czwartek, 23 października 2014

Rozdział IX {Zapuszczając korzenie}

Śnieżka stała w dole dwóch brązowawych wzniesień, spoglądając za znikającym pomiędzy drzewami ślepcem, który wyciąga przed siebie ręce, bada chropowatą korę pni i rozsuwa wadzące zasłony liści.  
Nagle ukłuła ją myśl o podobieństwie Gburka i Flynna. Przeszłość obojgu naznaczona była piętnem cierpienia, obaj stali się nikim więcej od wyrzutków — poranionym ślepcem i zdeformowanym człowieczkiem. Karzeł wszelki ból starał się zagłuszyć cynizmem, wybranek Roszpunki natomiast zachowywał się jak smutne, ranne zwierzę, które straciło zaufanie do świata. Który wyszedł na tym lepiej? Wydawało jej się, że w ostatecznym rozrachunku to Gburek jest tym silniejszym. Może dlatego, że się z tym urodził?
Po raz kolejny jej myśli pognały w kierunku smutnej historii Gburka i jego braci, którą dziewczyna chciałaby kiedyś usłyszeć. Sądziła, że zasługuje na to — w końcu ona powierzyła karłowi swoją opowieść. Wiedziała jednak, że naciskanie nie przyniesie efektu. Powinna uszanować milczenie Gburka, choć nie przychodziło jej to z łatwością.  
Jej rozmyślania przerwał szelest opadłych liści. Zobaczyła, że Flynn prowadzi ze sobą Roszpunkę, która dziś odziana była w jasnorude futro, nadające jej chudej sylwetce większej masywności, a zarazem wyglądu lisicy. W takim stroju na zimno chyba nie narzeka.  
Kobieta z brudno-złotym warkoczem kołyszącym się na jej ramieniu zmierzyła dokładnym spojrzeniem czekającą królewnę i zawartość jej glinianej misy.
— Faktycznie przyniosłaś nam coś smacznego, choć kufla wina nie widzę — mruknęła żartobliwie na przywitanie. Śnieżka wzruszyła przepraszająco ramionami i ostrożnie podała jej naczynie z jeżynami. Roszpunka wzięła jeden z owoców i włożyła do ust. — Hm, całkiem słodkie. Spróbuj, Flynn.
Kobieta podała ślepcowi jeżynę, a on poczekał, aż sok rozpuści się na jego języku, a potem skinął potwierdzająco głową.
— Słyszałam, że interesują cię wiedźmy. — W jasnozielonych oczach Roszpunki pojawiła się odraza. Królewna natomiast starała się, by jej twarz pozostała niewzruszona; by nie wydać się rozmówczyni tchórzliwym dzieckiem. Królowa mawiała: ,,Słabość pogrąża autorytet’’ i choć była parszywą morderczynią, jej słowa wciąż miały słuszność.
— Tak. Jedna z nich chce wyrwać mi serce — wyznała bez ogródek Śnieżka, nie potrafiąc się jednak nie skrzywić przy ostatnich słowach. Flynn wciągnął niespokojnie powietrze do nosa, jego towarzyszka też wyglądała na zdumioną.
— A to ciekawe. Czarownica, z którą my mieliśmy do czynienia, była okrutna i nie żałowała sobie zabijania, ale gdybym się jej nie naraziła, mało prawdopodobne, by mnie skrzywdziła — wyjaśniła po chwili zastanowienia Roszpunka, a wspomnienie o swojej dawnej opiekunce wyostrzyło jej rysy twarzy. Tak mogłaby wyglądać rozgniewana lisica.  — Ciężko mi to mówić, ale na ogół wiedźmy nie są jednym wielkim chodzącym złem. Zawsze mają swoje powody, swoje cele. Dlaczego ta chce twojego serca?
— Nie wiem. Myślę, że po prostu fascynuje się sercami. — Dziewczyna znów widziała to skąpane w półmroku pomieszczenie, drżące światło tańczące na szybach słoi, czerwone, bijące kształty… Starała się zapanować nad dygotaniem warg. — W ukrytej komnacie trzymała wiele słoi ze swoimi… zdobyczami. Ja miałam być następna, chociaż nie rozumiem, dlaczego pozwoliła mi żyć tak długo. 
— Wiedźma jako zbieraczka serc?  — zdziwiła się Roszpunka, odwracając głowę w stronę Flynna i szukając potwierdzenia w jego wiedzy.
— Musi władać magią mroczniejszą niż Gothel — stwierdził zasmucony ślepiec, marszcząc brwi w zastanowieniu. — Albo coś mroczniejszego kryje się w jej umyśle.
Gburek też mówił o ciemnych stronach umysłu, które mogą ukazać się w odbiciu lustrzanym. Czyżby Helena była szalona?
— Mówicie, że wiedźmy nie są same z siebie złe, ale jeśli ta zabija ludzi wokół mnie i chce mojego serca, muszę ją powstrzymać — oznajmiła Śnieżka, chcąc tymi słowami załatać rozdarcie duszy. Z jednej strony bowiem paliła się nienawiść za fałszywość i okrucieństwo królowej oraz pragnienie zemsty, z drugiej zaś czaiło sumienie królewny, jej delikatne usposobienie, które burzyło się na myśl o zadaniu śmierci. Dobrzy rycerze też muszą zabijać.
— Uściślając, musisz ją zabić. — Roszpunka dźgnęła dziewczynę palcem w ramię, jakby chciała, by te słowa wraz z muśnięciem bólu dotarły do rozmówczyni. — Zamknięcie jej w jakichś lochach niewiele da. One są sprytne, mogą omamić ludzi albo nawet wezwać na pomoc żywioły. Zabicie to jedyny pewny sposób.  
— Wiem! — jęknęła Śnieżka, bo sama doszła do tego nieprzyjemnego wniosku. — Ale jak? Czy one giną jak ludzie?
— Wydawać by się mogło, że tak. W końcu naszą dało się udusić. Ale nigdy nie można być pewnym, zwłaszcza, gdy czarownica jest potężna — poinformowała kobieta z powagą w głosie, którą zaburzyło nieco jej leniwe wzruszenie przykrytych futrem ramion. — Dlatego wzięłam świecę i podpaliłam zwłoki.  
— Zatem trzeba ją spalić?
— Ogień to jedna ze skutecznych metod — wtrącił się Flynn. Gdyby miał oczy, teraz płonęłyby one zawziętością.— Jednak kiedy jeszcze byłem grajkiem i wędrowałem po różnych wioskach, słyszałem, że równie dobrze można użyć silnej trucizny albo dźgnąć żmiję prosto w serce.
Królowa tak kocha serca, a jej własne możne okazać się zgubą. Takie wymierzenie sprawiedliwości wydawało się odpowiednie i chwytliwe jako motyw do ballad, jeśli takowe kiedyś powstaną w głowach minstreli i na strunach ich instrumentów. Teraz tylko potrzeba ostrego ostrza. I mojej odwagi.
 — Co czułaś, gdy dusiłaś Gothel? — wymsknęło się Śnieżce, bo zaczęła się zastanawiać, czy gdyby udało się jej zatopić nóż w piersi królowej, czułaby radość, spokój, a może raczej smutek. W końcu był czas, gdy uważała Helenę za swoją matkę, za pocieszycielkę i wzór. Teraz tamtą czułość przykrył płaszcz nienawiści, ale kto wie, czy coś z tamtych uczuć nie przetrwało?
Roszpunka wydawała z siebie dźwięk, który był w połowie zadowolonym westchnieniem, a w połowie gorzkim prychnięciem.   
— Wpierw satysfakcję. Wciąż miałam przed oczami spadającego na ciernie Flynna, więc gdy złota pętla z włosów zacieśniała się wokół szyi tej wiedźmy, a ona krzyczała, tak jak wcześniej krzyczał on, czułam coś, co można nazwać radością. Wymierzałam sprawiedliwość i to miało dobry smak — powiedziała zajadle kobieta, a jej oczy migotały niespokojnie, nawet gdy głos wrócił do spokojnego tonu. — Dopiero gdy Gothel znieruchomiała, dotarło do mnie, że zabiłam kobietę, która była w moim życiu od zawsze. Traktowałam ją jak matkę, bo zaopiekowała się mną, gdy moi wyrodni rodzice użyli mnie jako zapłaty.  
— Żałujesz, że to zrobiłaś? — musiała spytać dziewczyna. W słowach rozmówczyni nuty nienawiści i żalu przeplatały się ze sobą tak gwałtowanie, że ciężko było wychwycić właściwy wydźwięk ich tańca.
— Tego nie powiedziałam — poprawiła ją Roszpunka z szybkim zaprzeczeniem głowy. Potem jej palce powędrowały na okryte wypłowiałym materiałem ramię Flynna. — Jak mogłam płakać po kimś, kto tak okrutnie skrzywdził bliską mi osobę? Kto chciał mnie zatrzymać tylko dla siebie, zamykając na wieki w wieży? To byłoby chore.
Racja. To byłoby absurdalne, darzyć uczuciami kogoś, kto wyrwał serce z piersi mojego ojca.
— Nie możesz się wahać, dziewczyno — ostrzegła ją kobieta z warkoczem, a coś w jej spojrzeniu zdało się Śnieżce bliskie. — Zabij tamtą czarownicę albo w ogóle nie pokazuj jej się na oczy.
— Pokonam ją — oznajmiła dzielnie królewna, czując, że rośnie w niej wiara co do ziszczenia tej zapowiedzi. Na jej ustach zatańczył przyjacielski uśmiech. — Dziękuję za wasze rady.
— Nie dziękuj, tylko trzymaj swoją wiedźmę z dala od nas — odparł jej niedelikatnie Flynn, choć na jego otoczonej różowymi cierniami twarzy można było się dopatrzeć cienia wsparcia.  
— Obiecuję, że nie będziecie mieć z nią nic wspólnego — uspokoiła go Śnieżka, półświadomie używając oficjalnego tonu. Nigdy nie chciałaby sprowadzić na głowę tej dwójki kolejnej wiedźmy. Szczerze życzyła im, by pozostali w zdrowiu i spokoju jeszcze przez wiele lat, ale powstrzymała się od powiedzenia tego na głos. Nie lubią litości, a życzliwość traktują z nieufnością. — Żegnajcie.

Obróciła się z zamiarem odejścia, pochwytując jeszcze pożegnalne skinięcie głową Flynna i przelotny uśmieszek Roszpunki.


Kolejne dni minęły spokojnie; czas płynął powoli jak zsuwające się z liści krople deszczu, ale praca i pogawędki z Gburkiem nie pozwoliły Śnieżce popaść w poczucie znużenia czy monotonii.
Przyzwyczajona do wygód i służby królewna zdumiała się, odkrywając, że w ubogich warunkach zawsze znajdzie się coś do zrobienia. A to kilkugodzinny spacer po lesie w poszukiwaniu zwierzyny lub jadalnych roślin, a to pilnowanie pieczącego się na ogniu mięsa, a to wypranie łatwo brudzącego się ubrania, a to załatanie luki w liściowej zasłonie przy wejściu, którą nadszarpał wiatr. Co chwila trzeba było zająć się czymś, co burzyło warunki mieszkania w grocie. Gburek mówił, że to niekończąca się walka z przeciwnościami losu, a Śnieżka zaczynała mu wierzyć.
Po raz kolejny także przekonała się, jak magicznie może działać obecność drugiego człowieka, który jest gotowy służyć jej wsparciem. Kiedyś była to królowa Helena, która po tragicznej śmierci ojca tuliła małą królewnę przed snem i chętnie spędzała z nią czas. Teraz pocieszycielem okazał się ten gburowaty karzeł — nie potrafił być ujmująco troskliwy czy ciepły, ale na swój sposób podnosił ją na duchu. Śnieżka musiała przyznać, że pomimo wcześniejszych niesnasek, polubiła swojego towarzysza, nawet gdy nie umiał powstrzymać języka od kpiny. Dziewczynie miała wrażenie, że jego pojawienie się na drodze jej losu nie pozostanie bez echa w niej samej.
Jej towarzysz mówił, że można się do wszystkiego przyzwyczaić, a królewna musiała przyznać mu rację. Po kilku dniach chodzenie w przykrótkich szatach lub potarganej sukni nie było już dla niej niczym nadzwyczajnym. Gorzej miała się sprawa obuwia, którego dziewczyna nie posiadała od czasu gorączkowej ucieczki przed bestią. Od kolejnych blizn i pęcherzy na stopach uratował ją jednak Gburek, który wykonał dla niej buty z króliczej skóry. Daleko im było do dzieła sztuki, a noszenie ich początkowo zdawało się Śnieżce aktem potworności, zmieniła jednak zdanie, widząc rzeki błota, które potworzyły się pomiędzy drzewami za sprawą coraz częstszych opadów deszczu.  
Ważnym elementem życia w lesie były polowania — czy może raczej czajenie się na łatwą do zabicia zwierzynę. Gburek widział w nich tylko okazję do zapełnienia brzucha, ale dla dziewczyny był to swojego rodzaju trening, próba pokonania barier delikatności i ćwiczenie zagłębiania broni w ciele. Karzeł wystrugał dla niej nawet drewniany nożyk, którym mogła się posługiwać, gdy tylko nadarzyła się okazja.
Pierwsza śmierć przyszła najtrudniej — Śnieżka przyduszała szamotającego się wśród zarośli szaraka i drżała z lęku przed tym, co zamierza zrobić. Na jej zmysły napierały piski zwierzaka, ciepło jego ciała i bijące pod skórą serce, którego desperacki rytm podejrzanie przypominał jej własny. Nie możesz się wahać. Trzęsąca się ręka dziewczyny, jakby ciągnięta przez sznurki słów Roszpunki, zadała cios. Niezgrabny cios, który przez wieczność zagłębiał się w klatce piersiowej zająca. Gdy jednak agonia zwierzęcia dobiegła kresu, klęcząca Śnieżka poczuła się silniejsza. Przestraszył ją, ale też i zafascynował szkarłatny płyn na jej bladych dłoniach. Biel i wino. Zima i lato. Śnieżka zrodzona w zimowy wieczór i Helena z Czerwonych Krain. To łączy się w całość jak w jakiejś balladzie.
Potem było już trochę łatwiej. Królewna nie widziała przed sobą wystraszonego zająca czy szarpiącej się ryby, tylko twarz szczerzącej zęby w uśmiechu królowej. Nożyk zawsze trafiał w okolice serca.
Gburek wydawał się nieco zdumiony przejęciem inicjatywy łowczej przez to kruche dziewczę, a także zaciętą miną, jaką przybierała towarzyszka podczas zadawania śmierci. Czy domyśla się, do czego dążę? Istniała taka możliwość, bo karzeł nie należał ani do ślepców, ani do głupców, ale nawet jeśli miał swoje podejrzenia, zachował je dla siebie. Rzadko bywał delikatny, jednak w tej jednej sprawie wybrał milczenie. Pewnego wieczoru Śnieżka usłyszała od niego słowa ,,każdy ma swoje cienie’’ — to mogło być wyjaśnieniem.
 Zima nadchodziła coraz głośniejszymi krokami, strząsając z gałęzi ostatnie liście i dmuchając przed siebie zimnym tchem. Noce robiły się coraz mniej przyjemne, nawet jeśli spało pod czuwaniem płomienistych strażników z paleniska.
Wydawać się mogło, że wraz z ostudzeniem powietrza, ostygła też chęć zemsty.
Śnieżka często wracała myślami do siedzącej na zbroczonym krwią tronie macochy, ale nie była już taka chętna do powrotu i zrobienia użytku z ostrza. To musiałoby być prawdziwe ostrze, prawdziwa stal, miecz rycerzy, a nie jakiś tam drewniany nożyk. Musiałabym też dostać się do królowej, a ona z pewnością podejrzewa, że poznałam prawdę. Poza tym nie wiem nawet, co powiedziała poddanym. Pewnie w ich oczach jestem już martwa.
Aby upewnić się co do tego faktu, Gburek wysłał do miasta swojego drozda, ten jednak wrócił po paru godzinach bez żadnych wieści w drobnych szponach. W końcu to tylko ptak, jak mógłby dowiedzieć się czegoś pożytecznego?
Śnieżka zauważyła, że twardość posłania i surowość Zapomnianej Puszczy uczyniły ją bardziej markotną. Daleko jej było do posępności karła, ale czuła, że traci tę jasną wiarę, którą oblekała się jako królewna. Zaczęła myśleć, że Roszpunka już wcześniej odznaczała się żywiołowością i figlarnością, ale ona, delikatna i naiwna, miała znacznie mniej szans na zwycięstwo w starciu z wiedźmą. Może zatem dziewczyna powinna zostać tam, gdzie jest, w bezpiecznej otchłani lasu, i zadowolić się życiem wyrzutka? Lata jej młodości zamrożone w grocie nie zapowiadały się zachęcająco, ale na pewno lepiej niż wizja spędzenia ich pod wiekiem trumny. 
Czasami przez jej myśli przebiegał Raul, jego niepokorny uśmiech i pewny dotyk dłoni, ale wspomnienie o nim ostrością nie różniło się wiele od snu. Zapewne wrócił już do domu i zapomina o swojej miłej królewnie. Nie mam mu tego za złe. Ja też staram się zapomnieć, bo jaki ma sens noszenie w pamięci niespełnionych snów? 



Przepraszam za opóźnienie, czas tak szybko leci. Pod ostatnim rozdziałem dostałam kilka komentarzy od nowych czytelników, co bardzo mnie cieszy, fajnie wiedzieć, że ta historia jest czytana przez coraz większe grono :3
A w następnym rozdziale na chwilę opuścimy Śnieżkę i przeniesiemy się do zamku, gdzie poznacie kolejną ważną dla historii postać :)

13 komentarzy:

  1. Jestem! I do tego chyba pierwsza. Poprzedni rozdział też skomentowałam. Roszpunka bardzo mi się podoba. Jest odważna, stanowcza i trochę wojownicza, więc jestem bardzo ciekawa opowiadania z nią. Na razie skupmy się jednak na Śnieżce. Zaczyna nabierać charakteru, a niełatwo jest pokonać bariery samego siebie, więc ją podziwiam. Ma swój cel, dość przerażający, ale faktycznie od tego momentu polowania w lesie przypominają intensywny trening. Na jej miejscu nie zostałabym w lesie, nie dlatego, że tak bardzo złe są niewygody, ale macocha zagrabiła jej majątek. Coś, co należało do pokoleń rodziny Śnieżki. Tak nie może być.
    No i mam nadzieje na jakiś niesamowity zwrot akcji w relacji Gburka i Śnieżki. Wciąż liczę, że coś się między nimi ukroi. Ale czekam też na pojawienie się Raula. Nie bez powodu ciągle pojawiają się o nim wzmianki w tekście!
    Pozdrawiam! :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No,pierwsza :D
      Dziękuję za komentarze ^^
      Cieszę się, że polubiłaś Roszpunkę. To taka postać dalszoplanowa, a jednak dla rozwoju charakteru Śnieżki jest ważna.
      Cóż... pewien zwrot akcji będzie :)
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  2. Bardzo podoba mi się ten rozdział :) świetnie opisujesz zmiany, jakie zachodzą w Śnieżce ;) Współczuje Roszpunce i Flynnowi :( I bardzo podoba mi się pomysł, aby przenieść się do zamku :)
    Życzę weny i pozdrawiam :)

    Maggie Z.
    dramione-never-forget-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę przyznać że rozdzial jest intrygujący.
    Bardzo spodobała mi się porównanie Flynna i Gburka.
    Pod wieloma względami oboje są do siebie podoni, gdyz tak wiele stracili.
    Wciąz niesamowicie szkoda mi Flynna.
    Wracając do Śnieżki nigdy nie spodziewałam się że może tak się zdecydowac by zamordować to trudne wyzwanie.
    Bez względu na to jak bardzo osoba zasłużyła nikomu nie jest łatwo ją zadać.
    Czuje że Śnieżka może mieć z tym kłopoty, ale nie jest w tym sama.
    Już czekam na kolejny rozdział i podoba mi się nowy szablon.
    Też ma taki urok.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie za opinię :)
      No, na razie zamysł zabójstwa jest, ale gorzej z czynem. Śnieżce z pewnością nie jest łatwo, ale może być zmuszona zdecydować, czy ma zabić, czy samej być zabita :D
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  4. Po przeczytaniu informacji na końcu zaczęłam się zastanawiać, kim będzie ta kolejna ważna postać. Ponieważ znajduje się w zamku to stawiam na jakiegoś służącego lub kogoś w tym stylu, ale i tak intryguje mnie rola, jaką ten ktoś rozegra w historii.
    Ale wracając do rozdziału.
    Podoba mi się to, że Śnieżka coraz lepiej radzi sobie w lesie. Rzeczywiście zabicie zwierzęcia po raz pierwszy musiało być dla niej dużym przeżyciem, szczególnie że królewnę wychowywano z daleka od tego wszystkiego. Ale dobrze, że staje się coraz silniejsza, bo skoro chce pokonać królową, to ta siła będzie jej bardzo potrzebna.
    Jednakże mimo silnych postanowień Śnieżki ciężko jest mi uwierzyć, że gdy dojdzie co do czego będzie potrafiła zabić królową. Nie potrafię wyobrazić sobie królewny w roli morderczyni, mimo że czarownica na to zasługuje.
    Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze kombinujesz :)
      Tak, to właśnie jest stały dylemat. Śnieżka staje się twardsza, ale jednocześnie nie jest typem morderczyni. Jak to się jednak rozwiąże, przekonacie się sami xD
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Ok, mam jeszcze chwilę do wyjścia do pracy, więc zdążę skomentować :)
    Trochę mi wstyd, że tak późno komentuje, ale w obecnej chwili mam dość mało czasu na blogowanie. Jak nie praca i zajęcia, to coś innego wypadnie:(
    Ale dość o tym...
    Rozdział bardzo mi się podobał. Rzeczywiście tutaj Roszpunka ma racje. Zabicie czarownicy jest chyba najlepszym sposobem, bo nie wiadomo jakie moce może przywołać, gdyby była zamknięta w celi albo gdziekolwiek indziej. Zastanawia mnie jednak ta ciemna strona królewny Heleny, bo przecież wszystkie lustra pozakrywała - w odbiciu zapewne będzie stała prawdziwa wiedźma Helena.
    Dlatego nie dziwię się, że Śnieżka chcę jak najlepiej przygotować się na spotkanie z macochą. Polowanie na zwierzęta w jakimś tam sposób może jej pomóc. Choć czy wystarczająco?
    No i jak moja poprzedniczka, zastanawiam się, jaką nową postać nam szykujesz... Na początek przyszedł mi na myśl Raul, ale czy to będzie on?

    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, rozumiem. Już w szkole jest ciężko złapać czas na blogi, a co dopiero na studiach. W każdym razie cieszę się, że jesteś :)
      Tak, czarownice mają przewagę nad zwykłymi ludźmi, więc jeśli ma się szanse je zgładzić, trzeba to zrobić. Cieszę się, że wspomniałaś o tych lustrach - później będą one odgrywały dużą rolę.
      Cóż, Raula już Wam troszeczkę przedstawiłam, więc nie jest on ,,nowy''. Postać, o której będzie kolejny rozdział, została chyba bodajże wspomniana tylko raz.
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  6. Uważam że rozdział jest naprawdę wspaniały. Jestem urzeczona i właściwie nie wiem co powiedzieć - napisać. Zabijasz mnie powoli swoim geniuszem.
    Śnieżka mnie denerwuje, choć chyba nie powinna, bo rozumiem, że jest księżniczką i wychowano ją w mniej ,,surowych" warunkach. Ale jednak mnie - surową kobietę - trochę to irytuje. Hah, chociaż oczywiście to nie twoja wina, a raczej zasługa, że umiałaś tak dobrze wykreować postać.
    Ciekawa jestem czy rzeczywiście Śnieżka miałaby na tyle przysłowiowych jaj, by zabić Królową. Mimo całego zapalu z zabiciem zwierzęcia jednak nie wydaje mi się. Jest zbyt delikatna. Chociaż przystosowuje się powoli i kto wie? Może będzie twardą babką ;)?
    Właśnie, jaki sens ma noszenie w pamięci niespełnionych snów? Wydaje mi się, że Śnieżka powinna właśnie podążyć za tą myślą i nie myśleć o przeszłości, o tym jakie miała życie, a skupić się na tym co przed nią. Przyszłość ma większy sens niż rozpratrywanie przeszłości.
    No i szkoda mi Flynna, Roszpunki i Gburka. Z jakiś przyczyn obu panu baaardzo lubię i mam nadzieję na jakiś romans ze strony Gburka z Śnieżką ;)
    Poza tym przepraszam, że przybywam tak późno.
    Pozdrawiam serdecznie i do następnego *>*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, dziękuję bardzo za taki długi i miły komentarz! ^^
      O, to ciekawe, że Cię irytuje - i dobrze, bo faktycznie czasem jeszcze zachowuje się jak rozpieszczony dzieciak xD
      Cóż, kiedyś na pewno dojdzie do tej próby charakteru i przekonacie się, jak sobie poradzi nasza królewna.
      Cieszę się, że ich polubiłaś, bo ja również czuję do nich sympatię i aż mi żal, że potraktowałam ich takim losem ;) Haha, na razie nic nie mówię, jak potoczy się znajomość Gburka i Śnieżki :)
      Pozdrawiam! ^^

      Usuń
  7. Po pierwsze, głupio mi jak cholera, że komentuję po tylu miesiącach, ale cóż. Lepiej późno niż wcale ;) Na wstępie, zdążyłam się już odzwyczaić od tych wspaniałych opisów, które tworzysz. Prawie każde zdanie jest przyozdobione w tego typu słowne rarytasy.
    Jeśli chodzi o treść rozdziału, to fajnie że Śnieżka myśli o Gburku, bo po cichu mam nadzieję na ich romans haha :") Przyjemnie czyta się, że powoli zaczyna się przyzwyczajać zarówno do niego, jak i do życia w lesie. A kto wie, może zakocha się... w takim stylu życia? :)
    Podoba mi się relacja Flynna z Roszpunką. Moment, gdy ona dała mu skosztować jeżynę naprawdę mnie zaintrygował, łącząca ich więź jest naprawdę niesamowita, a ta scena jeszcze bardziej mnie w tym utwierdziła.
    ,,Słabość pogrąża autorytet. " Dobrze powiedziane, Królowo. Cytat, który w głowie przytoczyła sobie Śnieżka jak najbardziej wpisuje się w charakter Złej Macochy i jej sposobu sięgania po to, czego pragnie. Ale czy rzeczywiście odrobina słabości działa na niekorzyść względem autorytetu?
    "Teraz tylko potrzeba ostrego ostrza" To zdanie, to trochę takie masło maślane :))
    W Śnieżce wreszcie pojawia się trochę z silnej babki z jajami, a nie rozkapryszonej, mdłej w swej poprawności księżniczki.
    "...jaki ma sens noszenie w pamięci niespełnionych snów?" No właśnie, jaki? Mnie się wydaje, że jednak dobrze jest owe marzenia posiadać, choćby najbardziej absurdalne, gdyż lepsze to niż pustka. Jeśli pozbawimy się marzeń, nic nam już nie zostanie.
    To ja lecę nadrabiać kolejne!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy