niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział XXV{Biały królik}

Biały królik biegł przez łąkę… Czy może istnieć ufniejsze i bardziej niewinne stworzonko? Każdy z nas był kiedyś owym białym królikiem. Pytanie brzmi: czy zdążymy na czas, czy też po drodze zgubimy się w ciemnej norze?  Czy świat obejdzie się z nami łaskawie, poklepie po nosku, opatrzy zranioną łapkę… czy też skrępuje nas jego szaleństwo? Co, jeśli po pewnym czasie odbicie ukaże nam już nie zwierzynę, a łowcę? 

[Zaznaczam, że to tylko część inspiracji historią w Krainie Czarów. Wszystko dzieje się po wydarzeniach z książki Lewisa Carrolla, Alicja już dawno wróciła do domu, a Królowa Kier zdążyła urodzić córkę. Być może kiedyś pochylę się nad historią samej Alicji.]


Biały królik doskoczył do Alicji i różowym noskiem zaczął obwąchiwać jej chabrową sukienkę.
— Zostaniesz moją przyjaciółką? — spytała mała Helena piskliwym głosem, który mógłby się wydobywać z drobniutkiej piersi szmacianego królika, a później pokiwała głową lalki Alicji.
— Pewnie, że zostanę, jesteś śliczniutki!
— Wspaniale! A zatem zapraszam cię na filiżankę herbaty do… — Helena urwała. Do komnaty weszła jej matka. Gdy dziewczynka siedziała na podłodze, kobieta zdawała jej się ogromna i wyniosła, choć w rzeczywistości nie należała do wysokich. Jej głowę zwieńczał kok rudych włosów, podkreślający ostre rysy twarzy i orli nos. Gdy matka zrobiła jeszcze kilka kroków, podłogę zamiótł rąbek jej pysznej, szkarłatnej sukni.
Helena mimowolnie odłożyła zabawki. Biały królik w kraciastym fraku oraz śliczna laleczka o jasnych lokach i porcelanowych policzkach wylądowali na miękkim dywanie.  
—  Bawisz się. Jesteś zarumieniona — stwierdziła matka głosem, który przypominał szpilki wbijające się w ciało. Później uśmiechnęła się kącikami wąskich, czerwonych jak sama krew ust. — Cieszę się, bo to znaczy, że twoje serce bije. Opowiadałam ci, jak po narodzinach ono zamarło? Wszyscy obawiali się, że już nie wznowi swojej pracy.
Dziewczynka niespełna ośmioletnia przełknęła ślinę. Nie rozumiała, dlaczego matka tak często wspomina o jej nieposłusznym sercu. Przez to wielokrotnie nawiedzały ją koszmary. Śniło jej się, że zamyka oczy, a jej organ przestaje bić i Helena nie budzi się już więcej.
Kobieta wyłupiastymi, zielonymi oczyma obserwowała siedzącą na podłodze córkę o dwóch czerwonych warkoczykach.  
— Przyszłam ci powiedzieć, że jutro wyjeżdżam z Karcianego Dworu. Nie potrafię stwierdzić, kiedy wrócę. Obejmiesz na ten czas stanowisko pani domu?
— Dobrze, matko.
Karciany Dwór był rozległy i wznosił się wśród zadbanych ogrodów i misternych żywopłotów, przez co zyskał opinię najpiękniejszej posiadłości w Czerwonych Krainach.
Wzrok matki nadal utkwiony był w twarzy dziewczynki.   
— Podpaliłaś wczoraj poduszkę. Służąca mi powiedziała — rzekła takim tonem, jakby na coś czekała. Policzki Heleny poróżowiały, a ona sama wbiła wystraszone spojrzenie w błękitne, okolone gęstymi rzęsami oczy Alicji, jakby szukając u niej ratunku. To była prawda. Dziewczynce śniło się, że wyjmuje z piersi swoje własne uśpione serce — widok tej wstrząsnął nią do tego stopnia, że uwolniła z siebie skrywaną głęboko moc. Ogień ogarnął całą jedwabną poduszkę. Służka wpadła do komnaty z wiadrem wody i krzyczała, by mała panienka uciekała, ale Helena nie bała się skaczących płomieni, tylko wpatrywała się w nie z pewną fascynacją…
Teraz była pewna, że tego pożałuje.  
— Nie chciałam…
— Heleno, jesteś moją córką. — Kobieta w szkarłatnej sukni długim palcem uniosła brodę dziewczynki i wpatrywała się z rosnącą aprobatą w jej oczy. — Odziedziczyłaś po mnie cząstkę magii. Nie odrzucaj jej, nie bój się. Twoje serce mogło przestać bić, ale twój dar da ci siłę, o jakiej nie śniłaś.
Szmaragdowe oczy Heleny rozszerzyły się w zdumieniu i zachwycie. Matka jeszcze nigdy nie przemawiała do niej z taką czułością — to musiało oznaczać coś dobrego.
Skinęła ochoczo głową.

Mała Helena siedziała w słonecznej komnacie i grała w karty ze swoją nianią — była to obowiązkowa rozrywka Karcianego Dworu, zaraz obok krokieta. Niespodziewanie do środka wtargnął jeden ze strażników, oznajmiając, że dziewczynka ma gościa. Jej ręka z asem zatrzymała się w połowie drogi.
— Czy to nie może poczekać? — spytała Helena z dziecięcym niezadowoleniem. Była zbyt mała, by przejmować obowiązki matki, a nie chciała jej rozczarować jakimś nierozsądnym krokiem.
— Ten człowiek mówi, że przyszedł do ciebie, panienko. Przyniósł… dar.
Ta wieść od razu rozpogodziła twarz dziewczynki. Helena skinęła głową i po chwili w świetle wpadającego przez okna słońca pojawił się osobliwy mężczyzna. Jego szczupła sylwetka tonęła w pomarańczowym płaszczu, a na białych, pokręconych jak u lalki włosach tkwił wysoki, zgniłozielony kapelusz. Dziewczynka zaśmiała się serdecznie na ten widok, gdyż nigdy nie widziała tak niemądrze ubranego pana.  
Przybysz skłonił się uprzejmie, ściągając z głowy pokaźny kapelusz.
— Proszę mi wybaczyć śmiałość, ale jest panienka córką Królowej Kier? — zapytał pogodnym, lekko drżącym od ekscytacji głosem. Helena poruszyła się niespokojnie w miękkim fotelu, gdyż matka nie lubiła tego przezwiska, nie lubiła, gdy ludzie oskarżali ją o sympatię do egzekucji. Gdyby tu była, z pewnością zechciałaby skrócić mężczyznę o głowę… Ale ten wesoło uśmiechający się pan mógł nie wiedzieć, że nie wolno używać takiego określenia, mógł zrobić to nieświadomie.
— Tak, a co? — odparła pytaniem na pytanie, bez cienia zagniewania.
— Boć znałem twą szlachetną matkę, tak, tak, znałem ją i przyszedłem tu, by… — Przesunął po niej chytrym spojrzeniem oczu czarnych niczym dwie otchłanie. — By wręczyć ci prezent. Jestem wędrownym magikiem, o tak. Zające… nie, króliki w kapeluszu, gołębie w rękawie, herbata w połowie filiżanki… Ale tobie chcę dać lustro — zakończył swój chaotyczny wywód z szerokim uśmiechem. Dziewczynka zmarszczyła brwi.
— Lustro? Nie chcę być niemiła, ale mam już…
— Nie, nie — przerwał jej spokojnie gość i uniósł palec. Jego ciemne oczy pękały z dumy. — To jest magiczne lustro. Potrafi pokazać najpiękniejsze strony spoglądającego w nie człowieka.  
Tuż po tym kapelusznik pstryknął palcem i nagle w jasnym powietrzu znikąd zaczęły kreślić się nowe, ciemne linie, splatające się i tworzące kolisty kształt. Helena przetarła oczy, a jej niania westchnęła z niedowierzaniem. Córka Królowej Kier nigdy nie widziała tak pięknego zwierciadła. Tafla wydawała się przejrzysta i lśniąca niczym zaczarowane jezioro, a wokół niej pięły się srebrzyste łodygi, liście i kwiaty.
— Dziękuję, jest śliczne — wydusiła Helena. Magik poprawił ręką swoje jasne, sterczące pod kapeluszem włosy.
— Daję ci je przez wzgląd na matkę, dokładnie, właśnie przez nią. Pamiętaj, patrz w nie uważnie. To magiczne lustro.
— To już mówiłeś, ale…
— Bywaj, panienko. — Kapelusznik zmierzył dziewczynkę jeszcze jednym dziwacznie zadowolonym spojrzeniem, jakby dzielili jakiś sekret, a potem skłonił się i zniknął, nim Helena zdążyła poprosić go o następną magiczną sztuczkę. Wyglądało to tak, jakby rozpłynął się w powietrzu razem ze swoim zielonym kapeluszem. Pozostało tylko piękne zwierciadło na środku pokoju.
— Panienko Heleno… — odezwała się niepewnie niania siedząc przed stosem kart do gry. — Lepiej nie wspominaj matce o tym dziwnym człowieku. Jest z natury nieufna i zapewne kazałaby rozbić te lustro…
Dziewczynka musiała przyznać kobiecie rację. Królowa Kier nie lubiła niezapowiedzianych gości, zabawek córki i przedmiotów, które nie są przeznaczone dla niej. Lepiej będzie, jeśli zachowają te lustro w tajemnicy.

 

Helena przykryła śliczne zwierciadło płótnem i skryła w głębi komnaty, dlatego powracająca z podróży matka niczego nie zauważyła. Teraz dziewczynka leżała zagrzebana w pościeli, a sen odganiały od niej niewyraźne krzyki dobiegające zza zasłoniętych okiennic. Wiedziała, że na dziedzińcu odbywa się kolejne ścinanie głów ludziom, którzy popadli w niełaskę pani domu. Rudowłosa nigdy nie była obecna przy tych egzekucjach, ale słysząc błagania o pomoc i uderzenia topora, wyobrażała sobie różne straszne rzeczy. Nieraz bała się, że gdy rozgniewa matkę, sama zostanie pozbawiona głowy.
Noc się dłużyła. Nagle mała Helena przypomniała sobie o magicznym lustrze w cieniu komnaty — może ono w jakiś sposób jej pomoże? Może dlatego dostała je od Kapelusznika? Wysunęła się spod kołdry i na bosych stópkach dotarła do przykrytego przedmiotu, pociągając za płótno. Materiał opadł, odsłaniając połyskujące w blasku księżyca oblicze zwierciadła. Helena widziała w nim dziewczynkę w białym gieźle, z czerwono-rudymi włosami okalającymi okrągłą twarzyczkę i zielonymi oczami, w których tańczyło znużenie. Córka Królowej Kier spróbowała przegonić z twarzy posępność, uśmiechając się entuzjastycznie. Swoim trzecim okiem wyczuwała zaklętą w szkle magię i tryskała podnieceniem.
— Lustereczko, powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie — wyszeptała z figlarną nutą, mając w pamięci słowa Kapelusznika. Była jeszcze małą dziewczynką, ale miała ładną twarzyczkę, a w jej oczach krył się jakiś blask. Chciała ujrzeć w sobie piękno kobiety.
Szmaragdowe, zachłanne oczy bliźniaczki w zwierciadle wpatrywały się uważnie w wyczekujące tęczówki materialnej dziewczynki. Nagle Helena poczuła się nieswojo, gdyż ten wzrok przenikał przez szkło i docierał do jej serca. Na ustach odbicia pojawił się cień nieprzyjemnego uśmiechu.
Znam cię Heleno. Wiem, czego się boisz i czego pragniesz… — syczał cichutki głos szkła, ciemności i księżycowej poświaty.
Helena cofnęła się i niemal biegiem wskoczyła do ciepłego jeszcze łoża. Wszystko wokół umilkło — egzekucje dobiegły końca. I tylko serce dziewczynki biło głośno niczym dzwon.

 — Spodoba ci się to, Heleno — rzekła beztrosko matka w dniu pierwszego uczestnictwa swojej córki w egzekucji. Stały na dziedzińcu pod kopułą szarych chmur i wraz z innymi mieszkańcami dworu wpatrywały się w prowadzonego na śmierć człowieka. — Smak władzy jest słodki.
Helena wcale nie czuła na języku słodkości; ledwo oddychała przytłoczona nudnościami. Bała się jednak sprzeciwić matce i tylko skinęła głową. Wiatr szarpał jej rozpuszczonymi włosami.
Przed katem, skrywającym swą twarz za karmazynową maską, stanął drżący mężczyzna. Odzienie miał we wzorze fioletowo-różowych pasków, jak każdy skazaniec. Posłusznie klęknął na bruku, ze wzrokiem wbitym we własne kolana.
— Co on złego zrobił, matko? — odważyła się spytać Helena, nie potrafiąc nie żałować tego człowieka.  
— Był bezczelny — oznajmiła z pogardą Królowa Kier, a potem uniosła rękę z jaśniejącym jej na ustach uśmiechem. — Skrócić go o głowę!
Mężczyzna w dziwacznym stroju zdążył jeszcze obrócić głowę i spojrzeć prosto na Helenę swoimi wielkimi, zwężonymi oczami. Katowski topór już zaczął opadać, a on podarował dziewczynce szkaradny uśmiech ostrych zębów, uśmiech prześmiewczy i złowieszczy. Mała westchnęła cicho, gdy ostrze zagłębiło się w jego karku, gdy trysnęła szkarłatna krew, a brzydka głowa mężczyzny odłączyła się od tułowia i potoczyła się po kamiennych kostkach. Dziewczynka nie śmiała jednak odwrócić wzroku, nie chciała sprawić matce zawodu.
Królowa Kier skinęła z zadowoleniem głową. Jej oczy lśniły, gdy spojrzała na córkę.
— Czyż egzekucje nie są wspaniałe? Jedno twoje słowo może opuścić topór!
— Tak, matko.
— Jesteś silna, prawda, moja mała Heleno?
— Staram się być…
— Dobrze. Gdy podrośniesz, otworzę przed tobą ścieżki magii.

 

Helena nie odkrywała już lustra Kapelusznika. W świetle dnia wmawiała sobie, że te natarczywe spojrzenie odbicia było tylko wytworem wyobraźni, ale w ciemności nocy nieraz słyszała cichy szmer dochodzący zza płótna, jakby przyzywanie, chłodny śmiech.
Matka zapraszała ją do udziału w kolejnych egzekucjach. Helena nie potrafiła powstrzymać drżącej wargi, widząc, jak skróceni o głowę zostają mężczyźni starzy i młodzi, damy dworu i nierządnice, a czasem nawet ubogie dzieci, które odważyły się podkraść z palca Królowej Kier jeden z pierścieni. W ściekającej po bruku krwi było coś przerażającego i potwornego, ale jednocześnie fascynującego… Mała Helena nigdy nie odwracała wzroku.
Później jednak zawsze schodziła do barwnego ogrodu i kryła się w cieniu krzewów. Lubiła kwiecisty zapach i spokój tego miejsca — nie umknęło to uwadze matki.
— Posadźcie tu rubinowe róże dla mojej córki — rozkazała trzem ogrodnikom, uśmiechając się lekko do dziewczynki. Helena nie mogła powstrzymać radości; czuła, że jej posłuszeństwo zostało wynagrodzone, że Królowa Kier po raz pierwszy z dobroci serca coś jej daruje.
Jednak ogrodnicy Karcianego Dworu — jak cała służba — pracowali w stresie i niechcący pomylili nasiona kwiatów. Po pewnym czasie okazało się, że płatki zasadzonych róż nie są czerwone jak rubiny, a białe niczym śnieg. Helena przyglądała się im nieufnie.
— Wybacz, pani! — zawołali przerażeni mężczyźni i opadli na kolana w prośbie o łaskę. Dziewczynka była nieco rozbawioną tą pomyłką, ale uśmiech zamarł jej na ustach, kiedy do ogrodu zeszła matka i prędko spostrzegła kwiaty o niewłaściwym kolorze.
— Skrócić ich o głowę! — zarządziła, ledwie zaszczycając spojrzeniem kulących się ogrodników. Helenie było ich żal, bo ostatecznie nie zrobili nic złego, ale wiedziała, że nie może się sprzeciwić woli rodzicielki.
Róże może i wyrosły białe, ale splamił je szkarłat krwi dających głowę katowi ogrodników.

 

W dniu swoich dwunastych urodzin Helena została zaciągnięta przez matkę do podziemnej komnaty, do miejsca, gdzie ich oddechy były jedynym dźwiękiem przeszywającym mroczną ciszę.
Królowa Kier wyciągnęła dłoń, a pomiędzy jej palcami pojawił się magiczny płomień, bardziej czerwony i lśniący niż ogień. Dziewczyna omal nie zachłystnęła się chłodnym powietrzem — jej sny były pełne żaru i serc, czuła w sobie moc, a teraz miała dowiedzieć się, jak tego używać.
— Jesteśmy czarownicami, Heleno — odezwała się z dumą matka, kiedy jej córka skończyła napawać się tańczącym w jej dłoni płomieniem. — Potomkiniami dzikich kobiet, które przybyły do Czerwonych Krain zza morza. Jesteśmy silniejsze niż inne niewiasty i mamy prawo zajść wyżej niż one.
— Naprawdę?
— Myślisz, że w jaki sposób osiągnęłam tak wysoką pozycję, myślisz, że dlaczego Karciany Dwór jest tak zachwycający? Przecież nie dzięki twojemu nieszczęsnemu ojcu, który bał się własnego cienia i tylko przynosił mi wstyd na każdym kroku! Cóż za karykatura mężczyzny…  
Helena niewiele wiedziała o swoim rodzicielu; zmarł, kiedy była jeszcze bardzo mała i właściwie nie miała z nim żadnych wspomnień. Matka zaś nie lubiła o nim mówić, wyraźnie nie była zadowolona z tego małżeństwa, a teraz wyszło na jaw, jak bardzo gardziła tamtym człowiekiem…
— Jak on właściwie zginął?
— To nieważne! — Kobieta machnęła ręką, jak zwykle szybko się irytując. Zaraz jednak przybrała pełną zapału minę. — Przywiodłam cię tu, by pokazać ci naszą wyjątkowość, dar, który płynie w naszych żyłach wraz z krwią. Ale nikt nie może wiedzieć. Zwykli, szarzy ludzie są zbyt ograniczeni, by to pojąć.
Helena poczuła lekkie ukłucie strachu. Spuściła wzrok.
— Czarownice pali się na stosie.
— Tylko jeśli są zbyt nierozważne, by dać się złapać. Zresztą ty nie musisz się obawiać, Heleno, nasza pozycja zapewnia nam ochronę. Nikt nie odważy się podnieść na nas ręki, ale możemy spowodować sieci szeptów i nieufności. Lepiej temu zapobiec.
— Rozumiem.
— A teraz pokaż mi, co potrafisz.
— Ja… Matko, nie potrafię tego okiełznać, nie jestem…
— Och, przecież chcę cię właśnie nauczyć, czyż nie tak? Jednakże przez ostatnie lata czarowałaś nieświadomie, podpalałaś poduszki, gasiłaś świece, miałaś przeczucia…
— Zgadza się… — Helena zamyśliła się. — Dlaczego to jest ogień?
— Są na świecie różne czarownice, posiadające władzę na różnymi żywiołami. Kobiety z naszego rodu są naznaczone ognistą mocą. Jesteśmy silne i nieokiełznane, potrafimy niszczyć i dawać życie wedle naszych kaprysów… Czy to nie wspaniałe?
Helena musiała skinąć głową, czując tryskające w niej podniecenie. Chociaż stała w chłodnej, ukrytej przed oczami innych komnacie i miała świadomość, że musi się jeszcze wiele nauczyć, nigdy nie była bardziej zadowolona. Matka porzuciła teraz maskę srogiej, krwawej kobiety i stała się jej przewodniczką, osobą, która dzieliła z nią sekret i zamierzała wskazać jej właściwą drogę.

 
Helena dorastała i czuła, że nie jest już tą bojaźliwą dziewczynką, która w środku nocy przeraziła się swojego odbicia. Teraz w jej dłoniach spoczywała moc, a ona sama zamierzała rozwikłać zagadkę tajemniczego lustra Kapelusznika, położyć kres dochodzącym z niego szeptom.
Pewnego dnia stanęła naprzeciw zwierciadła i ściągnęła z niego zasłonę, by na jego szklanej powierzchni mógł spocząć pomarańczowy blask zachodzącego słońca. W tym świetle włosy dziewczyny wydawały się niezwykle czerwone, a jej twarz piękna i tajemnicza. Helena nie mogła oderwać wzroku od tej urodziwej osoby, na którą wyrosła. Może dopiero teraz czar lustra zaczął działać? — przeszło jej przez głowę.
Ulga jednak prędko zaczęła zamieniać się w popiół, kiedy bliźniaczka w zwierciadle uśmiechnęła się chytrze i wyciągnęła przed siebie dłoń, jakby chciała pochwycić stojącą przed srebrzystą taflą dziewczynę.
— Wiedziałam, że sama do mnie przyjdziesz. — Lustro przemówiło jej głosem, przeszywającym dźwiękiem wydobywającym się gdzieś ze szkła. Helena pobladła, ale nie potrafiła zmusić rąk do ponownego zakrycia zwierciadła. Mogła jedynie wyszeptać:
— Czego chcesz?
— Pytanie brzmi, czego ty chcesz, Heleno. Czego pragniesz w głębi serca, o czym śnisz, co zaprząta twoją głowę i z czego nie przyznasz się nawet swojej matce…
— To nic takiego! Niczego nie pragnę! Jesteś tylko lustrem, nie możesz mnie znać!
— Jestem tobą. Znam cię lepiej niż twój własny umysł. A zatem — czego pragniesz najbardziej na świecie?
Ku przerażeniu Heleny, odbicie w lustrze nieco się zmieniło. Za sobą nie widziała już zbawiennych promieni słońca, tylko gęstniejący mrok, a ona sama nie stała już z pustymi rękami. W dłoniach trzymała ciepły, czerwony przedmiot; krew przeciekała jej przez palce i rozbijała się kropelkami o posadzkę. Dziewczyna miała ochotę krzyczeć, ale prędko zdała sobie sprawę, że to nie jest jej serce; nie jej własny organ, który zamarł tak, jak niegdyś przy jej narodzinach i teraz był już niezdatny do użytku… To było CZYJEŚ serce, które pulsowało jej w dłoniach niczym żywe stworzenie, piękne i słodkie jak sama esencja życia. Helena drżała, ale nie władał nią już strach, tylko fascynacja i podniecenie.
— Już nigdy nie będziesz musiała się bać — obiecało szeptem lustro. — Serce nie będzie twoją słabością, tylko siłą.
Dziewczyna pokręciła słabo głową.
— To niewłaściwe…
— Teraz to ja decyduję o tym, co jest właściwe.  

 

Helena nigdy więcej nie była już sama. Kiedyś, kiedy miała po kilka lat i żadnej równolatki do zabaw, żałowała, że urodziła się jedynaczką, że nie ma siostry, z którą mogłaby porozmawiać i dzielić strach przed matką. Teraz otrzymała siostrę majaczącą się w szklanej tafli… I wcale jej się to nie podobało.
Szepty się nasiliły; krążyły nad uchem dziewczyny niczym stado natrętnych kruków. „Serce’’ — powtarzały dniami i nocami — „Zdobądź serce…’’. A najgorsze było to, że jakaś część Heleny rzeczywiście tego pragnęła; chciała poczuć ten bijący organ w swoich dłoniach, tak jak widziała to w lustrze, chciała, by to było materialne. Może powinnam powiedzieć matce? — zastanawiała się kilkakrotnie, mając nadzieję, że Królowa Kier roztoczy nad nią jakiś czar ochronny.
— Zrób to, a uzna cię za szaloną córkę i każe skrócić o głowę — odparła jej dziewczyna w lustrze.
— Nie jest aż taka okrutna!
— Chcesz się przekonać? Wiesz, w głębi ducha wiesz, że pozbyła się twojego ojca, bo sprawiał jej zawód… Czy naprawdę sądzisz, że z córką nie postąpi tak samo?
Helena zadrżała, czując rację w tych słowach. Znalazła się w potrzasku.
Pewnej nocy nie mogła już tego wytrzymać — wyślizgnęła się z łóżka i dotarła do pogrążonego w ciszy ogrodu. Nasłuchiwała niczym przyczajony drapieżca, zaciskając władające magią dłonie. W końcu usłyszała szelest; jakiś biały kształt przemykał przez równo przystrzyżone trawniki. Helena bez namysłu skierowała w tym kierunku ręce. Promień czerwonego światła ugodził zwierzę i przygwoździł je do ziemi. Kiedy dziewczyna zbliżyła się i przymrużyła oczy, dostrzegła, że to biały królik. Zwierzątko wydawało z siebie ostatnie tchnienia; w jego oczach błyskał dziki strach.  
— Dokąd było ci tak spiesznie? — zapytała czule Helena. Potem wyprostowała palce i przebiła nimi cieniutką, różową skórę królika. Zwierzę zapiszczało żałośnie, a kiedy czarownica wyjęła z jego piersi drobne serce, zamarło na zawsze. Helena pozostała ze swoją zdobyczą, pulsującą jej w dłoniach. Oblepiająca organ krew lśniła pięknie w świetle księżyca.
Helena pochyliła się i pocałowała zdobyte serce. Było ono tak słodkie jak sam biały królik. 


Rozdział mnie samej wydaje się trochę dziwny, taki odrealniony w stosunku do głównej akcji. Niemniej był konieczny. Wiem, że jedna notka to trochę za mało, żeby ogarnąć wszystkie motywy i wspomnienia postaci, ale mam nadzieję, że czytaliście uważnie, bo w następnym rozdziale pojawią się liczne nawiązania do przeszłości królowej. Liczę, że teraz lepiej ją zrozumiecie :)

12 komentarzy:

  1. Królowa Kier to naprawdę niezła sucz. No wybacz słownictwo, ale nie mogę w inny sposób skomentować jej podłego zachowania. Nie dość, że skróciła o głowę Bogu ducha winnych ogrodników i innych ludzi, to jeszcze kazała małej Helenie na to patrzeć. Doprawdy, jak na królową karcianych serc chyba w ogóle serca nie miała.

    Wydaje mi się, że ta obsesja Heleny na punkcie serc wzięła się stąd, że przy narodzinach jej własne się zatrzymało. Matka jej to wypominała za każdym razem, więc może w tym wyrywaniu serc innym istotom kryło się jakieś pragnienie zabezpieczenia siebie samej. Wiesz, na wypadek, gdyby jej serducho znowu odmówiło posłuszeństwa to miała przecież całą tajemną komnatę wypełnioną po brzegu słojami z sercami - do wyboru do koloru, jak to mówią. No nie wiem, tak sobie teoretyzuję.

    Bardzo podobał mi się ten rozdział. Może faktycznie masz rację, że trochę odstępuje od głównej akcji, ale naprawdę był potrzebny. Teraz mamy jakiś pogląd na stosunki Heleny z matką i na to, skąd w ogóle wzięło się lustro. Cóż, ciekawi mnie dalszy ciąg, więc pozostaje mi grzecznie czekać na kolejny rozdział :)

    Pozdrawiam serdecznie
    Ciao :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, naprawdę bardzo mi miło :3
      Hah masz rację, Królowa Kier w oryginale także była mocno wkurzająca :P Nie potrafię jej sobie wyobrazić inaczej.
      Świetnie, że to wychwyciłaś :P Ciekawa koncepcja, naprawdę, chociaż tutaj będzie chodziło o coś trochę innego, niemniej związanego z odwiecznym lękiem Heleny... W następnym rozdziale dokładniej to wyjaśnię.
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  2. Znowu korzystam z okazji, że zmieniałam szablon u siebie i dodaję komentarz. Cóż, mogę powiedzieć? Dla odmiany Ty zdecydowałaś na parę krótszych podrozdziałów teraz rozumiesz moją technikę, choć po ostatnich doświadczeniach postanowiłam nieco wszystko zmodyfikować. Przy okazji dziękuje za wiadomość w SPAMIE. Cieszy mnie, iż wzbudziłam zainteresowanie. Oby wyszło lepiej, niż poprzednio. Obecne opisy są straszne i jednocześnie piękne. Ukazujesz nam dzieciństwo Heleny nomen omen w krzywmy, przeinaczonym zwierciadle. Właśnie tak! Mała dziewczynka, początkowo niewinna, urządzająca podwieczorki dla Białego Królika zmienia się stopniowo w potwora. Uczestniczy w czarach swojej matki, egzekucjach i innych strasznych czynach... Późnej zabija pierwsze boże stworzenie. Hmm, Królowa Kier świetnie pasowałaby do Voldemorta. Ona lubiła krew i serca, on kolekcjonował horkruksy dobrana para, nieprawdaż? Prawie jaki Irma Gresse i Josef Mengele. Oboje na swój sposób urodziwi, a zarazem okrutni. A ja znowu mam te skojarzenia wojenne. Zresztą nic dziwnego. Przygotowując się osnowę mojego, niełatwego drugiego epizodu czytałam niedawno relację pewnego więźnia Auschwitz,Bogdana Bartnikowskiego. Opisał tam dwie, czy trzy sytuacje, w których Anioł Śmierci potrafił być dla dzieci bardzo ciepły i czuły po prostu ukochany wujaszek. Zdobywał ich zaufanie po to, aby jakiś czas późnej oślepione po eksperymentach zbijać okropną trucizną. Z kolei Irma wypisz, wymaluj pasuje do twojej Heleny i jej matki. Dlaczego najbardziej atrakcyjni ludzie są zazwyczaj niebezpieczni? Oczywiście nie wszyscy Po piątkowych zamachach w Paryżu zaczynam wątpić normalność na świecie... Jednak dobrze jest dodawać opinię na świeżo. Późnej wgłębię się w tekst na spokojnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinię :)
      Masz rację. Odkąd Helena dostała lustro, jej życie stało się jakby krzywym odbiciem tego, co miała wcześniej. Hah, no faktycznie myślę, żeby się dogadali, aczkolwiek Królowa Kier w jakimś stopniu kochała córkę, chciała rozwinąć jej zdolności i uczynić ją równie silną jak ona sama. Później Helena nie potrafi powiedzieć, czy kochała matkę, czy jej nienawidziła.
      Ja z kolei pamiętam tortury Winstona z "Roku 1984", gdzie najgorsze było to, że momentami odczuwał do swojego oprawcy podziw i miłość. To są straszne rzeczy. Ja sama chyba nie potrafię wykreować aż takiego okrucieństwa.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Bardzo podoba mi się motyw białego Królika i szalonego Kapelusznika (choć w tym drugim przypadku, sama nie wiem, w oczach pojawił się mój kochany Depp, który wcielał się w jego postać xd)
    Rozdział bardzo ciekawy i z pewnością daje wiele informacji na temat Heleny i jej młodego życia, przez co możemy inaczej na nią spojrzeć i odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego stała się tak diaboliczna. Ta jej obsesja na punkcie serca staje się o wiele przejrzysta - jej serce przy narodzinach przez moment przestało bić i przez to narodziła się ta obsesja posiadania bijącego zdrowego serca.
    Aj, robi się coraz to ciekawiej ;)

    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, dla mnie też Kapelusznik jest tylko jeden :P Aczkolwiek tutaj chciałam nawiązać do jego wyglądu w disneyowskiej wersji: białe włosy, zielony kapelusz... :P
      Dziękuję ślicznie za komentarz i pozdrawiam ^^

      Usuń
  4. Ja akurat nie mam takiego wrażenia, że rozdział wydaje oddalony od głównej akcji, bo przecież Helena jest jedną z ważnych postaci, a dzięki temu rozdziałowi można nie tylko poznać jej historię, ale także dowiedzieć się, dlaczego stała się taką a nie inną kobietą.
    Może nie powinno mówić się tak o matkach, ale w moich oczach Królowa Kier była podła w stosunku do własnej córki. Nie mówię tu o zmuszaniu jej do oglądania egzekucji, skoro sama uważała je za swego rodzaju rozrywkę, pewnie w swym pokręconym umyśle sądziła, że sprawi tym Helenie przyjemność. Przede wszystkim mam jednak na myśli to, że przez całe życie wypominała córce, że zaraz po narodzinach jej serce było słabe i nie zabiło od razu. Takie zachowanie rodziców sprawia, że w umysłach dzieci pojawia się trauma, która często pozostaje do końca życia, jeśli ktoś nie znajdzie w sobie wystarczającej siły, by sobie z nią poradzić. I wydaje mi się, że głównie to ukształtowało Helenę i sprawiło, że stała się taką a nie inną kobietą. Myślę, że gdyby nikt nie wypominał jej słabości serca, to w zaczarowanym lustrze zobaczyłaby coś zupełnie innego.
    Zarazem też żal mi Heleny, że już jako dziecko padła ofiarą potyczek między dorosłymi, bo zakładam, że Kapelusznik próbował zemścić się (lub coś w tym stylu) na Królowej Kier poprzez skrzywdzenie jej jedynej córki. Szkoda, że opiekunka Heleny tamtego dnia nie wykazała się większym rozsądkiem i nie zabroniła przyjmować dziewczynce prezentów od tak dziwnego nieznajomego, szczególnie że pojawił się akurat w tedy, gdy Królowej nie było w Karcianym Dworze. Dla mnie to było bardzo podejrzane i wydaje i w tym wypadku dorośli powinni jakoś zareagować.
    Och, i pojawiło się tak długo wyczekiwane przeze mnie zdanie „Lustereczko powiedz przecie…” :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tak uważasz :) Nie mogłabym ominąć tego rozdziału.
      Dobrze myślisz - to Królowa Kier tak naprawdę skrzywiła córkę, a nie przeklęte lustro. Te relacje córki z matką chciałam pokazać jako toksyczne i niszczące. I znów masz rację - chodziło o zemstę! :) Dokładniej wyjaśnię to w następnym rozdziale. Tutaj faktycznie dorośli wykazali się brakiem rozsądku, ale bez tego nie byłoby bajki :P
      Dziękuję bardzo za wyczerpującą opinię i pozdrawiam ^^

      Usuń
  5. Kryształowy Anioł23 listopada 2015 19:00

    Przepraszam za te niewybaczalne zaległości! Postaram się wszystko systematycznie nadrobić w wolnej chwili! Jestem teraz bardzo zajęta i ciężko mi usiąść do czytania, więc mam nadzieję, że mi wybaczysz. Nie zapomniałam o tej historii i na pewno się niedługo zjawię z komentarzami! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za odzew :)
      Jasne, rozumiem, sama nieraz nie mam czasu na blogi. Nadrabiaj wszystko na spokojnie. Czekam na coś u Ciebie ;*

      Usuń
  6. Podobał mi się wstęp. Rozważania o Białym Króliku, który – z początku będąc jedynie małym, niewinnym stworzonkiem – pod wpływem różnych doświadczeń życiowych , staje się łowcą.
    Kurcze, ale szkoda mi Heleny. W sumie jest ona postacią trudną – z jednej strony mściwą i mogłoby się wydawać, po prostu złą, z drugiej zaś nie można jej nie współczuć śledząc losy jej nieszczęśliwych lat młodzieńczych czy niezdrowej relacji z lustrami, a także gdy jest więźniem swoich zachcianek i zachowań. Na pewno jednak w tym rozdziale starałaś się nam ją przedstawić jako przede wszystkim osobę pokrzywdzoną przez los, który zesłał jej matkę, która była podła i niesprawiedliwa. Takie osoby nigdy nie powinny zostawać rodzicami. Zachowanie Królowej Kier przypomina mi sytuację, gdyby dziecko urodziło się ułomne, a matka miałaby z tego powodu do niego pretensje. I choć – o ironio - o na szczęście, serce Heleny przestało bić, jednak przeżyła, to z pewnością nie było to jej winą i nie rodzicielka nie powinna ciągle jej o tym przypominać. Jestem pewna, że to właśnie ona była jednym z czynników, które spowodowały zgubę Złej Królowej i jej dziką żądzę w posiadaniu coraz to większej ilości serc. Było mi jej szkoda, gdyż pokazałaś jak wielkie oddziaływanie na człowieka ma jego wczesne wychowanie, nawyki, atmosfera w domu.
    Spodobało mi się spotkanie dziewczyny z Kapelusznikiem, choć mogłoby być odrobinę dłuższe. Pozostawiło jednak mnóstwo pytań. Skąd owy mężczyzna miał magiczne lustro? Jaki miałoby ono mieć wpływ na królową-matkę? Czy gość zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa prezentu, który podarował? Lustro już od początku tajemnicze, straszne, niepokojące w słowach kierowanych do Heleny…
    Hmmm, matka dziewczyny musiała być naprawdę okryutna, skoro kazała jej patrzeć na egzekucje. W pewnym sensie przyzwyczaiło to Złą Królową do widoku śmierci, który po pewnym czasie nie był już niczym nadzwyczajnym, a raczej zupełnie normalnym i koniecznym. Stąd też rozważania o sercach innego człowieka przerażały by na śmierć – ją niepokoiło bardziej to, że matka może się dowiedzieć. Jestem pewna, że to przez Królową Kier jej córka stała się potworem. I mam nadzieję, że przyszło jej za to zapłacić – niekoniecznie własną śmiercią, a wyrzutami sumienia.
    Końcówka była creepy, kurcze! Biedny króliczek :(
    Pozdrawiam i do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  7. Kryształowy Anioł29 stycznia 2016 23:44

    Podoba mi się pojawienie się Kapelusznika oraz to, jak z rozdziału na rozdział pokazana jest ewolucja emocjonalna małej Heleny. Zmieniła się ze słodkiej, miłej dziewczynki w kobietę okaleczoną psychicznie i moralnie. Ale co się dziwić? Przy takiej matce...
    Zastanawia mnie tylko czemu Kapelusznik dał jej tak dziwny i zły prezent. Ja Kapelusznika kojarzę, jako raczej miłą postać. ^^

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy