poniedziałek, 10 listopada 2014

Rozdział X {Kuchareczka}

Słoneczko wciąż nie mogła przyzwyczaić się do tylko jednego połyskującego złotem talerza, który miał zawędrować na stół królewski. Pozostali pozłacani bracia tkwili wśród drewnianych ścian gabloty — zapomniani jak ludzie, którym wcześniej służyli podczas posiłków.
— Passy, myślisz, że królowej jest smutno jeść kolacje samotnie? — zagadnęła stojącą najbliżej kucharkę, która swoją pulchną dłonią wykonywała ostatnie obroty w kotle rosołu. Kobieta cała była pulchna, a z pobielonymi od mąki rękami i zwęglonym na końcach fartuchem, który ledwie opinał zaokrąglony brzuch właścicielki, przywodziła na myśl bułkę. Wymyślanie przezwisk stało się w kuchni królewskiej niemal tradycją, dlatego Słoneczko była Słoneczkiem, a Passy Bułeczką. Nieświeżą Bułeczką, ale tego już nikt nie mówi na głos.
Tęga kucharka westchnęła, a drobinki mąki, osiadłe na jej górnej wardze, zerwały się do lotu. 
— Dlaczego miałaby być smutna? Dostaje do nas pyszne posiłki, a całe królestwo należy teraz do niej — mruknęła takim tonem, jakby towarzysząca jej dziewczyna miała głaz zamiast mózgu. Słoneczko przywykła już do tego, że starsza kucharka nie grzeszy uprzejmością, ale nie przeszkadzało jej to tak jak niektórym członkom służby kuchennej. Jak można nie lubić stworzenia, które bywa tak zabawnie opryskliwe? Bułeczka tymczasem wyjęła gwałtownie chochlę z kotła i pomachała nią zawzięcie, nie zwracając uwagi na złote krople rozbryzgujące się po ziemi i jej fartuchu. —  Powiadam ci, nie minie rok, jak pani Helena znajdzie sobie jakiegoś korzystnego lorda i pozwoli, by jego pocałunki osłodziły jej stratę pasierbicy.
— Bułeczko, ależ co ty za bajki wygadujesz?! — W oczach Słoneczka o łagodnym odcieniu zieleni zadrgało niedowierzanie pomieszane z rozbawieniem. — Nasza królowa jest dobra i honorowa. Nie weźmie sobie drugiego męża, a tym bardziej nie zagarnie tronu Śnieżce!
— Nie? — Chochla z brzękiem wylądowała z powrotem w kotle zupy. Na fartuchu Passy przybyło kilka nowych plamek, ale ta zdawała się w ogóle tego nie zauważać. Nigdy nie przywiązywała zbytniej uwagi do schludności. — Każdy na jej miejscu by tak zrobił.
Słoneczko powinna zajmować się teraz krojeniem podłużnego bochna chleba, ale nie potrafiła zdobyć się na ruch trzymanym w ręce nożem. Na moment zastygła, jakby zalana woskiem gorących myśli. Dobrze pamiętała królewnę; jej ładną, bladą twarz oraz szaroniebieskie oczy potrafiące lśnić ciepłem lub mrozić dumą. Nie mogła sobie wyobrazić, że jej przyjaciółka — bo jak inaczej miała zwać królewnę po tylu wspólnych rozmowach  — może leżeć gdzieś na zimnej ziemi i konać przy akompaniamencie ciężkiego, bielącego w powietrzu oddechu.
Przypomniała sobie dźwięk ich złączonego śmiechu pewnego wiosennego dnia, gdy wylegiwały się w cieniu rzucanym przez gałęzie jarzębiny. Wtedy właśnie zauważyły zabawny kontrast pomiędzy sobą. Podczas gdy Śnieżka przypominała lawirujący płatek śniegu, pracownica kuchni ze swoimi jasnymi włosami i wiecznie ciepłymi od pracy w kuchni rękami przywodziła na myśl słońce nie tylko z charakteru, ale również i z prezencji zewnętrznej. Ja jestem Słoneczkiem dla wszystkich, jednak ona była zwana Śnieżynką tylko przeze mnie. 
— Ale przecież Śnieżka wcale nie umarła! — zaperzyła się Słoneczko, wychodząc z założenia, że jeśli wypowie te słowa, staną się one prawdą i ocalą przyjaciółkę. — Ona gdzieś tam musi być, wierzę w to!
Szarawe oczy Bułeczki, tonące w jej twarzy jak para koralików w cieście, nie wyrażały podobnego entuzjazmu. Kobieta wzruszyła ramionami, wracając do mieszania zupy. 
— Ludzie wierzą w różne rzeczy. Ja na przykład uważam, że dziewczyna oszalała. Już wkrótce miała objąć rządy, a takie zadanie w oczach delikatnej osóbki może wydać się cholernie trudne.
— Śnieżka, którą znałam, może i była delikatna, ale na pewno nie tchórzliwa — wyjaśniła Słoneczko, a nuty w jej głosie gorzały jak prawdziwa ognista kula na niebie. — Chciała z godnością przejąć tron ojca.
Lśniące od tłuszczu próbowanej zupy usta Passy ułożyły się w uśmiech zadowolenia, przez co jej pulchne policzki jeszcze bardziej się uwypukliły.
— Otóż to, otóż to! Uciekła ze strachu przed zawiedzeniem zmarłego króla.
Wydawać by się mogło, że to oskarżenie wypędzi na zewnątrz młodej kucharki gniew, ale ta tylko zatrzepotała rzęsami i rozciągnęła swoje drobne usta w pobłażliwym uśmieszku. Jej rodzice mówili, że ma wargi jak dwie malinki — stworzone do uśmiechania się.
— Jak dobrze, że nie postrzegam świata twoimi oczami.
— Doprawdy? A może wolisz inną wersję, którą posłyszałam od grupki rycerzy? — zapytała wyzywająco Bułeczka, biorąc kocioł za cynowe uchwyty i z pluskiem wlewając część zawartości do pozłacanej misy. — Oni uważali, że królewna została porwana, że to wszystko było zaplanowane przez wrogów korony i że naszej młodej pani należy już szukać poza granicami państwa.
Czy to może być prawda? Kuchenna dziewczyna niewiele mogła wiedzieć o postępach w dociekaniu miejsca pobytu zaginionej królewny, ale z tego, co udało jej się pochwycić przebiegłym uchem, jasnowłosa zrozumiała, że zastępy rycerzy rozpierzchły się już po całym kraju. Najpierw przeszukano miasto u podnóży zamku, organizując apel do wszystkich mieszkańców, a następnie zaglądając do wielu karczm i domów bogatszych poddanych. Nie znaleziono jednak ani jednej pożytecznej wskazówki. Później zaprzysiężeni koronie mężowie ruszyli dalej, do miast i wiosek położonych na wzgórzach i bagnach, przy jeziorach i polach uprawnych. Królowa Helena obwieściła ludowi zgromadzonemu w sali tronowej, że nie spocznie, póki ich królewna nie wróci do domu, a tego, kto ją do niej przyprowadzi, obsypie złotem. Nawet za jedną pomocną wskazówkę gotowa jest dać hojną zapłatę. Miotła i Rzepa twierdziły, że lada chwila nagroda za odnalezienie królewskiej córki przybierze jeszcze korzystniejszy kształt — szczęśliwy znalazca dostanie rękę dziewczyny.
Słoneczko myślała sobie, że to wcale nie takie złe wyjście. Z pewnością doda iskry poszukiwaniom, a i sama Śnieżka nie powinna mieć wyrzutów. W końcu nieraz wyznawała, że chciałaby poślubić dzielnego mężczyznę, który będzie ją wspierał w trudnych chwilach i bronił nawet w małżeńskim łożu. A kto lepiej nadaje się na obrońcę niż ten, kto przyprowadzi ją całą i zdrową do domu?  
Zniknięcie królewny było jednak nie tylko osobistą troską Słoneczka, ale i cieniem całych Zielonych Krain. Kiedy jasnowłosa odwiedzała rodziców w mieście, widziała przybite do ścian domów pergaminy przypominające o szukaniu Śnieżki, i widziała niepokój w oczach mijanych ludzi. Niepokój albo szaleństwo. Choć młoda królewna nie rozpoczęła jeszcze panowania, była w zamku od zawsze. Ludzie wspominali z szacunkiem jej ojca i przywykli do widoku tego ciemnowłosego dziewczęcia, które symbolizowało ich królestwo i w przyszłości mogło stać się dobrą władczynią. A teraz, gdy Śnieżka zamieniła się w dym i umknęła niepostrzeżenie gdzieś hen zaledwie miesiąc przed swoimi osiemnastoma urodzinami… To było jak kamień, który wypadł i naraził na zawalenie całą konstrukcję. 
Mało kto potrafił znaleźć zarzut dotyczący Heleny z Czerwonych Krain — wina królowej polegała jedynie na tym, że nie pochodziła stąd. I choć ludzie zdążyli się już przyzwyczaić do płomiennej barwy jej włosów i obcego, melodyjnego akcentu, spoglądając na nią, nadal mieli wrażenie, że widzą bardziej piękny okaz zagranicznego ptaka niż swoją panią. Nie lubimy zmian, a służenie kobiecie z innej ziemi zasiewa niepokój. Mama mówi, że niepokój zaś popycha do szaleństwa. 
Nie dalej jak wczoraj na popołudniowej audiencji u królowej pojawili się jacyś mężczyźni w myśliwskich kaftanach i obszytych futrem butach, którzy twierdzili, że znaleźli królewnę błąkającą się przy skraju lasu. Słoneczko nie widziała tej sceny na własne oczy, ale Miotła, chuderlawa jak drewniany kij kucharka, usługiwała wówczas królowej i później opowiedziała wszystko współpracownicom.
Przyprowadzona dziewczyna na pierwszy rzut oka wyglądała podobnie — rysy twarzy zdradzały wiek nie starszy niż dwadzieścia lat, a opadające na szczupłe ramiona włosy miały odcień hebanu. Wszelkie odstępstwa od pierwotnego wyglądu Śnieżki myśliwi tłumaczyli wygłodzeniem i zaniedbaniem płynącym z życia w lesie, a fakt, że dziewczyna mówiła tylko zwięźle ,,tak’’ lub ,,nie’’, bagatelizowali przeżytym przez nią szokiem. Królowa Helena ponoć omiotła kamiennym spojrzeniem stojącą przed nią dziewkę, a potem uśmiechnęła się z politowaniem i oznajmiła, że nie wyciągnie z tej farsy konsekwencji, jeśli oszuści znikną jej z oczu w ciągu trzech sekund. Myśliwi i dziewczyna nagle stracili wiarę w swoje słowa i w pośpiechu opuścili salę tronową.
Kiedy Słoneczko wyobraziła sobie strach tych ludzi na widok topniejącej cierpliwości w oczach królowej, miała ochotę wybuchnąć śmiechem. Skąd im przyszło do głów, że taki chwyt się uda? Nasza pani nie jest głupia. Potrafi poznać własną pasierbicę.
Teraz jednak nie było dziewczynie do śmiechu. Niemal każdy snuł swoje teorie co do zniknięcia Śnieżki, ale ich gadanina nie przybliżała do znalezienia zguby nawet o krok. A Bułeczka wydawała się dumna z tego, że przygasiła wiarę lśniącą w oczach Słoneczka.
— Oby jak najszybciej ją odnaleźli — ucięła dobitnie jasnowłosa kucharka, skupiając wreszcie uwagę na leżącym przed nią bochnie chleba, którego brązowa skórka chowała w sobie jeszcze delikatne drobinki ciepła.
Dziewczyna wiedziała, że to robota jej ojca. Był królewskim piekarzem, odkąd sięgała pamięcią. Gdy liczyła sobie jeszcze niewiele lat, wracający do domu rodziciel przytulał jej małe ciałko na powitanie, a ona czuła, że jego jasne włosy pachną ogniem, mąką i chlebem. Słoneczko kochała te wonie — były tak przyjemnie ciepłe i smakowite… Już od dziecka miała wyczulony nos. Lubiła stać przy matce, która przygotowywała im posiłek albo latać pomiędzy uliczkami miasta i wdychać unoszące się w powietrzu kruszynki warzyw, pieczonego mięsa oraz warzonego wina. Szybko też polubiła wdrążanie się w sztuczki kulinariów. Ojcu  spodobał się zapał córki, dlatego nieraz zabierał ją na zamek do dolnych pomieszczeń kuchennych, gdzie zapachy niesamowicie igrały w nozdrzach dziewczynki, a piec do pieczenia chleba przypominał jej głowę olbrzyma, w którego ustach tańczą płomienie.
Ale pierwsza praca, którą otrzymała, wcale nie mieściła się w zamku. Tak właściwie to nie wiązała się nawet z gotowaniem. Słoneczko potrafiła już przyrządzić sporo potraw, ale karczmarz potrzebował jej jedynie do roznoszenia tego, co sam przygotował. Nie mam mu tego za złe, w końcu kto by zaufał dwunastoletniej dziewczynce? Za sprawą chleba, który ojciec piekł dla podniebień króla i królewny, rodzina Słoneczka miała dostateczną ilość pieniędzy, aby nie głodować, ale kilka nowych monet z pewnością mogło się przydać.
Dziewczynka nie narzekała na pracę w karczmie. Stawianie na stołach dzbanów wina było monotonną czynnością, ale ona zawsze umiała wyłowić z szumu ciekawe rozmowy i zobaczyć interesujących ludzi. Potem wracała do domu i dzieliła się usłyszanymi plotkami z mamą, a wówczas zmęczone oczy kobiety rozświetlał blask wesołości.  
Słoneczko zawsze uważała, że urodziła się pod szczęśliwą gwiazdą — to właśnie dlatego chciała jak najczęściej przekazywać światu uśmiech. Nie tylko miała kochających rodziców i dach nad głową, ale również udało się jej spełnić swoje marzenie. W kuchni królewskiej pracowała bowiem stara kucharka o drżących dłoniach, na którą pewnej nocy nadszedł czas. Zmarła, a ojciec użył znajomości, by na miejsce sędziwej kobieciny wstąpiła młoda, zdolna Słoneczko. Od tego czasu dziewczyna zajmowała się gotowaniem dla samej rodziny królewskiej, a świat zapachów i interesujących postaci stał przed nią otworem.
Lśniący w blasku świeczników nóż ciął łagodnie miękki bochen chleba na równe plasterki. Gdy Słoneczko skończyła, dokładnym ruchem ułożyła kromki na złotym talerzu, a ten z kolei zaniosła na srebrzystą tacę, która miała być zaniesiona do królewskiej jadalni. Bułeczka również położyła tam parującą misę rosołu wysadzaną szafirem.
Po chwili przyszła też Rzepa, córka rolnika zajmującego się uprawą tejże rośliny — to pochodzenie skutkowało tym, że jej brązowe włosy zawsze przesiąkały zapachem rzepy. Pachnąca specyficznie kobieta dodała od siebie półmisek z elegancko pokrojonymi warzywami i misę, z której unosiła się woń miodu. Miotła doniosła jeszcze talerz z różowiutkimi plasterkami szynki. To już wszystko.
Słoneczko miała ochotę zapiać jak kogut, ale powstrzymała się, nie chcąc, by Bułeczka próbowała przywrócić jej zdrowe zmysły za pomocą uderzeń chochlą.


Słoneczko to postać, która ,,ożyła'' pod wpływem spontaniczności mojej weny, ale teraz wiem, że bez niej to opowiadanie nie byłoby pełne. Nasza kuchareczka jeszcze sporo namiesza ^^
Kolejny rozdział będzie kontynuacją jej historii


15 komentarzy:

  1. "Słoneczko" ? Może się mogę mylić ale chyba zgapiłaś tą nazwę z "Morza Spokoju" jeżeli nie to sorry ale tak mi się jako pierwsze skojarzyło xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi, ale pierwszy raz słyszę o tej książce ;)

      Usuń
  2. Rozdział świetny :) Bardzo podoba mi się pomysł, aby powrócić na zamek i pokazać zniknięcie Śnieżki z perspektywy plotkujących kucharek ;) Spodobała mi się też postać Słoneczka i to, że pojawi się ona w następnym rozdziale, którego nie mogę się już doczekać :)
    Życzę weny i pozdrawiam :)

    Maggie Z
    dramione-never-forget-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Cieszę się, że polubiłaś Słoneczko i również pozdrawiam ^^

      Usuń
  3. Hej kochana;)
    Muszę przyznać że Twoja wena robi wrażenie a szczególnie się postacie jakie tworzysz.
    Do tej pory to "Once upon a time" śledzę z wypiekami na twarzy nie wiem czy znasz ten serial (Zakochana do bólu w Killianie i Rumplu. nie umiem zdecydować który bardziej) ale uważam że naprawdę pokazałaś klasę.
    Jedyne czego żałuje to fakt że opowiadanie jest takie krótkie.
    Zwłaszcza że narobiłaś mi smaku na więcej.
    I będę oczywiście czekać licząc że kolejny rozdział pojawi się nieco dłuższy.
    pozdrawiam mocno

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie :)
      Ech, u mnie to właśnie tak chyba będzie wyglądać większość rozdziałów, bo czasem po prostu muszę uciąć w danym momencie. Myślę, że dopiero przy końcu te rozdziały trochę się wydłużą.
      Tak, tak, znam ten serial i oglądam od dawna. Podoba mi się tamten baśniowy klimat, z tym że czasem już przesadzą z ilością baśniowych postaci. Nagle się okazuje, że wszyscy są ze sobą spokrewnieni, robi się chaos :P Dlatego ja staram się trzymać jedynie dwóch, trzech baśni w jednym opowiadaniu. I też miałam swoją fazę na tych dwoje :D
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Miałam wrażenie, że rozdział był bardzo krótki, bo tak szybko go przeczytałam. Ale znając mnie pewnie ponownie okaże się, że długość w Wordzie wyszła ci całkiem przyzwoita i standardowa.
    Ale wracając do treści. Podobało mi się, że ukazałaś, jak odebrała ucieczkę Śnieżki służba. Jednak zarazem jestem bardzo ciekawa co o tym wszystkim myśli królowa. Z wileką chęcią poznałabym jej punkt widzenia, ale pewnie obejdę się smakiem.
    Postać Słoneczka jak najbardziej przypadła mi do gustu. Dziewczyna jest bardzo miłą i sympatyczną osobą, ale zarazem coś mi mówi, że w tym wszystkim odegra jeszcze jakąś znaczącą rolę. Coś mi się zdaje, że królowa powinna mieć się na baczności, lecz jak to zwykle bywa zapewne niezbyt przejmuje się służącymi, bo nie przypuszcza, że Śnieżka mogłaby mieć tak dobry kontakt z osobami z niższych klas społecznych.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, no tu u mnie już taka ilość chyba będzie normą. Staram się, by rozdziały miały tak gdzieś po 6 stron w Wordzie, ale tu faktycznie wygląda to na znacznie mniej ;)
      Na przedstawienie królowej przyjdzie czas :) Poznacie jej punkt widzenia i historię, tylko dopiero przy końcu, by na razie za wiele nie zdradzać.
      Cieszę się, że tak odebrałaś postać kucharki, bo właśnie ona miała być takim jasnym punktem opowiadania :)
      Racja, królowa jest sprytna, ale nieczęsto zawraca sobie głowę służbą.
      Dziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam ^^

      Usuń
  5. Bardzo mi się podobał rozdział. Taka odmiana poczytać o osób postronnych, jak przyjęli wieść o zaginionej królewnie. A wiadomo, że służba zawsze skłonna jest do plotkowania :)
    Postać Słoneczka bardzo przypadła mi do gustu. Widać, że ona i Śnieżka bardzo się przyjaźniły, skoro tak kuchenna dziewczyna tak mocno się o nią martwi. Ciekawi mnie, jaką to ważną rolę odegra w opowiadaniu :)

    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, też właśnie chciałam, żebyście nabrali trochę oddechu po leśnych perypetiach Śnieżki.
      Dziękuję za komentarz, fajnie, że polubiłaś Słoneczko ^^
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  6. Na wstępie chciałabym podziękować za zainteresowanie moim blogiem, a także bardzo motywującą opinię. Od dawna zbieram się za wymyślenie czegoś bardziej przejrzystego, jeśli chodzi, o ułatwienia dla Czytelnika. Niestety, zwyczajnie brak mi czasu. Cóż mogę, napisać o tym dziesiątym już epizodzie przygód Śnieżki? Zaczyna mi brakować komplementów! Bardzo intrygująco przedstawiłaś Słoneczko od razu widać, że nie jest zwykła kuchenną pomywaczką, lecz kimś znacznie ważniejszym. Przejęła się losem swej młodej pani. Martwi mnie jedynie to, co się stanie, gdy wpadnie ręce Heleny? Ta kobieta jest nieprzewidywalna! Może podobnie, jak jedna z polskich królowych Elżbieta Batory lubi pić krew młodych, ładnych służących, by zachować wieczną młodość i zyskać na urodzie? Kto wie, jak ukarze krnąbrną dziewczynę nieposłuszeństwo? Jakby nie było jest wariatką, gdyż jedynie osoba niezrównoważona może zbierać ludzkie zwierzęce serca. Chyba nie przekona mnie żadna próba obrony Złej Królowej z Czerwonych Krain. Jak to mówią uczeni w piśmie nigdy nie mów nigdy, lecz na tę chwilę skłonna jestem wierzyć raczej Bułeczce, która chyba lepiej ocenia całą stację. Jednak może Tobie uda się znaleźć argumenty przemawiając na korzyść macochy Śnieżki? w Każdym razie zapowiedź brzmi dość przerażająco. Możliwe, iż w zamku mieszka bazyliszek, bądź też bestia posłuszna poszeptom złych mocy? Przekonamy się, zapewne niebawem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co :) Rozumiem i trzymam kciuki, żeby się udało :)
      Też słyszałam o mroczne legendzie Elżbiety Batory i myślę, że jej postać świetnie pasuje do Złej Królowej, jednakże czy w moim opowiadaniu tak będzie, przekonacie się sami. Jestem ciekawa, jak zareagujesz na późniejszą historię Heleny. I oczywiście każda postać ma swój punkt widzenia i właściwie tylko czytelnik może spojrzeć na wszystko obiektywnie :D
      Dziękuję za komentarz, mam nadzieję, że późniejsze odpowiedzi na Twoje pytania okażą się satysfakcjonujące :)

      Usuń
  7. Chociaż brakowało mi karzełka i Śnieżki, cieszę się, że ten rozdział był taką przyjemną odskocznią. Słoneczko da się lubić od zaraz. Ma w sobie coś ciepłego, może dlatego, że jej tata jest kucharzem? Bułeczki nie polubiłam. Taka stara, zgorzkniała baba, która lubi ścierać ludziom uśmiech z twarzy. Cieszę się, że inni martwią się o Śnieżkę, że nie ufają Królowej Helenie. Mają mocną intuicje i to mi się podoba, nawet jeżeli jest to podszyte tylko nieufnością do obcokrajowców :D Helena musi spaść z tronu... jakże się musiała cieszyć, że to niby odnalezienie Śnieżki to tylko głupi incydent oszustów :D

    Czekam, aż Sloneczko namiesza zgodnie z obietnicą <3
    Cudowny rozdział, jak każdy z pod twojego pióra! Wydaj to kiedyś. Chcę mieć ten zbiór u siebie na półce :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że odpowiadam tak późno.
      Haha, wobec Słoneczka mam dokładnie takie same odczucia, cieszę się, że ją polubiliście :)
      Tak, Bułeczka właśnie taka jest, a jednak mnie bardziej bawi niż irytuje xD
      Dziękuję bardzo za komentarz :)
      Och, bardzo bym chciała, ale czuję, że ta historia jeszcze nie jest aż tak ,,mocna'', by ją wydać. Na razie muszę cały czas pracować nad sobą.
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  8. No i kolejny udany rozdział, choć trochę brakowało mi Gburka i pary Flynn & Roszpunka, gdyż bardzo ich wszystkich lubię. Cieszę się jednak, że postanowiłaś zaznajomić nas z nowymi, równie interesującymi postaciami.
    Po pierwsze, bardzo podoba mi się pomysł z nadawaniem przydomków pochodzących od cech charakteru czy wyglądu. Słoneczko, Bułeczka, Rzepa - super! :)
    Słoneczko wydaje się być dobrą osobą, a także niezwykle lojalną w stosunku do Śnieżki. Dobrze, że ani na moment nie wątpi w to, że księżniczka żyje, bo my wiemy, że każdy kto to robi, jest w błędzie. Cieszę się, że pokazałaś nam - czytelnikom - jak służba zareagowała na ucieczkę Śnieżki, gdyż wcześniej nie mieliśmy tej okazji. Wracając do Słoneczka, cieszę się, że postanowiłaś zrobić z niej jedną z głównych postaci, dlatego że na wstępie ją polubiłam. Może to podświadomie ze względu na jej przezwisko :) To sympatyczna, szczera, ale dość prosta dziewczyna, która - mam wrażenie - jeszcze pokaże na co ją stać i - jak sama twierdzisz - nieźle namiesza w całej tej historii.
    Rozdział trochę krótki, mam wrażenie, a może po prostu tak szybko i z przyjemnością udało mi się go przeczytać.
    Pozdrawiam i do następnego, Mał... Marzycielko XD

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy