niedziela, 25 października 2015

Rozdział XXIV{Zatrute jabłko}

Śpij, mała królewno…
Ojciec podniósł ją z ziemi, jakby ważyła tyle co piórko, i okręcił dookoła siebie. Rozbrzmiał dziecięcy śmiech, by zaraz potem zmienić się w zduszony pisk dziewczęcych pogaduszek z Nyn. Potem Śnieżka widziała salę balową, błyski świec i parkiet; czuła, że jej dłonie splecione są ze smukłymi palcami młodzieńca z marzeń. 
Naraz te palce zniekształciły się i zesztywniały, a przepych wokół zastąpił półmrok i drżące światło ogniska. Widziała błyszczące ponuro oczy, by zaraz potem ujrzeć szmaragdowe, zatrute szaleństwem. Królewna stała przyciśnięta do ściany, a czerwona królowa delikatnym ruchem ścierała łzę z jej policzka. „Wszyscy jesteśmy tylko odbiciami, dlatego potrzebne nam serca, potrzebna nam wieczność…’’.
Cały świat pogrążył się w płynnych plamach szkarłatu. Trzy strużki krwi wiły się leniwie pośród białych pagórków śniegu. Padał na nie kobiecy cień. Przewijała się zraniona dłoń z igłą.
Śpij, mała królewno…
Przeleciał czarny kruk. Wśród ciemności jasnym blaskiem iskrzyła się tylko szklana trumna. Po chwili wieko gwałtowanie odpadło, roztrzaskując się na tysiące kawałeczków. Z lśniącego nagrobka wyszła blada niczym śmierć dziewczyna w strzępach sukni. Jej oczy były rozpostarte i beznamiętne. Z jej piersi ziała upstrzona zakrzepłymi plamami szkarłatu dziura. Jej czarne włosy zaczynały wypadać jak krucze pióra, a sine kawałki skóry odklejać się od kości.
O n a była tą dziewczyną. Nie czuła nic, świat był skuty lodem i ciemnością. Kruk zdawał się wykrakiwać dwa złowieszcze słowa — „bez serca, bez serca, bez serca…’’.
Gdy Śnieżka ze zduszonym jękiem zerwała się ze snu, jej ręce od razu powędrowały do lewej piersi. Uspokoiła się trochę dopiero wtedy, kiedy wyczuła pod palcami bijący pośpiesznie organ. Jeszcze nie umarłam. Powiedziała, że moje serce nie jest gotowe.
Przypomniała sobie jednak coś jeszcze. „Nie upłynie wiele czasu, nim Raul założy na twój palec pierścionek i wasza miłość stanie się pełna. A wówczas twoje serce będzie najcieplejsze’’ — echo złowróżbnego proroctwa napełniło ją nową falą lęku. Dopiero po kilku chwilach dziewczyna pojęła, że kuli się na świeżo posłanym łożu, a otaczają ją trzy kamienne ściany niewielkiego pomieszczenia. Czwartą nich stanowiły metalowe kraty.
Jestem w lochach? — zastanawiała się, szybko jednak obaliła tę teorię. Co prawda nigdy nie miała żadnego interesu, by zejść na najniższy i najplugawszy poziom zamku, ale mogła domyślać się, że nie ma tam miękkiego łoża z czystą kołdrą, stoliczka ze srebrnym zwierciadełkiem i drewnianego wiadra na naturalne potrzeby. Ciemność rozpraszały pomarańczowe jęzory licznych pochodni. Komnatą też tego nie mogę nazwać, bo nie ma tu dla mnie wyjścia.
Śnieżka powoli stanęła na zimnej, ale całkiem czystej, jakby niedawno zamiecionej podłodze, orientując się, że po raz pierwszy od dawna ma na sobie odzienie godne królewny. Ku ziemi opadały fałdy kremowej sukni, a talię przytrzymywał szafirowy gorset. Włosy też miała wyczesane i lśniące. To jednak wcale jej nie uspokoiło.
Podeszła do krat, za którymi ciągnął się pogrążony w półmroku korytarz. Królewna w życiu go nie widziała. Był wąski, a jego ściany pokrywały pajęczyny i mech. Musiała mnie uwięzić w jakimś tajemnym miejscu. Zapewne stąd nikt nie usłyszy mojego wołania o pomoc.
 Nagle rozległo się niespokojne charknięcie, a jakiś potężny cień w kącie poruszył się i powiększył do rozmiarów wilka. W mroku błysnęły dwa żółte ślepia i skierowały się prosto na dziewczynę. Królewna pisnęła ze strachu, przypominając sobie przerażającego stwora, który gonił ją, odkąd tylko wbiegła do Puszczy Zapomnienia. Była pewna, że gdyby ją wówczas dopadł, skończyłaby jako resztki między jego zębami.
Chciała się cofnąć i ukryć pod łożem, ale jakaś odważna część niej walczyła o opanowanie paraliżującego strachu. Oddzielają nas kraty. Ze zwierzęciem tymczasem zaczęło dziać się coś dziwnego — prężył się i wyginał, porastająca go sierść znikała pod brzoskwiniową skórą, a wydłużające się łapy przybierały kształt ludzkich kończyn. Po chwili z ziemi podnosił się już nie wilk, a człowiek — masywnie zbudowany, odziany w poszarpaną szatę i zarośnięty na twarzy, ale człowiek.
— Lepiej, moja pani? — mruknął zachrypniętym głosem, nie spuszczając z dziewczyny jarzących się oczu. Królewna przełknęła ślinę i zrobiła kroczek do przodu.
— Nie wiedziałam, że masz też ludzki kształt… — wymamrotała, a potem odchrząknęła, by jej głos zabrzmiał pewniej. — To ty mnie ścigałeś w lesie. Jesteś jej sługą.
— Jej niewolnikiem — poprawił ją mężczyzna, krzywiąc się lekko. Czy naprawdę? Śnieżka widziała grzejące mu grzbiet łachmany; żółte, ropiejące oczy i dziką twarz, która bardziej mogła należeć do zwierzęcia niż do człowieka. Zrobiło jej się go żal, ale wciąż nie potrafiła wydobyć z siebie ufności.
— Dlaczego?
— W przeszłości ją skrzywdziłem i to jest moja cena.
Królewna przymrużyła oczy, zdając sobie sprawę, że przeszłość królowej jest dla niej jedynie mgłą. Ile o niej wiedziała? Jaka dawniej była jej matka? Kogo kochała? Kiedy dokonała pierwszej makabrycznej zbrodni w imię tej miłości?
 — A zatem znałeś ją w Czerwonych Krainach? — spytała powoli. — Opowiedz mi coś o tym, proszę.
— To ty jesteś jej pasierbicą, sama zapytaj. Ja muszę milczeć.
— Co zrobi, jeśli będziesz nieposłuszny?
— Wątpię, byś mogła to sobie wyobrazić, królewno.
Śnieżka zacisnęła palce na zimnym pręcie kraty.
— Z moją macochą jest coś nie tak, prawda? Mówiła, że lustra ją obserwują, że wyraża miłość poprzez wyrwanie serca… W jej umyśle tkwi cierń, szaleństwo. Czy można to jakoś powstrzymać?
— Nie sądzę. — Wilczy strażnik na moment spuścił wzrok. — Patrzyłem, jak się z tym zmaga przez wiele lat. Ma też dobre chwile, ale one są już coraz rzadsze. Lustra kradną jej duszę. Przykro mi, ale ona wyrwie ci serce, a ja jej w tym pomogę.
— Nie mógłbyś z tym walczyć? Może jest jakaś droga, byś odzyskał wolność?
— Dziecino, jak możesz po tym wszystkim być taka naiwna? Nie ma żadnej drogi. Pada na mnie coraz dłuższy cień wilka. Ty wylądujesz w trumnie, a ja stracę całe swoje człowieczeństwo.
Przez chwilę zdawało jej się, że mówi do niej ustami Gburka — on również sądził, że była łatwowierną gąską, która nic nie wie o mrokach świata. Ale obaj byli tak pogrążeni w zgorzknieniu, że nie mogli ujrzeć, iż to jest właśnie broń Śnieżki — wiara, ziarenko wiary, że coś da się jeszcze zrobić. Bez tego nie umiałaby postawić ani jednego kroku na przód.
Teraz też na pewno istnieje jakieś wyjście. Nie proszę o wiele, chcę jedynie, by było ono trochę jaśniejsze od skończenia w trumnie bez serca, ze świadomością, że wszystkich zawiodłam.
Śnieżka nie kontynuowała już tej dyskusji, tylko wróciła do łoża i zaczęła wspominać swoją walkę macochą. Druzgocąco przegrała tamtą partię. Miała ochotę wyć. To była moja jedyna szansa. Myślałam o niej tak długo… i zaprzepaściłam ją. Zastanawiała się, czy Roszpunka dałaby się tak głupio złapać w kąpieli i czy Raul, gdy zgodnie z zapowiedzią czarownicy wreszcie się spotkają, powie: „A nie mówiłem? To nie była robota dla słabej pannicy’’. Na myśl o dzielnym szlachcicu ogarniał ją dławiący niepokój. Zdołał uciec czy jest już częścią planu królowej? Czy wie, że potem zostanie obwiniony o moją śmierć?
Myślała też o swojej macosze. Jedynym sukcesem, jaki osiągnęła w walce z nią, było odkrycie jej prawdziwych motywów. Śnieżka czuła rozdarcie. Nie mogła powiedzieć, że kobieta jest bezduszną jędzą — na swój szalony sposób kochała i króla, i pasierbicę. Ale obłąkanie zatruło w niej wszelkie człowieczeństwo, wszelką zdrowość relacji z innymi. I jeszcze jej obsesyjny dotyk… Dziewczyna nie mogła zapomnieć strachu, jaki czuła, myśląc, że zaraz straci serce.
Nie mogę do tego dopuścić.
To pogrzebałoby wszystkie starania, jakie razem z Raulem podjęli. To byłaby największa przegrana.
Wiesz, co musisz zrobić… — szepnął dziewczynie w głowie głos śliski jak język węża. Wówczas jej serce zaczęło bić znacznie szybciej i niemal wyrywać się spomiędzy żeber, jakby chcąc udowodnić, jak wiele jest w nim życia. Całe jestestwo Śnieżki również bało się tej myśli. Teraz dopiero pojęła, jak bardzo chce żyć.  
Ale musiała zaakceptować fakt, że jest już martwa. Może z chwilą, gdy opuściła Gburka, może z chwilą, gdy królowa odebrała jej broń, a może z chwilą spłynięcia na niej tej świadomości.  
Dziewczyna podniosła się gwałtownie, rozglądając gorączkowo. To pomieszczenie było jak przytulna łupinka pośród rzeki brudu i mroku. Nie było w nim narzędzi do dokonania zbrodni. Spojrzała z nadzieją na małe zwierciadełko błyszczące na stole — czy jego szkło mogłoby przeciąć tętnicę szyjną? A może kołdra? Czy da się z niej zrobić solidny sznur? Tylko o co go zawiesić?
— Co ty robisz? — warknął po jakimś czasie wilczy mężczyzna, spoglądając, jak dziewczyna za kratami błąka się na wpół obłąkańczo, płacząc i śmiejąc histerycznie.    
Śnieżka zatrzymała się i spojrzała na niego oczami pełnymi łez i paniki. Dopiero teraz zauważyła, że strażnik gdzieś zniknął, a patrząc na tacę parującego jedzenia w jego rękach, zrozumiała, że poszedł po posiłek dla niej.
— Chciałam to zrobić, naprawdę chciałam, ale… nie mogę — wyjąkała, poruszając gwałtowanie zaróżowionymi nozdrzami, by powstrzymać katar. — Za bardzo boję się bólu.  
Mężczyzna tylko obnażył pożółkłe zęby, jakby nadal był w skórze wilka.
— A ty nie myślałeś o tym? — dopytywała dziecinnym głosikiem. — Żeby uwolnić się w ten sposób?
— Ale ja chcę żyć. Chcę biegać i zatapiać zęby w mięsie. — Oczy mężczyzny błysnęły, ale jego twarz spochmurniała. — To prymitywne, jednakże dla takich chwil żyję. Nie umiałbym sam z tym skończyć.
— Rozumiem… Nad tobą nie wisi widomo śmierci…
— To prawda. — Strażnik zerknął na trzymana tacę, a jego głos złagodniał: — Usiądź, królewno, posil się.
Mój ostatni posiłek? Dziewczyna wciąż patrzyła w oczy wilka, zdumiona odkryciem, że należą one do jej ostatniej nadziei.
— Nie uwolnisz mnie, prawda? — spytała głucho.  
— Nie, bo więzi mnie przysięga. I ty też nie próbuj się sama uwalniać.
Wsunął tacę. Śnieżka ledwo na nią spojrzała.  
— Jej magia opiera się na żywych sercach? — wyszeptała nagle tak żałośnie, że chyba nawet bestia nie mogłaby nakarmić ją teraz fałszem.  
— Tak. Martwe może co najwyżej oddać mi jako resztki. — Strażnik uśmiechnął się cierpko, ale spoważniał, gdy dziewczyna desperacko przycisnęła zarumienioną twarz do krat.
— Pchnij mnie! Błagam, sama nie dam rady… Powiedz, że ja sama się dźgnęłam kawałkiem lustra! Czy proszę o zbyt wiele?
Wilkołak patrzył na nią przez chwilę w milczeniu. Słychać było tylko pociąganie nosem Śnieżki.
— Królewska córka — wyrzucił z siebie niespodziewanie. Jego świecące oczy stały się rozbiegane i skomlące. — Gdzie mój zasrany honor? Byłem niegdyś rycerzem, na Boga! Zdradziłem Helenę i zesłałem na Różę śmierć, to prawda, ale jak mogę teraz pozwolić, by córka króla skończyła pchnięta ostrzem jakiegoś zawszonego głupca?
Żadne z nas tego nie zrobi.
— Nie splamisz honoru, bo to jest mój rozkaz — przekonywała drżącym głosem Śnieżka, a z jej oczu spłynęły nowe krople łez.
— Nie, królewno, nie! Nie tak. Dam ci śmierć czystą i spokojną. Zaczekaj tutaj!
Śnieżka osunęła się na ziemię, nieczuła na ironię, zdolna jedynie przełykać łzy.

  

W lochach zrobiło się chłodno, a półwilczy mężczyzna nie wracał. Śnieżka siedziała skulona na łożu i w pewnej chwili skusiła się na oblane miodem ciasteczka. Przypominały jej one o Nyn, o słodkiej, wesołej przyjaciółce. Powinnam po raz ostatni skosztować słodyczy. Na tacy leżało także ładnie przyprawione udko kurczaka, jego jednak nie potrafiła już przełknąć. Popiła kuflem mleka — wystygłym, ale smacznym. Jestem karmiona jak prosiak na rzeź.
Dziewczyna zdołała się już trochę otrząsnąć z pierwszego szoku, jaki wzbudziła w niej perspektywa odebrania sobie życia. W ciszy i samotności myśli przędły się łatwiej, dlatego mogła zastanowić się, czy zamierza słusznie.
„Nie masz innej matki’’ — tak powiedziała jej macocha. Śnieżka nie umiała poddać tego w wątpliwość. Nie pamiętała swojej rodzicielki. Królowa Anna była dla niej tylko obrazem wiszącym w korytarzu upamiętniającym minione niewiasty przy tronie. Czy więc czarownica miała rację? Dobro wyhodowała w Śnieżce ona, kobieta, która wyrywa serca? Czy istota królewny opierała się naukach królowej? Czy jej walka zatem była bezsensowna? Może powinna poddać się matce, która przecież dała jej miłość? Pamiętała szaleńczy błysk w oku wiedźmy, ale też i czułość jej dłoni.
Może powinnam pogodzić się z przeznaczeniem?
Pomyślała jednak o leżącym w zwęglonej pościeli ojcu; o pustych oczach Flynna, które wykuły ciernie czarownicy; o Gburku, który chwycił ją za dłoń, gdy była na krawędzi rozpaczy; o wojowniczej minie Raula i jego drużyny; o wierze w oczach Słoneczko i sile, która kazała jej unieść sztylet. O nadziei płatków śniegu.
Moją matką jest zima.
Ta myśl dodała jej trochę otuchy.
Po jakimś czasie za kratami wreszcie pojawiła się potężna sylwetka strażnika.
— Jaką mamy porę? — rzuciła na przywitanie dziewczyna, bo denerwował ją brak możliwości ustalenia momentu dnia. Nawet nie potrafiła powiedzieć, jak długo tu siedzi, jak dużo czasu upłynęło od jej rozdzielenia z przyjaciółmi.  
— Noc. To najbezpieczniejsza pora — odparł sucho mężczyzna, przerzucając w wielkich rękach jakiś okrągły, dwukolorowy przedmiot.
— A jak długo już tutaj jestem?
— Myślę, że mija dokładnie doba. Ale nie pytaj mnie, ile masz tutaj czekać, bo nie wiem.
Nie muszę pytać, bo nie zamierzam czekać.
Mężczyzna wreszcie spojrzał jej w oczy, po czym uniósł krzaczaste brwi na widok pustej tacy.
— Widzę, że smakowało. I że przestałaś się już rzucać. — Jego wąskie, wilgotne wargi rozciągnęły się w uśmiechu, w którym nie było wesołości. — To dobrze, bo chciałbym, żebyś podjęła w miarę racjonalną decyzję.
— Jaką?
Strażnik uniósł rękę z zielono-czerwonym owocem. 
— Widzisz to jabłko? Wiele ryzykowałem, by dostać się niezauważonym do tajnej komnaty królowej i nasączyć go kroplą dwóch wywarów.
Czary. Z nimi królewna wolała być ostrożna.
— Dziękuję, ale… jak ma mi to pomóc? Jak działa każdy z tych wywarów? 
— Połowa czerwona, połowa zielona. Zielony to spokojny kolor. — Mężczyzna przesunął kciukiem po wspomnianej części owocu. — Jeśli ugryziesz z tej strony, mikstura ukoi twoje nerwy i pozwoli na łagodny sen do ostatecznego czasu. Nie będziesz musiała się bać.
Iluzja spokoju. Dziewczyna była pewna, że to przyjemne rozwiązanie. Domyślała się także, co jest drugim, na jej usta jednak już pomknęło pytanie:
— A czerwona połowa?
— To kolor śmierci. — Ślepia wilkołaka rozbłysły złowrogo. — Połknij go, a stanie się to, o co mnie prosiłaś.
Krew odpłynęła dziewczynie z twarzy, pozostawiając białe płótno.
— Skąd masz pewność?
— Obserwuję czary Heleny od dawna. Wiem, co podaje tym, których chce chwilowo uciszyć, a co tym, którzy powinni bezszelestnie odejść.
Coś chłodnego zacisnęło się na sercu Śnieżki, gdy wstała i ruszyła w stronę krat. To zabawne, że ten niewielki owoc lokalizował w sobie tyle obaw.
— Co powiesz królowej? — zaniepokoiła się, gdy miała już jabłko na wyciągnięcie ręki. Mężczyzna wydał z siebie leniwe warknięcie.
— Mam kilka pomysłów, o to się nie martw. Dane jej słowo powstrzymuje mnie przed otworzeniem tych krat, nie zabroniła mi jednak cię zabijać. — Gdy dziewczyna położyła palce na gładkim owocu, jeszcze nie pozwolił jej zabrać swojej zdobyczy. — Ale rozważ wszystko dobrze, królewno. To nieodwołalny wyrok.
Wyrok nade mną już zapadł. Śnieżka z ostrożnością, na jaką stać drżącą lekko rękę, wzięła od niego jabłko, jakby bała się, że je upuści, a ono zmieni się w kąsającego węża. Jej oczy jednak zaraz powędrowały ku dzikiej twarzy mężczyzny.
— Jak masz na imię?
— Niegdyś byłem Forwinem. — W jego głosie usłyszała nutę zapomnianej dumy. — Synem Gąsienicowych Pól.
— Zatem, Forwinie, dziękuję. — Królewna zdała sobie sprawę, że ciężko brzmieć poważnie, gdy głos jest na skraju załamania. Spróbowała zatuszować to bladym uśmiechem. — Nie jesteś bestią.
Mężczyzna nie odpowiedział. Rzucił jej długie, jakby rozciągnięte w niepewności spojrzenie, a potem zostawił ją samą sobie.
Dziewczyna tymczasem z jabłkiem usiadła na łożu, obserwując, jak po aksamitnej skórce owocu ślizga się łakomy blask pochodni. Wcześniej drżała przed śmiercią, ale teraz, gdy utkwiła ona w tym słodkim plonie jabłoni, czuła się spokojniej. To będzie jak sen.
Forwin zrobił, co mógł — dał jej wybór, ale tym samym utrudnił zadanie, bo teraz jej myśli uciekały ku zielonej połówce. Gdyby dostała całe czerwone jabłko, nie miałaby innych opcji. Już i tak jestem martwa — powtarzała sobie, choć czuła, że jej oczy zachodzą łzami. Myśl. Zaczep się o coś miłego. Myśl o ukochanym ojcu. To jego ramiona przytulą cię na powitanie, gdy się zbudzisz.
Żałowała jednak tych, których tutaj zostawi. Czy Nyn zdoła utrzymać swoją pogodę ducha? Myliłam się co do niej, ona nie jest interesowana. Zawsze byłyśmy przyjaciółkami. 
Czy Raul będzie się obwiniał? Nie powinien. Zrobił, co mógł. Był bohaterem, który zawiózł mnie do domu, i lojalnym rycerzem.
Czy Gburek w ogóle dowie się o tym, że umarła? Naprawdę chciała go jeszcze raz zobaczyć, pożegnać się z nim jak należy, wyznać mu wszystko. Naraz ogarnęła ją dziwna tęsknota za chwilami, które spędziła w jego grocie. To były szare i trudne dni, w których jednak żyła jak nigdy dotąd. Przypomniała sobie ponurą twarz karła i jego sceptyczny język. Prawie się uśmiechnęła. Nigdy nie powinnam opuszczać tej groty.
Forwin oddalił się od krat, ale spacerował nerwowo po korytarzu. Czy liczy, że wybiorę przyjemne kilka chwil w błogiej nieświadomości?
Królewna wielokrotnie słyszała opowieści o wzniesieniu się ponad własne pragnienia i dążeniu do niematerialnych cnót, ale gdy sama stanęła przed tym wyborem, ciężko jej było wykrzesać z siebie te iskry dumy i zadowolenia. Nie wiedziała też, jak zabrać się do umierania, jak powinna odchodzić córka królewska. Stawiała na to, że strużki łez na policzkach i z trudem tłumiony w piersiach jęk nie są pożądane.  
Nieśpiesznie uniosła jabłko od strony czerwonej jak krew.
Nie wygrasz, królowo — usiłowała się pocieszyć. Była ciekawa, jak macocha zareaguje. Wyobraziła ją sobie, jak dobiega do leżącej bez ducha przybranej córki i płacze nad utraconym sercem, pogrzebaną szansą wieczności; jak wyrywa sobie włosy z głowy, jak szaleństwo w niej pulsuje. Przez chwilę królewnie zrobiło się jej żal.
Chłodne, karmazynowe usta dotknęły równie karmazynowej powierzchni jabłka. Śmierć okazała się słodka i soczysta. Śnieżka czuła ją na swoim karku i drżała bardziej z każdą chwilą, ale dzielnie przeżuwała dalej, by w jej całe ciało wtłoczyła się trucizna.   
Serce biło jak dzwony.
Świat wirował jak sala balowa, gdy tańczyła z Raulem.
Trzy strużki krwi wiły się leniwie pośród białych pagórków śniegu.
Gburek uśmiechał się do niej ciepło niczym promień słońca.
A z oczu drżącej królewny Śnieżki wypłynęły rubinowe łzy. Wpierw przypominały klejnoty, ale gdy potoczyły się powoli po jej bladych policzkach, przywodziły na myśl raczej smugi krwi uciekające przed zamierającym sercem. Jedne były słone, inne gorzkie, niektóre lodowate, a niektóre ciepłe.
Smakowały jak ż y c i e.
Śpij, mała królewno…


Lubię ten rozdział. Utwierdza mnie w przekonaniu, że stworzyłam coś innego, fajnego, a postać Śnieżki przemówiła i do mojego serca. 
W następnych rozdziałach ukażę losy pozostałych bohaterów, więc na razie pozostawiam was w niepewności co do śmierci królewny. Mam nadzieję, że was nie rozczaruję.  

16 komentarzy:

  1. nie ośmieszaj się. większość rzeczy została wręcz "skopiowana" z serialu once upon a time

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I kto tu się ośmiesza?
      Nic nie zostało skopiowane ani nawet zapożyczone. Piszę własną historię o królewnie Śnieżce, a to, że mieszam motywy baśniowe wedle własnego uznania, jeszcze nie znaczy, że podkradłam fabułę OUAT.

      Usuń
    2. Świetny rozdział! Czytając twoje opisy wręcz chce więcej. Są cudowne. Masz talent! A co do Śnieżki to jestem przekonana, że przeżyje bo w innym wypadku będę bardzo zawiedziona. Zdziwiło mnie zachowanie Forwina. Myślałam, że będzie bardziej oddany królowej a tu proszę.. Nie mogę się doczekać kiedy królowa umrze (o ile to zrobi)

      Usuń
    3. Dziękuję bardzo! :)
      Wszystko w swoim czasie :P
      Pozdrawiam.

      Usuń
    4. Nie fabułę, a motywy, gdzie chociażby Zła Królowa kolekcjonuje serca i jest córką Królowej Kier.

      Usuń
    5. Tak, ale robi to z innych pobudek. Nie chce panować nad ofiarami, którym zabrała serce; nie jest to wyrafinowane kolekcjonerstwo, tylko wyraz szaleństwa. Osoba, która straciła serce, zwyczajnie umiera.
      No i tak, tak się akurat złożyło, że w moim opowiadaniu Helena również jest córką Królowej Kier, ale był to raczej przypadek niż zamierzone kopiowanie. Zła królowa z królewny Śnieżki zawsze była powiązana z sercami, a zatem dość logicznym zdawało mi się, aby uczynić jej matkę Królową Kier. Niemniej są to zupełnie inne postacie, z inną historią.
      No i poza tym to chyba tyle, co można mi zarzucić.

      Usuń
  2. Muszę przyznać, że wszystko przybrało dosyć nieoczekiwany obrót. Forwin miał strzec Śnieżki w lochach i dał jej zatrute jabłko. Wszak, to doskonale znany motyw. Ciesze się, że go wykorzystałaś, Marzycielko. Nie, śmierć na pewno nie grozi królewnie. Na pomoc pospieszą Gburek, drozd oraz Słoneczko. Wybacz, ale Raula jakoś nie widzę jako godnego, by wziąć w tym udział. Czuję do niego jedynie obrzydzenie. Rozumiem, iż chcesz swoich Czytelników potrzymać w niepewności. A z drugiej strony jesteś trochę, zbyt okrutna.Żartuję, przeciwnie pobudziłaś moją ciekawość. Nawet zaczęłam myśleć na motywem małżeństwa młodej dziedziczki z skrzatem. Mogłoby się to okazać fascynujące. Skorzystałam z okazji, by dodać komentarz, jak najszybciej, bo widzę regularne aktualizacje. A ostatnio mam kłopoty z siecią. Poza tym staram się zacząć pracę z własną twórczością, więc potem wolę się nie rozpraszać To tyle pozdrawiam Cię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za szybki i miły komentarz ;)
      Jestem ciekawa Twojej opinii, kiedy dojdziemy do końca. Śnieżka z pewnością ma przyjaciół, na których może liczyć, niemniej czy zdążą przed królową? :D
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Nie mam pojęcia na jakiej podstawie Anonimowy (bo przecież jak już kogoś obrażać to z anonima) wnioskuje, że opowiadanie jest skopiowane... Ja nie widzę żadnych powiązań z OUAT. A oglądam na bieżąco i nie pamiętam, żeby tam występowały takie sceny... Więc nie będę wskazywać palcem, kto tu się ośmieszył :)

    Rozdział jest zajebiaszczy. Przemyślenia Śnieżki, jej walka i rozdarcie pomiędzy życiem a śmiercią po prostu mnie zafascynowały. Aż zamarłam z widelcem w połowie drogi do ust, bo normalnie tak mnie pochłonęło. Wcale się jej nie dziwię, że nie wiedziała, co wybrać i zmagała się z tym. To raczej nie jest łatwa decyzja - zostawić wszystkich ukochanych, poddanych itp. tylko po to, by uchronić się przed bólem. Trochę to samolubna decyzja, dlatego wymaga wielu przemyśleń. Wyszło Ci to naprawdę dobrze. Bardzo dobrze! :)

    Nie taki Forwin zły, jak go malują :D Cieszę się, że zostało w nim trochę człowieczeństwa. A może to widok zlęknionej królewskiej córki obudził w nim poczucie winy? Nie wiem, ale mam nadzieję, że tak już mu zostanie i pomoże on Śnieżce pokonać Czerwoną Diablicę :P

    Czekam z niecierpliwością na kolejny. A chciałam Ci tylko zwrócić uwagę, w Spisie Treści po lewej stronie brakuje chyba rozdziału 18. Albo ja jestem ślepa...

    Pozdrawiam serdecznie.
    Ciao :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za wsparcie :P Też mi się wydaje, że OUAT to jednak coś innego. Ów anonim pewnie nie wgłębił się szczególnie w mój tekst.
      I dziękuję za przemiły komentarz! :) Śnieżka ogólnie była osobą pogodną i pełną życia, a zatem ten drastyczny krok wiele ją kosztował. Niemniej zrobiła to nie tylko po to, aby nie cierpieć. Nie zamierzała oddać swojego serca królowej. Skosztowanie jabłka było ostatnim wyrazem buntu.
      A, no tak, faktycznie, muszę to zmienić :)
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  4. Tak też się zastanawiałam od dłuższego czasu, w jakiej formie pojawi się słynne, baśniowe czerwone jabłko, no i w końcu się doczekałam :)
    Szczerze powiedziawszy, to nie sądziłam, że Śnieżka będzie próbowała popełnić samobójstwo, zanim królowa wcieli swój plan w życie i zabierze jej serce. Stawiałam na to, że mimo wszystko postanowi walczyć do samego końca lub uzna, że Raul nie pozwoli jej w żaden sposób skrzywdzić i poczeka na ratunek. Szczególnie że Śnieżka nie wie, że obecnie królowa ma wszystkich w garści i całkiem rozgryzła ich plan.
    Najbardziej jednak w tym rozdziale zaciekawiła mnie postać Forwina (swoją drogą zastanawiam się, czy wykonał już rozkazy królowej i zajął się drużyną Raula, no i z jakim skutkiem). Ostatecznie sama nie wiem, co o nim myśleć. Z jednej strony wydaje się, że żal mu królewny i na swój własny sposób starał się pomóc i spełnić jej prośby. Z drugiej zaś strony zastanawiam się, czy królowa nie jest w pełni świadoma tego, co się działo i czy to ona osobiście nie dała Śnieżce jabłka, które nic złego zrobić jej nie może. Teraz też pomyślałam, że jest jeszcze jedna opcja i Forwin mógł okłamać królewnę, bo w konsekwencji żadna strona jabłka nie została śmiertelnie zatruta.
    Pozostaje jedynie czekać na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, chciałam, żeby to było coś specjalnego :) W mojej wersji Śnieżka nie jest kuszona przez czarownicę, tylko przez samą siebie. Bierze kęs z własnej woli, ze świadomością, co się stanie.
      Cieszę się, że zainteresowała was postać Forwina. To jeszcze nie jego ostatni występ - może opinie o nim wyrobicie sobie na końcu. Na pewno jest postacią w jakiś sposób pokrzywdzoną.
      Dziękuję ślicznie za opinię i pozdrawiam :)

      Usuń
  5. I jestem u Ciebie :)
    Nadrobiłam sobie dwa rozdziały i nie spodziewałam się, że aż tyle będzie się działo. Już się zastanawiam, co tam dalej wymyśliłaś.
    Raul okazał się bardzo odważnym rycerzem, chcąc pomóc Śnieżce, ale wiedziałam, że gdy trzymał ten sztylet, i on poniesie porażkę. Teraz Królowa ma go na widelcu, wykorzystując jego brata, a tym samym też przypłacił życie swoich ludzi.
    Bardzo mi żal Forwina - biedny wilkołak. To musiał mieć tupet zdradzić Helenę. Teraz przez swój błąd, przez zdradę, musi być jej posłuszny. Oj biedny.
    Teraz wykazał się dość miłosierny wobec Śnieżki. Dał jej wybór - spokojny sen lun śmierć.
    Muszę przyznać, ze i mnie bardzo się podobał ten rozdział. W myślach zastanawiałam się, jak to zrobił z tym jabłkiem, który jest symbolem owej baśni... Napisałaś to naprawdę bardzo zgrabnie. Jej wspomnienia o Raulu, Nyn i Gburku... a na koniec, po prostu, kęs jabłka, by wszystko się skończyło... ach, teraz jak o tym myślę, to miałabym ochotę na takie jabłuszko spokoju (tę zieloną część, by była jasność) - by wszystkie troski odeszły w dal.

    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci ślicznie za opinię! :*
      Chyba każdy czasem marzył o drodze na skróty, chwili spokoju od wszystkich trosk. Myślę, że trzeba mieć pewną odwagę, by wybrać coś innego ;)
      Pozdrawiam ciepło ^^

      Usuń
  6. JEZU, PRZEPRASZAM ZA DŁUGĄ NIEOBECNOŚĆ!
    Spodobał mi się początek – sen był taki creepy, mroził krew w żyłach, świadomość, że nie ma się serca, a jednocześnie pozostaje przy życiu, będąc zawieszonym pomiędzy obiema światami. Prawdziwy koszmar, z którego jedynym wybawieniem wydawało się być otworzenie powiek – a jednak zgubne w sytuacji Śnieżki. Tam czekały na nią lochy, w których nikt nie miał usłyszeć jej wołania, jej chęci zemsty.
    Pierwsze spotkanie (prócz sceny na początku historii, gdy była goniona) Śnieżki z tajemniczym, wzbudzającym w zarówno dziewczynie, jak i we mnie, uczucia zmienne, pomocnikiem (niewolnikiem) Złej Królowej, było bardzo ciekawe. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się go. Ten sceptyzm i używanie sformułowania „dziecino”(„ptaszyno”) od razu skojarzył mi się z Ogarem z Gry o tron, hahaha. Wydaje mi się, że wiele ich ze sobą łączy, a Śnieżka, trochę niczym Sansa Stark, była w jego oczach łatwowierną gąską (na początku). Forwin myśli, że nie ma innej drogi niż ta, którą sam dostrzega, nie zauważając innych, bocznych wyjść. Jest postacią tragiczną, uwikłaną w sytuację, nad którą nie ma ni siły ni ochoty zapanować.
    Jejku, podobało mi się to, że Śnieżka od czasu do czasu myśli o małym Gburku, ciekawe gdzie on się podziewa? :<
    Gdy dajesz nam czasami trochę przemyśleń królewny, to można w nich dostrzec tę zmianę, jaka w niej nastąpiła. Dojrzałość, którą osiągnęła. Niesamowite, z denerwującej mnie małej dziewczynki zmieniła się w skorą do poświęceń kobietę, zyskując tym samym mój szacunek. Sposób, w jaki troszczy się i myśli o innych, o Nyn, o zmarłym ojcu, o Raulu, a także o Gburku. Myślała o nim nawet w chwili śmierci – opisanej bardzo delikatnie i bez zbędnych udziwnień.
    Pomysł z jabłkiem, pomysł z jabłkiem! Zastanawiałam się, jak wpleciesz ten mały, a jakże istotny, element do całej baśni i muszę Ci powiedzieć, że bardzo mi się spodobało. W ogóle urzekły mnie słowa Śnieżki do Forwina. „Nie jesteś bestią”. <3
    Gdy wzięła pierwszy kęs, zaczęłam się zastanawiałać, jak to się wszystko potoczy. Królowa nie wygra – tego jestem pewna. Ale co się stanie? Nie mam pojęcia... Mam nadzieję, że Gburek złoży na jej ustach pocałunek i będą żyli długo i szczęśliwie, ale chyba zapominam, że to nie jest typowa bajka i wszystko może się zdarzyć.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, nie ma za co :D Wiedziałam, że kiedyś i tak napiszesz mi komentarz ;)
      W sumie racja, w Forwinie jest coś gorzkiego jak w Ogarze, a Śnieżka(chyba mogę się przyznać) niejednokrotnie przypominała mi Sansę :)
      Cieszę się, że widać tę zmianę. Śnieżka przeszła długą drogę i teraz wreszcie potrafiła zachować się dojrzale.
      No, jabłko musiało być ^^ I tak, ja też lubię te słowa(aż by się chciało zrobić paring Śnieżka/Forwin).
      Masz rację - to wszystko nie będzie takie proste, ale mam nadzieję, że zakończenie da wam pewną otuchę.
      Dziękuję bardzo za tyle miłych słów! :*
      Pozdrawiam ;)

      Usuń

Obserwatorzy