrunął
do dębowej szafy, której drzwi były lekko uchylone. Był tylko małym
stworzonkiem, ale życie w Puszczy Zapomnienia nauczyło go rozpoznawania magii,
a teraz właśnie czuł, że w środku mebla znajduje się coś niecodziennego,
tajemniczego, zakazanego. Z niejakim trudem wsunął się w szczelinę pomiędzy
skrzydłami szafy i poleciał ostrożnie przez tunel ciemności. Po pewnym czasie
ujrzał światło. To pochodnie — paliły się w kilku miejscach jak małe, ogniste
słońca. Pod jedną z nich leżał największy wilk, jakiego w życiu widział. Miał
czarnobrązową sierść, a coś w pozie jego leżenia wydawało się ludzkie. Drozd po
cichu przeleciał mu nad łbem i wcisnął się pomiędzy kraty, które stanowiły
żelazne drzwi jakiejś małej, przytulnej komnaty.
Na łożu spoczywała
dziewczyna. Choć teraz miała na sobie porządniejsze ubranie, drozd poznał jej bladą,
miłą twarzyczkę. Jej pierś poruszała się miarowo, a ciemne rzęsy rzucały cień
na policzki.
Ptak przez chwilę patrzył
na swoją śpiącą przyjaciółkę. Dlaczego tkwiła tutaj, w ukryciu, pod pieczą tego
stwora? Coś było nie tak! Ale jak to przekazać?
Drozd krążył
chwilę wokół niej, aż w końcu nie przyszło mi na myśl nic lepszego od włosów.
Ostrożnie zacisnął kończyny na pasemku jasnolicej dziewczyny i pociągnął. W
szponach zostało mu kilka ciemnych nitek. Z cichym szelestem wzbił się w górę,
by wrócić do Puszczy Zapomnienia.
Ten rozdział to taka mieszanka. Trochę perypetii Raula, trochę królowej... Wiem, że sceny z Czerwonych Krain mogą być niejasne, ale niebawem pojawi się tutaj pełna retrospekcja i te wątki zostaną wyjaśnione.
Liczę, że jakoś się trzymacie fizycznie i psychicznie, bo teraz czeka nas wszystkich ponury okres :P
Witaj.
OdpowiedzUsuńNooo, w tym rozdziale to się działo! Już na samym początku, gdy do komnaty Raula weszła Zła Królowa, wiedziałam, że nie będzie spokojnie czy melancholijnie. Zwróciłam jednak uwagę na wzmiankę o matce rycerza, która nieźle spaprała mu psychikę, o czym dowiedzieliśmy się już wcześniej.
Spotkanie ze Słoneczkiem było jakieś takie słodkie. Szkoda, że Raul na początku tak źle ją potraktował, ale w sumie rozumiem, że w swojej sytuacji zaufanie komukolwiek nie było najlepszym pomysłem. Nie wiadomo bowiem, kto szczerze chce pomóc, a kto spiskuje za plecami i tak naprawdę popiera Helenę. Natomiast dziewczyna miała szczere intencje, choć ugodziła męską dumę młodzieńca, gdy wspomniała o tym, że to Śnieżka walczy, a on siedzi i czeka. Z jednej strony taki był plan, a wiara w królewnę nie jest niczym złym, z drugiej zaś być może rzeczywiście zostawienie jej samej to było spore ryzyko. Pytanie, czy Raul kocha Śnieżkę, zaskoczyło chyba nie tylko jego, ale również mnie. I jak na złość tamtego dnia zostało zadane przez dwie osoby, a on żadnej z nich nie potrafił odpowiedzieć zgodnie z prawdą, gdyż być może sam jej nie znał. Śnieżka miała przecież wszystko, co potrzebne królewnie – urodę, inteligencję, a także młodość. Miłości nie da się jednak założyć, wycyrklować, ani tym bardziej zmusić się do niej. Mam nadzieję, że Raul znajdzie sobie jakąś dziewczynę, co do której uczuć będzie pewny, a królewnę odszuka Gburek :P
Rozmowie z Królową towarzyszyło napięcie, którego możnaby wręcz dotknąć. Te wszystkie pytania kapiące jadem, kolejny raz niewygodne pytanie dotyczące uczuć do Śnieżki, na które tym razem Raul postanowił odpowiedzieć. Moim zdaniem postąpił słusznie, potwierdzając miłość do królewny. Ale gdy szedł sam na sam z Heleną, zachował się zbyt narwanie, zbyt wybuchowo. Ciekawa jestem, co by się stało, gdyby po prostu doszli na wskazane miejsce, a tak musiał zawrzeć układ z tą wiedźmą, stawiając na szali życie swojego brata, Lawina. Chociaż czy tak i tak nie czekałaby go zguba? Nie wiem, ale wydaje mi się, że chęć zreperowania swoich wyrzutów sumienia sprawiła, że teraz czeka go taki los. Mam nadzieję, że jednak jakoś uda mu się wydostać z celi, bo oto znów znalazł się w sytuacji, gdy jest jedynie obserwatorem biegnących wydarzeń.
Fragment o przeszłości Złej Królowej i sir Forwina zauroczył mnie. Bardzo podobała mi się ta niezwykła, choć zdecydowanie okrutna historia. Pokazała ona nam, jak długo serce Heleny jest w stanie trzymać w sobie nienawiść (a także miłość – w przypadku króla), jak bardzo zepsutą i zbrukaną przez życie osobą była. Być może wydaje jej się, że ta kolekcja serc jest piękna, że jest dziełem jej potęgi, ale czy nie zdaje sobie sprawy, że to raczej historia jej okrutnych morderstw na ludziach, których kochała i nienawidziła? Nie rozumiem jak można myśleć, że zamykając w słoju czyjeś serce dowodzi się miłości do tej osoby, ale w takim razie nigdy nie chciałabym tak kochać. Oczywiście, żal mi było królowej, która została zdradzona przez swojego ukochanego z lichą pozycją dziewczyną od flamingów, jednak nadal nie pochwalam jej zachowania. Sama też przyznała, że nigdy nie kochała wilczego sługi, a jej poczyniania były bardziej zachowaniem skrzywdzonej dumy, niż serca. Sir Forwina było mi strasznie żal w tym rozdziale, jedna głupia decyzja zniszczyła całe jego życie. I choć potępiam go za zdradę, to nie mogę nie czuć smutku za to, jak odpłaciła mu się królowa. Jest typowym bohaterem tragicznym, który nie potrafi zaznać szczęścia, uwięziony zaklęciami Heleny. Chciałabym się jednak dowiedzieć czegoś więcej z jego punktu widzenia, bo mógłby się okazać zgoła inny.
Co do ostatniego fragmentu, nie za bardzo wiem, o co chodziło, więc może po prostu poczekam na rozwinięcie tego wątku.
Pozdrawiam serdecznie! ^^
Nie wiem jak dziękować za tak długi i obszerny komentarz! Cieszę się, że chciało Ci się zanalizować poszczególne sytuacje, że zmusiłam Cię do refleksji :) Bardzo mi miło.
UsuńOd początku chciałam pokazać, że uczucie Śnieżki i Raula, tak pewne na początku, teraz staje się niejasne. Tak jak mówisz, miłość to coś, czego nie przewidzisz ani sobie nie narzucisz. Faktycznie dla Raula byłoby lepiej, żeby znalazł sobie jakąś miłą szlachciankę, która nie ma kłopotów na głowie xD
Gdyby tak spokojnie doszli do celu, Raul i tak zostałby wciągnięty w plan królowej. Helena wciąż sądzi, że Raul rozgrzeje należycie serce Śnieżki :P
Ja też lubię sir Forwina. Jest na dalszym planie, ale to ciekawa postać(tak myślę). Na początku miał być tylko wilkiem na usługach królowej, ale postanowiłam dopisać mu szerszą historię. A to jeszcze nie koniec jego losów :) Powiem tyle, że będzie miał szansę nieco wyrwać sie z tej beznadziei.
Hah, to w sumie był taki przerywnik, zwiastun następnych wydarzeń.
Pozdrawiam ciepło ^^
Marzycielko!
OdpowiedzUsuńNa wstępie dziękuje za to, że zechciałaś do mnie zawitać! Przeglądając pocztę znalazłam formację o nowym komentarzu. Na razie jeszcze nie miałam okazji zapoznać się z twoją opinią, bo miałam sporo zajęć. Jednakże jutro wyjeżdżam na parę dni do kuzynów, więc mój dostęp do Internetu będzie ograniczony. Zatem postanowiłam skorzystać z okazji, aby skomentować u Ciebie. Oj, tak magia to potęga, zgadza się. Szczególnie niebezpieczna w nieodpowiednich rękach, Przez chwilę, gdy czytałam o smutnym dzieciństwie Heleny, późniejszej chorobie matki nawet jej współczułam. Dopiero po chwili doszłam do wniosku, że nic nie usprawiedliwia wielorakości zbrodni, jakich dokonała. Zawód miłosny z Forwinem mógł ją chwilowo załamać, ale wszystko ma swoje granice. To bardzo podstępna przeciwniczka, o czym już wspomniałam Raul i Śnieżka postąpili, jak para dzieciaków wierzących w bajki. Oczywiście dobro zwycięży, ale naiwnością była próba zabicia Królowej zaraz po powrocie do zamku. Trzeba zawsze niezależnie od sytuacji postępować rozważnie tym bardziej w obliczu wroga, to pierwsza zasada bezpieczeństwa. Gdzieś tam w głębi duszy nadal nie ufam Raulowi. Staną przed trudnym wyborem, niemniej nie budzi mojej sympatii. Kochany, mały drozd znalazł się we właściwym miejscu i czasie. Uff, Śnieżka przebywa w tajemnej komnacie, a on to odkrył, co za szczęście! Bałam się, że ta... ta podła kobieta pochłonęła duszę pasierbicy i teraz dziewczyna tkwi w klatce obcego ciała, niczym jakiś pasożyt. Oby ptaszek zdążył w porę zaalarmować Gburka. Sadząc po kolejnej zapowiedzi dalszy ciąg zapowiada się intrygująco. Zatem czekam cierpliwie na dalsze sekrety. W najbliższym czasie zacznę pisanie drugiego epizodu mojej nowej miniaturki, który wszystko wyjaśni i może okazać się zaskakujący. Na razie pozdrawiam Cię serdecznie i jeszcze raz dziękuje zainteresowanie, jakie okazujesz moją twórczością. W sumie naprawdę niewiele opowiadań czytam z taką przyjemnością. Najczęściej robię to z nawyku. Ty potrafisz cały czas intrygować. To tyle, znów się rozgadałam. Chyba po prostu lubię konkrety.
Proszę i dziękuję za miły komentarz ^^
UsuńCieszę się, że na moment zdołałam też wzbudzić współczucie postacią Heleny. Czy Raul jest godzien zaufania? Cóż, w sumie trudno powiedzieć - ponad bezpieczeństwo Śnieżki wybrał życie swojego brata, niemniej był to bardzo trudny wybór. No i też lubię ten symbol nadziei w postaci drozda.
Pozdrawiam ^^
Ja, póki co, wszystko rozumiem i nie gubię się. :D Raul moim zdaniem postąpił okropnie lekkomyślnie tak od razu atakując królową. Na jego miejscu udałabym głupka i sojusznika i poczekała na lepszy moment ataku. No cóż, ale to Raul, a teraz Helena ma w garści jego brata i szykuje większą masakrę.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wyjaśniłaś sprawę wilka, który w pierwszym rozdziale gonił Śnieżkę. Jego historia jest tragiczna, chociaż mało mu współczuję, bo w końcu, jakby nie było zdradził ukochaną. Helena nie miała prawa karać ich w ten sposób, ale ten mężczyzna także zawinił i tyle.
Obecność drozda mnie ucieszyła. Węszę w tym Gburka, na którego pojawienie się wciąż czekam. W nim cała nadzieja! :D Ani trochę nie wątpię, że może pomóc Śnieżce!
Rewelacyjny rozdział! <3
Cieszę się :)
UsuńRacja, ale tę postać specjalnie chciałam wykreować na ryzykowną i impulsywną :)
Fajnie, że jeszcze pamiętacie o tym wilku z początku ;) Racja, on też nie był bez winy... Niemniej nie każda zdradzona dziewczyna gotuje delikwentowi taki los xD
Gburek pojawi się za jakieś dwa rozdziały :)
Pozdrawiam i dziękuję <3
A kiedy u Ciebie coś nowego?
Już jest :) Jak masz ochotę to zapraszam do siebie :) Buziolki! :*
UsuńJasne, wpadnę już niebawem :D
UsuńCałkowicie zgadzam się z poprzedniczką w kwestii, że Raul postąpił bardzo lekkomyślnie, że zadziałał pod wpływem impulsu, zamiast poczekać na odpowiedni moment. W pierwszej kolejności powinien spróbować dowiedzieć się, ile zdołała osiągnąć Śnieżka, sprawdzić,czy z nią wszystko jest w porządku, a nie bez zastanowienia atakować królową, która mogłaby być na wszystko przygotowana.
OdpowiedzUsuńWięcej rozsądku wykazał w rozmowie ze Słoneczkiem, swoją drogą bardzo mi się spodobało, że był tak podejrzliwy w stosunku do niej. Szkoda, że przy królowej wygrała porywczość, bo na chwilę obecną przyszłość Śnieżki i Raula maluje się raczej w czarnych barwach. Tak naprawdę królowa ma ich wszystkich w garści i chyba obecnie jedyna nadzieja leży w Gburku, w wypadku którego nie wątpię, że postanowi pomóc Śnieżce, gdy dowie się, co się wydarzyło.
A wracając jeszcze do Słoneczka, to i ona w tym rozdziale postąpiła bardzo nierozważnie. Rozumiem takie "spoufalanie się" w kontaktach ze Śnieżką, bo w końcu obie darzą się przyjaźnią. Ale takie naskakiwanie na Raula, w momencie gdy nie znała ich planu, a nawet samo wspominanie o planie aż prosi się o kłopoty, szczególnie że królowa nie została jeszcze pokonana.
Pozdrawiam serdecznie :)
Racja. Ale Raul najpierw działa, a potem myśli ;) Cieszę się, że podobała Ci się scena ze Słoneczkiem. To jeszcze nie ostatnia interakcja pomiędzy nią a Raulem ;) I też masz rację. Słoneczko była nierozważna i pewnie nigdy by tak nie przemówiła do szlachcica, niemniej ponieważ Śnieżka trochę jej już powiedziała, poczuła się ośmielona.
UsuńDobrze to ujęłaś - teraz królowa ma ich wszystkich w garści. Ale sprawy przybiorą dość nieoczekiwany obrót :P
Pozdrawiam i dziękuję ;)
No i nadrobiłam wszystko :) Poprzednie rozdziały tez skomentowałam, jakby co :D
OdpowiedzUsuńPodobają mi się momenty z Czerwonych Krain. W ogóle to, że postanowiłaś opisać życie Złej Królowej jest bardzo dobrym pomysłem. Śnieżka na chwilę zeszła ze sceny, więc chętnie poczytam o Helenie i jej dzieciństwie i dorastaniu. Może w jakiś sposób zrozumiem tę jej obsesję na punkcie serc.
Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejny.
Ciao :*
Dziękuję! :) Fajnie, że zostawiłaś też ślad pod poprzednimi notkami. To miłe ^^
UsuńHelena to jedna z głównych postaci, więc chcę przedstawić ją porządnie. Mam nadzieję, że retrospekcja z nią Ci się spodoba. Starałam się tam wszystko dobrze wytłumaczyć i pobawić się motywami.
I co do Twoich wątpliwości - Śnieżka zawsze mogła pokazać niedowiarkom komnatę ze słojami. To byłby dowód, że królowa jest zła. Poza tym poddani bardziej ufają królewnie, ponieważ kochali jej ojca i tak dalej... Helena jest dla nich władczynią z obcych krain.
Pozdrawiam ciepło ^^