Słoneczko wciąż nie mogła przyzwyczaić się
do tylko jednego połyskującego złotem talerza, który miał zawędrować na stół
królewski. Pozostali pozłacani bracia tkwili wśród drewnianych ścian gabloty —
zapomniani jak ludzie, którym wcześniej służyli podczas posiłków.
— Passy, myślisz, że królowej jest smutno
jeść kolacje samotnie? — zagadnęła stojącą najbliżej kucharkę, która swoją
pulchną dłonią wykonywała ostatnie obroty w kotle rosołu. Kobieta cała była
pulchna, a z pobielonymi od mąki rękami i zwęglonym na końcach fartuchem, który
ledwie opinał zaokrąglony brzuch właścicielki, przywodziła na myśl bułkę.
Wymyślanie przezwisk stało się w kuchni królewskiej niemal tradycją, dlatego
Słoneczko była Słoneczkiem, a Passy Bułeczką. Nieświeżą Bułeczką, ale tego już nikt nie mówi na głos.
Tęga kucharka westchnęła, a drobinki mąki,
osiadłe na jej górnej wardze, zerwały się do lotu.
— Dlaczego miałaby być smutna? Dostaje do
nas pyszne posiłki, a całe królestwo należy teraz do niej — mruknęła takim
tonem, jakby towarzysząca jej dziewczyna miała głaz zamiast mózgu. Słoneczko przywykła
już do tego, że starsza kucharka nie grzeszy uprzejmością, ale nie
przeszkadzało jej to tak jak niektórym członkom służby kuchennej. Jak można nie lubić stworzenia, które bywa
tak zabawnie opryskliwe? Bułeczka tymczasem wyjęła gwałtownie chochlę z kotła
i pomachała nią zawzięcie, nie zwracając uwagi na złote krople rozbryzgujące
się po ziemi i jej fartuchu. — Powiadam
ci, nie minie rok, jak pani Helena znajdzie sobie jakiegoś korzystnego lorda i
pozwoli, by jego pocałunki osłodziły jej stratę pasierbicy.
— Bułeczko, ależ co ty za bajki
wygadujesz?! — W oczach Słoneczka o łagodnym odcieniu zieleni zadrgało
niedowierzanie pomieszane z rozbawieniem. — Nasza królowa jest dobra i
honorowa. Nie weźmie sobie drugiego męża, a tym bardziej nie zagarnie tronu
Śnieżce!
— Nie? — Chochla z brzękiem wylądowała z
powrotem w kotle zupy. Na fartuchu Passy przybyło kilka nowych plamek, ale ta
zdawała się w ogóle tego nie zauważać. Nigdy nie przywiązywała zbytniej uwagi
do schludności. — Każdy na jej miejscu by tak zrobił.
Słoneczko powinna zajmować się teraz
krojeniem podłużnego bochna chleba, ale nie potrafiła zdobyć się na ruch
trzymanym w ręce nożem. Na moment zastygła, jakby zalana woskiem gorących
myśli. Dobrze pamiętała królewnę; jej ładną, bladą twarz oraz szaroniebieskie oczy
potrafiące lśnić ciepłem lub mrozić dumą. Nie mogła sobie wyobrazić, że jej
przyjaciółka — bo jak inaczej miała zwać królewnę po tylu wspólnych rozmowach — może leżeć gdzieś na zimnej ziemi i konać przy
akompaniamencie ciężkiego, bielącego w powietrzu oddechu.
Przypomniała sobie dźwięk ich złączonego
śmiechu pewnego wiosennego dnia, gdy wylegiwały się w cieniu rzucanym przez
gałęzie jarzębiny. Wtedy właśnie zauważyły zabawny kontrast pomiędzy sobą. Podczas gdy Śnieżka
przypominała lawirujący płatek śniegu, pracownica kuchni ze swoimi jasnymi
włosami i wiecznie ciepłymi od pracy w kuchni rękami przywodziła na
myśl słońce nie tylko z charakteru, ale również i z prezencji zewnętrznej. Ja jestem Słoneczkiem dla wszystkich, jednak
ona była zwana Śnieżynką tylko przeze mnie.
— Ale przecież Śnieżka wcale nie umarła! —
zaperzyła się Słoneczko, wychodząc z założenia, że jeśli wypowie te słowa,
staną się one prawdą i ocalą przyjaciółkę. — Ona gdzieś tam musi być, wierzę w
to!
Szarawe oczy Bułeczki, tonące w jej twarzy
jak para koralików w cieście, nie wyrażały podobnego entuzjazmu. Kobieta
wzruszyła ramionami, wracając do mieszania zupy.
— Ludzie wierzą w różne rzeczy. Ja na
przykład uważam, że dziewczyna oszalała. Już wkrótce miała objąć rządy, a takie
zadanie w oczach delikatnej osóbki może wydać się cholernie trudne.
— Śnieżka, którą znałam, może i była
delikatna, ale na pewno nie tchórzliwa — wyjaśniła Słoneczko, a nuty w jej
głosie gorzały jak prawdziwa ognista kula na niebie. — Chciała z godnością
przejąć tron ojca.
Lśniące od tłuszczu próbowanej zupy usta
Passy ułożyły się w uśmiech zadowolenia, przez co jej pulchne policzki jeszcze
bardziej się uwypukliły.
— Otóż to, otóż to! Uciekła ze strachu
przed zawiedzeniem zmarłego króla.
Wydawać by się mogło, że to oskarżenie
wypędzi na zewnątrz młodej kucharki gniew, ale ta tylko zatrzepotała rzęsami i
rozciągnęła swoje drobne usta w pobłażliwym uśmieszku. Jej rodzice mówili, że
ma wargi jak dwie malinki — stworzone do uśmiechania się.
— Jak dobrze, że nie postrzegam świata
twoimi oczami.
— Doprawdy? A może wolisz inną wersję,
którą posłyszałam od grupki rycerzy? — zapytała wyzywająco Bułeczka, biorąc
kocioł za cynowe uchwyty i z pluskiem wlewając część zawartości do pozłacanej
misy. — Oni
uważali, że królewna została porwana, że to wszystko było zaplanowane przez wrogów korony i że naszej młodej pani należy już szukać poza granicami
państwa.
Czy to może być
prawda? Kuchenna dziewczyna niewiele mogła wiedzieć o postępach w dociekaniu
miejsca pobytu zaginionej królewny, ale z tego, co udało jej się pochwycić
przebiegłym uchem, jasnowłosa zrozumiała, że zastępy rycerzy rozpierzchły się
już po całym kraju. Najpierw przeszukano miasto u podnóży zamku, organizując
apel do wszystkich mieszkańców, a następnie zaglądając do wielu karczm i domów
bogatszych poddanych. Nie znaleziono jednak ani jednej pożytecznej wskazówki.
Później zaprzysiężeni koronie mężowie ruszyli dalej, do miast i wiosek
położonych na wzgórzach i bagnach, przy jeziorach i polach uprawnych. Królowa
Helena obwieściła ludowi zgromadzonemu w sali tronowej, że nie spocznie, póki
ich królewna nie wróci do domu, a tego, kto ją do niej przyprowadzi, obsypie
złotem. Nawet za jedną pomocną wskazówkę gotowa jest dać hojną zapłatę. Miotła
i Rzepa twierdziły, że lada chwila nagroda za odnalezienie królewskiej córki
przybierze jeszcze korzystniejszy kształt — szczęśliwy znalazca dostanie rękę
dziewczyny.
Słoneczko myślała sobie, że to wcale nie
takie złe wyjście. Z pewnością doda iskry poszukiwaniom, a i sama Śnieżka nie
powinna mieć wyrzutów. W końcu nieraz wyznawała, że chciałaby poślubić
dzielnego mężczyznę, który będzie ją wspierał w trudnych chwilach i bronił
nawet w małżeńskim łożu. A kto lepiej
nadaje się na obrońcę niż ten, kto przyprowadzi ją całą i zdrową do domu?
Zniknięcie królewny było jednak nie tylko
osobistą troską Słoneczka, ale i cieniem całych Zielonych Krain. Kiedy
jasnowłosa odwiedzała rodziców w mieście, widziała przybite do ścian domów pergaminy
przypominające o szukaniu Śnieżki, i widziała niepokój w oczach mijanych ludzi.
Niepokój albo szaleństwo. Choć młoda
królewna nie rozpoczęła jeszcze panowania, była w zamku od zawsze. Ludzie
wspominali z szacunkiem jej ojca i przywykli do widoku tego ciemnowłosego
dziewczęcia, które symbolizowało ich królestwo i w przyszłości mogło stać się
dobrą władczynią. A teraz, gdy Śnieżka zamieniła się w dym i umknęła niepostrzeżenie
gdzieś hen zaledwie miesiąc przed swoimi osiemnastoma urodzinami… To było jak
kamień, który wypadł i naraził na zawalenie całą konstrukcję.
Mało kto potrafił znaleźć zarzut dotyczący
Heleny z Czerwonych Krain — wina królowej polegała jedynie na tym, że nie
pochodziła stąd. I choć ludzie zdążyli się już przyzwyczaić do płomiennej barwy
jej włosów i obcego, melodyjnego akcentu, spoglądając na nią, nadal mieli
wrażenie, że widzą bardziej piękny okaz zagranicznego ptaka niż swoją panią. Nie lubimy zmian, a służenie kobiecie z
innej ziemi zasiewa niepokój. Mama mówi, że niepokój zaś popycha do
szaleństwa.
Nie dalej jak wczoraj na popołudniowej
audiencji u królowej pojawili się jacyś mężczyźni w myśliwskich kaftanach i
obszytych futrem butach, którzy twierdzili, że znaleźli królewnę błąkającą się
przy skraju lasu. Słoneczko nie widziała tej sceny na własne oczy, ale Miotła,
chuderlawa jak drewniany kij kucharka, usługiwała wówczas królowej i później
opowiedziała wszystko współpracownicom.
Przyprowadzona dziewczyna na pierwszy rzut
oka wyglądała podobnie — rysy twarzy zdradzały wiek nie starszy niż dwadzieścia
lat, a opadające na szczupłe ramiona włosy miały odcień hebanu. Wszelkie
odstępstwa od pierwotnego wyglądu Śnieżki myśliwi tłumaczyli wygłodzeniem i
zaniedbaniem płynącym z życia w lesie, a fakt, że dziewczyna mówiła tylko
zwięźle ,,tak’’ lub ,,nie’’, bagatelizowali przeżytym przez nią szokiem.
Królowa Helena ponoć omiotła kamiennym spojrzeniem stojącą przed nią dziewkę, a
potem uśmiechnęła się z politowaniem i oznajmiła, że nie wyciągnie z tej farsy
konsekwencji, jeśli oszuści znikną jej z oczu w ciągu trzech sekund. Myśliwi i
dziewczyna nagle stracili wiarę w swoje słowa i w pośpiechu opuścili salę
tronową.
Kiedy Słoneczko wyobraziła sobie strach
tych ludzi na widok topniejącej cierpliwości w oczach królowej, miała ochotę
wybuchnąć śmiechem. Skąd im przyszło do
głów, że taki chwyt się uda? Nasza pani nie jest głupia. Potrafi poznać własną
pasierbicę.
Teraz jednak nie było dziewczynie do
śmiechu. Niemal każdy snuł swoje teorie co do zniknięcia Śnieżki, ale ich
gadanina nie przybliżała do znalezienia zguby nawet o krok. A Bułeczka wydawała
się dumna z tego, że przygasiła wiarę lśniącą w oczach Słoneczka.
— Oby jak najszybciej ją odnaleźli —
ucięła dobitnie jasnowłosa kucharka, skupiając wreszcie uwagę na leżącym przed nią
bochnie chleba, którego brązowa skórka chowała w sobie jeszcze delikatne
drobinki ciepła.
Dziewczyna wiedziała, że to robota jej
ojca. Był królewskim piekarzem, odkąd sięgała pamięcią. Gdy liczyła sobie
jeszcze niewiele lat, wracający do domu rodziciel przytulał jej małe ciałko na
powitanie, a ona czuła, że jego jasne włosy pachną ogniem, mąką i chlebem.
Słoneczko kochała te wonie — były tak przyjemnie ciepłe i smakowite… Już od
dziecka miała wyczulony nos. Lubiła stać przy matce, która przygotowywała im
posiłek albo latać pomiędzy uliczkami miasta i wdychać unoszące się w powietrzu
kruszynki warzyw, pieczonego mięsa oraz warzonego wina. Szybko też polubiła
wdrążanie się w sztuczki kulinariów. Ojcu spodobał się zapał córki,
dlatego nieraz zabierał ją na zamek do dolnych pomieszczeń kuchennych, gdzie
zapachy niesamowicie igrały w nozdrzach dziewczynki, a piec do pieczenia chleba
przypominał jej głowę olbrzyma, w którego ustach tańczą płomienie.
Ale pierwsza praca, którą otrzymała, wcale
nie mieściła się w zamku. Tak właściwie to nie wiązała się nawet z gotowaniem.
Słoneczko potrafiła już przyrządzić sporo potraw, ale karczmarz potrzebował jej
jedynie do roznoszenia tego, co sam przygotował. Nie mam mu tego za złe, w końcu kto by zaufał dwunastoletniej
dziewczynce? Za sprawą chleba, który ojciec piekł dla podniebień króla i
królewny, rodzina Słoneczka miała dostateczną ilość pieniędzy, aby nie
głodować, ale kilka nowych monet z pewnością mogło się przydać.
Dziewczynka nie narzekała na pracę w
karczmie. Stawianie na stołach dzbanów wina było monotonną czynnością, ale ona
zawsze umiała wyłowić z szumu ciekawe rozmowy i zobaczyć interesujących ludzi.
Potem wracała do domu i dzieliła się usłyszanymi plotkami z mamą, a wówczas
zmęczone oczy kobiety rozświetlał blask wesołości.
Słoneczko zawsze uważała, że urodziła się
pod szczęśliwą gwiazdą — to właśnie dlatego chciała jak najczęściej przekazywać
światu uśmiech. Nie tylko miała kochających rodziców i dach nad głową, ale
również udało się jej spełnić swoje marzenie. W kuchni królewskiej pracowała
bowiem stara kucharka o drżących dłoniach, na którą pewnej nocy nadszedł czas.
Zmarła, a ojciec użył znajomości, by na miejsce sędziwej kobieciny wstąpiła
młoda, zdolna Słoneczko. Od tego czasu dziewczyna zajmowała się gotowaniem dla
samej rodziny królewskiej, a świat zapachów i interesujących postaci stał przed
nią otworem.
Lśniący w blasku świeczników nóż ciął
łagodnie miękki bochen chleba na równe plasterki. Gdy Słoneczko skończyła,
dokładnym ruchem ułożyła kromki na złotym talerzu, a ten z kolei zaniosła na
srebrzystą tacę, która miała być zaniesiona do królewskiej jadalni. Bułeczka
również położyła tam parującą misę rosołu wysadzaną szafirem.
Po chwili przyszła też Rzepa, córka
rolnika zajmującego się uprawą tejże rośliny — to pochodzenie skutkowało tym,
że jej brązowe włosy zawsze przesiąkały zapachem rzepy. Pachnąca specyficznie
kobieta dodała od siebie półmisek z elegancko pokrojonymi warzywami i misę, z
której unosiła się woń miodu. Miotła doniosła jeszcze talerz z różowiutkimi
plasterkami szynki. To już wszystko.
Słoneczko miała ochotę zapiać jak kogut,
ale powstrzymała się, nie chcąc, by Bułeczka próbowała przywrócić jej zdrowe
zmysły za pomocą uderzeń chochlą.
Słoneczko to postać, która ,,ożyła'' pod wpływem spontaniczności mojej weny, ale teraz wiem, że bez niej to opowiadanie nie byłoby pełne. Nasza kuchareczka jeszcze sporo namiesza ^^
Kolejny rozdział będzie kontynuacją jej historii.
"Słoneczko" ? Może się mogę mylić ale chyba zgapiłaś tą nazwę z "Morza Spokoju" jeżeli nie to sorry ale tak mi się jako pierwsze skojarzyło xD
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, ale pierwszy raz słyszę o tej książce ;)
UsuńRozdział świetny :) Bardzo podoba mi się pomysł, aby powrócić na zamek i pokazać zniknięcie Śnieżki z perspektywy plotkujących kucharek ;) Spodobała mi się też postać Słoneczka i to, że pojawi się ona w następnym rozdziale, którego nie mogę się już doczekać :)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam :)
Maggie Z
dramione-never-forget-you.blogspot.com
Dziękuję! Cieszę się, że polubiłaś Słoneczko i również pozdrawiam ^^
UsuńHej kochana;)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać że Twoja wena robi wrażenie a szczególnie się postacie jakie tworzysz.
Do tej pory to "Once upon a time" śledzę z wypiekami na twarzy nie wiem czy znasz ten serial (Zakochana do bólu w Killianie i Rumplu. nie umiem zdecydować który bardziej) ale uważam że naprawdę pokazałaś klasę.
Jedyne czego żałuje to fakt że opowiadanie jest takie krótkie.
Zwłaszcza że narobiłaś mi smaku na więcej.
I będę oczywiście czekać licząc że kolejny rozdział pojawi się nieco dłuższy.
pozdrawiam mocno
Dziękuję ślicznie :)
UsuńEch, u mnie to właśnie tak chyba będzie wyglądać większość rozdziałów, bo czasem po prostu muszę uciąć w danym momencie. Myślę, że dopiero przy końcu te rozdziały trochę się wydłużą.
Tak, tak, znam ten serial i oglądam od dawna. Podoba mi się tamten baśniowy klimat, z tym że czasem już przesadzą z ilością baśniowych postaci. Nagle się okazuje, że wszyscy są ze sobą spokrewnieni, robi się chaos :P Dlatego ja staram się trzymać jedynie dwóch, trzech baśni w jednym opowiadaniu. I też miałam swoją fazę na tych dwoje :D
Pozdrawiam :)
Miałam wrażenie, że rozdział był bardzo krótki, bo tak szybko go przeczytałam. Ale znając mnie pewnie ponownie okaże się, że długość w Wordzie wyszła ci całkiem przyzwoita i standardowa.
OdpowiedzUsuńAle wracając do treści. Podobało mi się, że ukazałaś, jak odebrała ucieczkę Śnieżki służba. Jednak zarazem jestem bardzo ciekawa co o tym wszystkim myśli królowa. Z wileką chęcią poznałabym jej punkt widzenia, ale pewnie obejdę się smakiem.
Postać Słoneczka jak najbardziej przypadła mi do gustu. Dziewczyna jest bardzo miłą i sympatyczną osobą, ale zarazem coś mi mówi, że w tym wszystkim odegra jeszcze jakąś znaczącą rolę. Coś mi się zdaje, że królowa powinna mieć się na baczności, lecz jak to zwykle bywa zapewne niezbyt przejmuje się służącymi, bo nie przypuszcza, że Śnieżka mogłaby mieć tak dobry kontakt z osobami z niższych klas społecznych.
Pozdrawiam serdecznie :)
Haha, no tu u mnie już taka ilość chyba będzie normą. Staram się, by rozdziały miały tak gdzieś po 6 stron w Wordzie, ale tu faktycznie wygląda to na znacznie mniej ;)
UsuńNa przedstawienie królowej przyjdzie czas :) Poznacie jej punkt widzenia i historię, tylko dopiero przy końcu, by na razie za wiele nie zdradzać.
Cieszę się, że tak odebrałaś postać kucharki, bo właśnie ona miała być takim jasnym punktem opowiadania :)
Racja, królowa jest sprytna, ale nieczęsto zawraca sobie głowę służbą.
Dziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam ^^
Bardzo mi się podobał rozdział. Taka odmiana poczytać o osób postronnych, jak przyjęli wieść o zaginionej królewnie. A wiadomo, że służba zawsze skłonna jest do plotkowania :)
OdpowiedzUsuńPostać Słoneczka bardzo przypadła mi do gustu. Widać, że ona i Śnieżka bardzo się przyjaźniły, skoro tak kuchenna dziewczyna tak mocno się o nią martwi. Ciekawi mnie, jaką to ważną rolę odegra w opowiadaniu :)
Pozdrawiam serdecznie :*
No, też właśnie chciałam, żebyście nabrali trochę oddechu po leśnych perypetiach Śnieżki.
UsuńDziękuję za komentarz, fajnie, że polubiłaś Słoneczko ^^
Pozdrawiam :*
Na wstępie chciałabym podziękować za zainteresowanie moim blogiem, a także bardzo motywującą opinię. Od dawna zbieram się za wymyślenie czegoś bardziej przejrzystego, jeśli chodzi, o ułatwienia dla Czytelnika. Niestety, zwyczajnie brak mi czasu. Cóż mogę, napisać o tym dziesiątym już epizodzie przygód Śnieżki? Zaczyna mi brakować komplementów! Bardzo intrygująco przedstawiłaś Słoneczko od razu widać, że nie jest zwykła kuchenną pomywaczką, lecz kimś znacznie ważniejszym. Przejęła się losem swej młodej pani. Martwi mnie jedynie to, co się stanie, gdy wpadnie ręce Heleny? Ta kobieta jest nieprzewidywalna! Może podobnie, jak jedna z polskich królowych Elżbieta Batory lubi pić krew młodych, ładnych służących, by zachować wieczną młodość i zyskać na urodzie? Kto wie, jak ukarze krnąbrną dziewczynę nieposłuszeństwo? Jakby nie było jest wariatką, gdyż jedynie osoba niezrównoważona może zbierać ludzkie zwierzęce serca. Chyba nie przekona mnie żadna próba obrony Złej Królowej z Czerwonych Krain. Jak to mówią uczeni w piśmie nigdy nie mów nigdy, lecz na tę chwilę skłonna jestem wierzyć raczej Bułeczce, która chyba lepiej ocenia całą stację. Jednak może Tobie uda się znaleźć argumenty przemawiając na korzyść macochy Śnieżki? w Każdym razie zapowiedź brzmi dość przerażająco. Możliwe, iż w zamku mieszka bazyliszek, bądź też bestia posłuszna poszeptom złych mocy? Przekonamy się, zapewne niebawem...
OdpowiedzUsuńNie ma za co :) Rozumiem i trzymam kciuki, żeby się udało :)
UsuńTeż słyszałam o mroczne legendzie Elżbiety Batory i myślę, że jej postać świetnie pasuje do Złej Królowej, jednakże czy w moim opowiadaniu tak będzie, przekonacie się sami. Jestem ciekawa, jak zareagujesz na późniejszą historię Heleny. I oczywiście każda postać ma swój punkt widzenia i właściwie tylko czytelnik może spojrzeć na wszystko obiektywnie :D
Dziękuję za komentarz, mam nadzieję, że późniejsze odpowiedzi na Twoje pytania okażą się satysfakcjonujące :)
Chociaż brakowało mi karzełka i Śnieżki, cieszę się, że ten rozdział był taką przyjemną odskocznią. Słoneczko da się lubić od zaraz. Ma w sobie coś ciepłego, może dlatego, że jej tata jest kucharzem? Bułeczki nie polubiłam. Taka stara, zgorzkniała baba, która lubi ścierać ludziom uśmiech z twarzy. Cieszę się, że inni martwią się o Śnieżkę, że nie ufają Królowej Helenie. Mają mocną intuicje i to mi się podoba, nawet jeżeli jest to podszyte tylko nieufnością do obcokrajowców :D Helena musi spaść z tronu... jakże się musiała cieszyć, że to niby odnalezienie Śnieżki to tylko głupi incydent oszustów :D
OdpowiedzUsuńCzekam, aż Sloneczko namiesza zgodnie z obietnicą <3
Cudowny rozdział, jak każdy z pod twojego pióra! Wydaj to kiedyś. Chcę mieć ten zbiór u siebie na półce :D
Przepraszam, że odpowiadam tak późno.
UsuńHaha, wobec Słoneczka mam dokładnie takie same odczucia, cieszę się, że ją polubiliście :)
Tak, Bułeczka właśnie taka jest, a jednak mnie bardziej bawi niż irytuje xD
Dziękuję bardzo za komentarz :)
Och, bardzo bym chciała, ale czuję, że ta historia jeszcze nie jest aż tak ,,mocna'', by ją wydać. Na razie muszę cały czas pracować nad sobą.
Pozdrawiam :*
No i kolejny udany rozdział, choć trochę brakowało mi Gburka i pary Flynn & Roszpunka, gdyż bardzo ich wszystkich lubię. Cieszę się jednak, że postanowiłaś zaznajomić nas z nowymi, równie interesującymi postaciami.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, bardzo podoba mi się pomysł z nadawaniem przydomków pochodzących od cech charakteru czy wyglądu. Słoneczko, Bułeczka, Rzepa - super! :)
Słoneczko wydaje się być dobrą osobą, a także niezwykle lojalną w stosunku do Śnieżki. Dobrze, że ani na moment nie wątpi w to, że księżniczka żyje, bo my wiemy, że każdy kto to robi, jest w błędzie. Cieszę się, że pokazałaś nam - czytelnikom - jak służba zareagowała na ucieczkę Śnieżki, gdyż wcześniej nie mieliśmy tej okazji. Wracając do Słoneczka, cieszę się, że postanowiłaś zrobić z niej jedną z głównych postaci, dlatego że na wstępie ją polubiłam. Może to podświadomie ze względu na jej przezwisko :) To sympatyczna, szczera, ale dość prosta dziewczyna, która - mam wrażenie - jeszcze pokaże na co ją stać i - jak sama twierdzisz - nieźle namiesza w całej tej historii.
Rozdział trochę krótki, mam wrażenie, a może po prostu tak szybko i z przyjemnością udało mi się go przeczytać.
Pozdrawiam i do następnego, Mał... Marzycielko XD