wtorek, 22 marca 2016

Rozdział XXIX{Żywi i martwi}

Raul nie spodziewał się, że jej widok tak go ucieszy. Przemierzał właśnie bez celu zamkowe korytarze, by czymś zabić czas pozostały do oficjalnego pożegnania Śnieżki, kiedy zza zakrętu wyłoniła się ona. Drobna postać o włosach jak nici słońca. Jej powieki były jednak półprzymknięte, a spojrzenie wbite w trzymany dzban. Pachnie winem.
— To dla sir Eda, Nyn? — zagadnął młodzieniec, wykrzesując z siebie cień pogodnego tonu.
Dziewczyna przystanęła jak zaczarowana i powoli uniosła na niego wzrok zielonych oczu. Dziś były one wilgotne, a na widok Raula rozszerzyły się ze zdumienia. Młodzieniec nie pamiętał dokładnie twarzy kucharki, bo zawsze przysłaniały mu ją cienie, ale mógłby przysiąc, że wcześniej nie była ona tak blada i zmęczona, tak… stara i niepasująca do zakwitającej dziewczyny.
— Raul… — odezwała się Nyn lekko zachrypniętym głosem, po czym odchrząknęła nerwowo. — To znaczy, mój panie.
— Możesz zwać mnie po imieniu. — Młodzieniec uznał, że nie powinna używać oficjalnego zwrotu po tym, jak zeszła dla niego w ciemność lochów i wymieniała z nim szepty z twarzą tuż za kratami.  
Kucharka skinęła głową, wodząc niepewnie wzrokiem po jego obliczu — może szukając w nim tego samego smutku. Dzban w jej rękach zadrżał lekko i niedoszły małżonek Śnieżki przez moment sądził, że dziewczyna rzuci mu się z płaczem na szyję, przy tym ponownie rozlewając zawartość niesionego naczynia.  
— Widziałeś ją?
Przed oczami młodzieńca znów przemknął obraz pogrążonego w półmroku ołtarza i lśniącej, szklanej trumny.
— Modliłem się przy niej wczoraj.
— Ja nie. I dziś też nie chcę do niej pójść. Wstyd mi, bo ją zawiodłam. — Po twarzy dziewczyny przeszedł grymas żalu. Teraz wyglądała jak mała, powstrzymująca szloch dziewczynka. Raul zamrugał dwukrotnie. Ty ją zawiodłaś?
— Zabawne. Czuję to samo. Z tą różnicą, że ja miałem miecz i pozycję, a ty byłaś jedynie odważną kucharką. — Miało to zabrzmieć żartobliwie, pocieszająco, ale oczy Nyn zapełniły się łzami. Raul na szczęście był gotowy przytrzymać dzban, kiedy omal nie wypuściła go z rąk. Czubki ich palców musnęły się. Ten gest jakby obudził dziewczynę z żałobnego letargu. Zatrzepotała rzęsami i chwyciła pewniej naczynie, by potem położyć je na ziemi. Wino w jego środku zabulgotało cicho.
— Nie słyszałam twojej przemowy, ale inne kucharki mówiły, że była piękna. Przypominałeś anioła zemsty — odezwała się cicho, a łzy w jej oczach zamigotały przyjaznym blaskiem. Potem zmarszczyła wojowniczo brwi, odzyskując cień dawnej siebie. — Cieszę się, że powiedziałeś im prawdę. To bardzo ważne.
Usta Raula musnął uśmiech.
— Przynajmniej tyle mogłem zrobić.
Nyn niedługo odpowiadała mu bladym uśmiechem. Znów zdawała się zmartwiona. Jej niezgrabnie plączące się między sobą palce mówiły o zakłopotaniu. W końcu odważyła się spytać:  
— Kto będzie teraz rządził?
Dobre pytanie. Królewscy doradcy nie byli w tej sprawie jednogłośni, ale jej rozważenie zbliżało się nieubłaganie. Jeszcze przez kilka dni ludzie zajmą się Śnieżką, a oczy zamydlą im tamte wstrząsające wydarzenia, ale potem zrozumieją, że ktoś będzie musiał usiąść na tronie. Nie będzie to jednak nikt z linii królewskiej, bowiem Śnieżka umarła niezamężna i bezdzietna, a król Filip nie posiadał żadnego rodzeństwa poza bratem Karolem, który leżał na drugim końcu kraju i powoli dogorywał na zakażenie tkwiące w jego płucach. W tej sytuacji oczy doradców zwróciły się ku Raulowi z Bukowego Dworu, który przecież z takim zapałem przyznawał się do bycia narzeczonym królewny, a w dodatku dowiódł swojej odwagi i przywiązania wobec królestwa.
 Młodzieniec wiedział, że z zaprzeczenia, iż wcale nie wyszedł z miłosną propozycją do Śnieżki, nie wyniknie nic dobrego. Nie potrafił jeszcze jednak przyjąć do wiadomości, że miałby włożyć na skronie koronę i władać w imieniu zmarłej królewny. To było za dużo w zbyt krótkim czasie, nawet dla niego. Przyjaciele i brat nie popędzali go z wydaniem zgody tak jak doradcy, ale i w ich oczach tkwiła jakaś iskra ponaglenia. Okazja do bycia królem zdarza się tylko raz w życiu. Raul nie spotkał się jeszcze z matką, ale wiedział, że gdy do tego dojdzie, lady Alena nie pozwoli mu nie skorzystać z szansy od losu. Chce, bym objął tron, z królewną czy bez. A czy Śnieżka nie byłaby przeciwna?
Skąd mógł wiedzieć? Wyruszył na jej poszukiwania do przeklętego lasu i modlił się przy jej trumnie, ale musiał przyznać, że tak naprawdę jej nie znał. Chyba rzeczywiście była dla mnie bardziej aniołem niż kobietą.
Teraz mógł tylko prychnąć cicho.
— Wszystko wskazuje na to, że ja.
Nyn westchnęła zaskoczona, a jej oczy zalśniły — blask ten zdawał się rozprzestrzenić po całej jej postaci.
— Jesteś idealny do roli naszego króla!
Raul zaczerpnął gwałtownie powietrza. Te słowa mu schlebiały i podnosiły na duchu, ale był świadom, że władanie to nie tylko grzanie tyłka na tronie i spanie w jedwabiach. Na jego barki spadłby los tysięcy ludzi, ich proszący wzrok i wyczekujące serca. Czy byle szlachcic może poradzić sobie z taką odpowiedzialnością? I znów czuł to samo co w chwilach, gdy spoglądał w twarz wymagającej matki. Wiedział, że ma w sobie to, co potrzeba, ale i tak obawiał się gorzkiego smaku zawodu; że jednak nie zdoła wpisać się w ramy wymagań. To wychodziło gdzieś z jego głębi, z dumy i pojęcia honoru…
Nie mógł znieść myśli, że byłby rozczarowaniem dla całego królestwa, że zostałby zapamiętany jako słaby czy niegodny swojego stanowiska.
— Chcesz, bym objął tron? — wykrztusił mniej pewnie, niż zamierzał.  
— Pan… Raulu, nie patrz na to jak na obowiązek — poprosiła łagodnie kucharka, spoglądając mu głęboko w oczy. Zbyt głęboko. —  To dar. Jestem pewna, że Śnieżka chciałaby, byś zajął jej miejsce.
Nyn uśmiechała się, jakby to wszystko było takie proste. Młodzieniec czuł, że jego dusza rozdziera się jak targana wiatrem zasłona. Co kuchenna dziewka może wiedzieć o sprawowaniu władzy?!
Ale w jej oczach widział budzącą się nadzieję. Nadzieję całego ludu. Kto ich podniesie po upadku? Nie mogę odrzucić tej propozycji z powodu własnego tchórzostwa.
— Będę się starał być dobrym królem — oświadczył w końcu cicho, jakby jeszcze bał się dźwięku tej decyzji. Nyn pokiwała energicznie głową.  
— Wierzę w to.
Raul patrzył na nią przez chwilę; na osnute blaskiem oczy, pod którymi malowały się fioletowe półksiężyce znużenia; na spierzchnięte, wygięte w uśmiechu usta przypominające oszronione maliny. Ta dziewczyna ma w sobie cząstkę Śnieżki — jej naiwność i słodycz. Nagle młodzieniec postanowił, że nie może zostawić tej małej kucharki samej z kąsającymi ją żalem i poczuciem winy. Obydwoje walczyli po tej samej stronie, obydwoje wylewali łzy nad śmiercią królewny, a teraz obydwoje potrzebowali siebie nawzajem. Miał nadzieję, że opiekując się Nyn, opiekuje się też tak jakby Śnieżką, że dostaje od losu drugą szansę.
Raul niespodziewanie chwycił kucharkę za ręce. Drgnęła z zaskoczenia, ale wkrótce jej delikatne palce odnalazły odpowiednie położenie pomiędzy jego.   
— Pójdź ze mną, Nyn — poprosił z powagą, czując, że w jego wnętrzu powoli kiełkuje nowa siła i zapał. — Śnieżka była naszą przyjaciółką. Musimy ją pożegnać, nie sądzisz?
Dziewczyna wahała się chwilę, ale w końcu skinęła lekko jasną głową.
— Jeśli ty pójdziesz, to ja też — stwierdziła dzielnie, a jej usta ułożyły się w drżący uśmiech. Zadowolony Raul puścił jej dłonie, ale wiedział, że tak naprawdę ona cały czas będzie blisko niego.


Gburek czuł się w mieście bardzo nieswojo, niemalże jak intruz. Minęło wiele czasu, odkąd ostatnio opuścił czeluście puszczy i znalazł się wśród wysokich, przepełnionych nienawiścią ludzi. Karzeł bał się ich śpieszących gdzieś sylwetek, brutalnych nóg i gotowych do szyderstwa ust. Im bardziej zagłębiał się w przesycone zapachem jedzenia i potu uliczki, tym jego oddech stawał się szybszy — jakby biegł, a nie poruszał się ostrożnie po ośnieżonym bruku.
W pewnej chwili wydawało mu się, że przejeżdżający obok woźnica furmanki z sianem jest jego ojcem. Pod wilgotną szatą skrywało się równie chude ciało, a twarz miała ten sam szczurzy wyraz… Gburek już miał rzucić się do ucieczki, ale wtem mężczyzna minął go bez słowa, a jego wóz zaczął się powoli oddalać. Uspokój się, głupcze! — warknął w myślach karzeł, gdy jego serce wciąż biło szaleńczo. Karczma twojego ojca stoi znacznie bardziej na zachód i jeśli los choć raz był łaskawy, ma już innego właściciela.
Człowieczek mimowolnie zaczął się zastanawiać, czy trafiłby do rodzinnej gospody. Nie czuł się związany z tym miejscem, niemniej to tam spędził najspokojniejszy okres swojego życia. Musiał znosić ciekawskie spojrzenia podpitych klientów i zimnego ojca, który widział w swoich synach cień złej mocy, ale wiedział, że matka nie pozwoli im umrzeć. Widocznie tliła się w niej jakaś iskierka uczuć czy obowiązku rodzicielki, bo pilnowała, by bliźniacy nie chodzili głodni i dbała o nich, gdy leżeli zmożeni chorobą. Nie chciała mieć jednak z nimi dłuższego kontaktu — kiedy tylko poczuli się lepiej, opuszczała ich ciemne poddasze, jakby to był tylko zły sen, do którego czasem musiała wracać. Nigdy nie zamknęła swoich synów w czułym uścisku, nigdy nie dotknęła ustami ich czół. W jej oczach nie było ciepła czy miłości — tylko niepowstrzymany smutek.
Jednak w karczmie była jeszcze Nyn — przypomniał sobie Gburek, uskakując przed bezlitosnymi kopytami konia. Teraz nie potrafił już utkać w pamięci rysów jej twarzy, choć wciąż widział przed oczami jasny kolor jej włosów. Wiecznie uśmiechnięta Nyn, słodkie stworzenie fruwające pomiędzy stolikami… Wedle słów Śnieżki zajmowała się teraz gotowaniem dla samej rodziny królewskiej i zapewne już nie pamiętała o karłowatych synach swojego poprzedniego chlebodawcy — nie wiedziała, co zrobiła dla Gburka; że jeden jej życzliwy uśmiech był miodem na rany serca. Niziołek nie miał złudzeń, iż kiedyś dane mu będzie z dziewczyną coś więcej niż spojrzenie mu w twarz bez odrazy, ale wtem... zjawiła się Śnieżka. Zagubiona dziewczyna o niewinnych oczach anioła, o czerwonych ustach, które uśmiechały się do niego, o palcach, które nie bały się dotknąć dłoni karła…  
Śnieżka. To dla niej tu jestem.     
Opatuleni w ciepłe szaty przechodnie sunęli powoli bądź śpiesznie po ulicach miasta. Ich buty zostawiały niewyraźne ślady w brudnobiałej powierzchni. Zewsząd napływał gwar, choć w porównaniu z tym, co zapamiętał Gburek, wydawał się on przyciszony. Niebo nad nimi miało barwę gotującej się do ataku stali i już tylko czekało, aż spuści z siebie kolejną porcję śniegu. Ludzie czasem zerkali z ukosa na drepczącego obok nich niziołka w wypłowiałej szacie, ale nikt nie kwapił się, by go zatrzymać. Gburkowi nie umknęły uwadze porozwieszane gdzieniegdzie czarne jak noc flagi, łopoczące złowieszczo na wietrze na wzór klepiących jęzorów potwora. Nie podobało mu się to ani trochę. A im bliżej był mieszczącego się na wzniesieniu zamku, tym więcej widział niepokojących oznak. Ludzie zdawali się mówić szeptem, a jakiś obdarty grajek śpiewał coś zawodzącym z żalu głosem na rogu ulicy.
To do niego Gburek skierował swe kroki. Jeśli mi nie pomoże, przynajmniej nacieszę się chwilą spokoju od tego miałczenia. Karzeł oblizał suche wargi.
 — Przepraszam, dobry panie! — Młodzieniec w wilgotnych łachmanach zamilkł jak oparzony, mocniej przyciskając swoją ubłoconą lutnię do piersi, jakby w obawie o próbę kradzieży. Gburek nie był specjalnie zaskoczony, dlatego po prostu zadał pytanie: — Dla kogo wygrywasz swą smutną pieśń?
Dla królowej czy królewny?
— Dla królewny, oczywiście! — odparł mniej nieufanie śpiewak, nie ukrywając zadowolenia, że ktoś zainteresował się jego pracą. Pogłaskał palcami zniszczony instrument. — Może chciałbyś mnie nagrodzić za te starania? Panie? Karle…? Głuchyś?!
Ale do Gburka nie docierały zniecierpliwione słowa grajka, jakby znalazł się za swoim posępnym murem. Przed oczami widział kołyszącą się flagę, czarną, hebanową jak jej włosy... jej włosy tańczące na wietrze… Jego Śnieżki. Miał wrażenie, że chwila teraźniejsza cofa się jak przewrócona w tył strona księgi, a on stoi nad bezwładnymi ciałami swoich karłowatych przyjaciół… A potem, jeszcze wcześniej, spogląda na upadającego Wesołka i krew spływającą z dziury w jego czaszce… Znów zawrzało w nim to samo uczucie — morze gniewu, żalu i bezradności.
Za późno, za późno, za późno… — jęczały jego myśli, a on sam omal nie upadł na ziemię. Czy to moja klątwa?! Mam żyć i patrzeć, jak odchodzą ci, których kocham?! Co to za świat?! Co to za popieprzone zasady?!
Karzeł uniósł gniewne i lśniące od łez spojrzenie na coraz bardziej zaniepokojonego grajka.   
— Jak…?
Coś w twarzy rozmówcy musiało przestraszyć śpiewaka, bo ten odparł jak najprędzej:
— Mówią, że królowa chciała odprawić czarnomagiczny rytuał, przy czym zabiła i siebie, i nieszczęsną królewnę.
W głowie niziołka szalała burza, dlatego też z trudem wychwycił on coś dziwnego w tej wiadomości.  
— Królowa była czarownicą?
— Tak twierdzi Raul z Bukowego Dworu, narzeczony królewny, a on chyba się nie myli, prawda? — Gburek nie odpowiedział, więc grajek kontynuował: — Dlatego ciało królowej spalono bez pogrzebu, a popioły odesłano…
Nie obchodzi mnie cholerna królowa.
A Śnieżka?! Co ze Śnieżką?
Śpiewak aż się cofnął.
— Jej ciało jest wystawione w trumnie w katedrze dla oczu poddanych. Taki zwyczaj….
Mogę ją ujrzeć.  
Gburek bez żadnego podziękowania obrócił się na pięcie i ruszył w stronę katedry. Jej smukłe, ciemnoszare wieże pięły się dumnie nad ośnieżonymi dachami budynków. Śpiewak wołał za nim coś o chociażby grosiku, ale karzeł równie dobrze mógłby teraz nie mieć uszu. Pędził tak szybko, na ile pozwalały mu krótkie nogi, nie przejmując się już, czy potrąceni ludzie będą wyzywać go od najgorszych.
Zatrzymał się dopiero przy wrotach do katedry — a to dlatego, że wejście blokował mu tłum żałobników. Z początku sądził, że jest to kolejka do trumny królewny, w której będzie musiał po prostu jakoś poczekać, ale ściana ludzi w ogóle nie przesuwała się do przodu, a za to zaczęła się powiększać. Wkrótce ubrania czekających pokrył biały puszek, a karzeł był już na granicy cierpliwości. Jeżeli będę tu stać, nigdy się do niej nie zbliżę.
Postanowił wykorzystać to, co zawsze uważał za klątwę — niski wzrost. Dla niektórych wydawał się być po prostu chłopcem, który z łatwością wnikał w dziurę w mrowisku ludzi albo przeczołgiwał się pomiędzy ich nogami. Oczywiście zdarzało się, że ktoś nie był zadowolony z jego manewrów — kilka razy został kopnięty, a w pewnej chwili jego kaptur minął się o włos z wyciągniętą mściwie ręką jakiegoś mężczyzny. Karzeł cały czas jednak pruł na przód. Po jakimś czasie znalazł się już we wnętrzu olbrzymiej katedry, którą wypełniały kłęby półmroku. Gburek zatrzymał się na chwilę. Jak przez mgłę uświadomił sobie, że nigdy nie dostąpił zaszczytu przekroczenia progu świętej budowli — w końcu ojciec nie chciał zabierać do boskiego domu pomiotu szatana. Jeszcze nie stanąłem w ogniu, więc jest dobrze.
W powietrzu snuły się strużki świecowego dymu i słodyczy kwiatów, ale to i tak nie mogło zatuszować odoru przybyłej ciżby. Gdzieś na przedzie chór czystych, anielskich głosów wyśpiewywał pożegnalne pieśni. Cienie tańczyły na kamiennych ścianach niczym ponure duchy z tamtego świata — wyciągające ręce po białe ciało spoczywające w trumnie na środku ołtarza.
Gburek zacisnął mocno szczęki, gdy jego wzrok padł na podłużny, półkolisty, wykonany ze szkła przedmiot na podwyższeniu. Nawet z tej odległości widział w nim zarys dziewczęcego ciała. Teraz już nie mógł mieć nadziei, iż próżny grajek się mylił.
Naraz gdzieś z otchłani pamięci doleciał do niego przesiąknięty zapałem szept: „Nie, bo uczyniłeś mnie silną’’…
Gówno prawda! Gdyby tak rzeczywiście było, wciąż byś żyła! Co z tego, że dziewczyna, która opuszczała jego grotę, miała odważniejsze spojrzenie niż ta, która do niej wchodziła, co z tego, że pozbawił Śnieżkę głupich złudzeń i nauczył topienia ostrza w ciele, skoro ona i tak teraz leżała tam bez ducha?!
Gdzieś pomiędzy kolumnami nioziołek ujrzał przechadzającego się Raula. Powiewał za nim czarny jak płachta nocy płaszcz. Gburek chciał wziąć go w ręce i skręcić z niego pętlę na szyję szlachcica. Jej narzeczony, tak?! A gdzie był ten głupiec, kiedy królowa ją mordowała?! Wydawał się tak śmiały i mądry, i co z tego przyszło?!
Niewielkim ciałem karła owładnęła ślepa złość. Nie przejmował się już, jak tłum zareaguje na jego zachowanie — po prostu pchał się i pełznął pomiędzy morzem różnobarwnych plam, aż w końcu wyczołgał się prosto na chłodne schodki prowadzące na szczyt ołtarza. Nieopodal stał krzepki strażnik w zbroi, ale jego wzrok utkwiony był w innym miejscu. Korzystając z tego, człowieczek zaczął się wspinać na górę. W uszach szumiało mu bicie serca pomieszane z chórem śpiewających niewiast. Czuł, że ludzie zaczęli go zauważać — zdumieni wskazywali palcami na zmokniętego diabełka o pałających gniewem oczach, który dopada do szklanej trumny, jakby chciał pożreć zwłoki królewny. Tak, nienawidźcie mnie, przecież po to się urodziłem.
Wieko było otwarte. 



Zakończone w strategicznym momencie :D
Kochani, doszliśmy niemal do końca. Pozostał jeszcze tylko jeden rozdział i epilog, ale tak naprawdę cała akcja rozwiąże się w przyszłym rozdziale. To będzie dla mnie wyjątkowa chwila, dlatego też wyznaczam datę, kiedy możecie się spodziewać ostatniego odcinka: 23 kwietnia
Zapraszam i do zobaczenia! 
+ wróciłam do dawnego szablonu, który wykonała dla mnie Elfaba *_*

14 komentarzy:

  1. Ach, pierwsza część rozdziału bardzo mnie zaintrygowała, a wręcz miałam uśmiechem od ucha do ucha, gdy czytałam o Lyn i Raulu. Hymm... tak jakby mam wrażenie, jakby pomiędzy tą dwójką coś zaiskrzyło... czemu nie, skoro jakby tak ciągnie ich do siebie :)
    I Gburek dotarł do miasta. Widać karzeł bardzo, ale to bardzo przejął się śmiercią królowej... pokochał Śnieżkę, tak jak kochał w życiu swojego brata Wesołka...
    A za końcówkę mam ochotę udusić Cię przez monitor! :P Zakończyć w takim momencie??!! Ach, biada Ci, dziewczyno, biada! :)
    Z (nie)cierpliwością czekam na ciąg dalszy.

    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie za opinię ^^
      Mnie też się dobrze pisało o Nyn i Raulu. Są razem tacy pozytywni, naturalni :)
      Haha wybacz :D Trzeba umieć zwabić czytelników :D
      Do zobaczenia pod następnym rozdziałem :*

      Usuń
  2. Fajny tekst, bardzo miło się czytało :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj!
    Pierwsza część rozdziału bardzo mnie urzekła – spodobała mi się relacja, jaka powoli kreśli się pomiędzy Nyn a Raulem. Zauważyłam też w nim pewną zmianę, jakby większą wrażliwość i delikatność. Spodobał mi się fragment, że Śnieżka była dla niego bardziej jak anioł, niż kobieta. Też mi się tak wydawało – piastowała w jego sercu wysoki urząd, ale nie jako kobieta, z którą mógłby się związać, a bardziej jako symbol nadziei czy odwagi. Nie sądzę, by mógł kiedyś pokochać ją w ten inny sposób.
    Zauroczył mnie sposób, w jaki książę traktuje Słoneczko. A charakter dziewczyny idealnie komponuje się z jej przezwiskiem – jest taka dobra, ciepła, właśnie kogoś takiego teraz potrzebuje Raul. Niby rozum nakazuje mu traktować ją jako zwykłą dziewkę, ale jednak te rozważania często toczą bitwę z sercem, które podpowiada mu co innego.
    Wydaje mi się również, że Raul byłby dobrym władcą, gdyż zmienił się jako człowiek przez te wszystkie rozdziały i myślę, że byłby w stanie zaprowadzić porządek i szczęście w Królestwie.
    Gburek! Jego rozmyślania o Śnieżce były naprawdę słodkie... I ta niezwykła odwaga, by ruszyć w nieznane, na ratunek swojej księżniczce. Jejku, to było takie smutne, gdy dowiedział się o śmierci swojej ukochanej, i to jeszcze od jakiegoś ulicznego grajka... Myślałam, że wyniknie to z rozmowy z Raulem czy coś, że nastąpi konfrontacja dwóch ważnych mężczyzn z jej życia.
    Uczucia Gburka były bardzo autentycznie opisane; ta złość, rozpacz, początkowe niedowierzanie... które trwało aż do momentu, gdy nie ujrzał trumny. Mam jednak nadzieję, że tym razem losy potoczą się według oryginału i Śnieżka powróci do żywych, dzięki miłości swojego karzełka.
    Pozdrawiam i bacznie oczekuję ostatniego rozdziału! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za taką długą, rzetelną opinię ^^
      Cieszę się, że zauważyłaś tą wzmiankę. Tak właśnie Raul postrzegał Śnieżkę - jako ideę, a nie jak partnerkę z krwi i kości.
      I cieszę się też, że fragment z Nyn i Raulem przypadł Ci do gustu. Ja również lubię ich relacje :D
      Pojawi się pewna konfrontacja z Raulem, ale dopiero w następnym rozdziale. Uznałam, że Gburek musi usłyszeć o śmierci Śnieżki już wcześniej. No i bardzo mi miło, że udało mi się przedstawić jego odczucia autentycznie. A co będzie dalej... zobaczycie niebawem :D
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  4. "który leżał na drugim końcu kraju i powoli dogorywał na zakażanie tkwiące w jego" - zakażenie,
    "Skąd mógł widzieć?" - wiedzieć,
    "że jednak nie zdoła wpisać się ramy wymagań." - w ramy,
    "Dziewczynę wahała się chwilę, ale w końcu skinęła lekko jasną głową." - dziewczyna.

    Podobał mi się ten rozdział.
    Mam wrażenie, że między Nyn i Raulem coś zaczęło się rodzić. Obawiam się trochę, że to jakaś miłość, ale mam jednak nadzieję, że to tylko głęboka i szczera przyjaźń. Utrata królewny ich niejako połączyła, więc nie dziwota, że zapałali do siebie głębszym uczuciem.

    Gburek jest świetną postacią, fantastycznie wykreowaną. Nic dodać, nic ująć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz i wskazanie błędów :)
      Co do Nyn i Raula nic nie mówię, sami znajdziecie interpretację :) Na pewno utrata królewny ich zbliżyła do siebie.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Prawdopodobnie dzisiaj ^^
      Spięłam tyłek i postanowiłam dokończyć tę historię ;)

      Usuń
  5. W jednym z odcinków Gry o tron bardzo podobały mi się dekoracje ślubne zastosowane w owej scenie. Ciekawe czy tak naprawde mogło to wyglądać te kilkaset lat temu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przyjemnie się czytało, oby więcej takich super tekstów.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wpis który czytał się praktycznie sam :D Miło spędzone chwile :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy