Biały królik biegł
przez łąkę… Czy może istnieć ufniejsze i bardziej niewinne stworzonko? Każdy z
nas był kiedyś owym białym królikiem. Pytanie brzmi: czy zdążymy na czas, czy też po drodze zgubimy się w ciemnej norze? Czy świat obejdzie się z nami łaskawie, poklepie po nosku, opatrzy zranioną łapkę… czy też
skrępuje nas jego szaleństwo? Co, jeśli po pewnym czasie odbicie ukaże nam już nie zwierzynę, a łowcę?
[Zaznaczam, że to tylko część inspiracji
historią w Krainie Czarów. Wszystko dzieje się po wydarzeniach z książki Lewisa Carrolla, Alicja już dawno wróciła do
domu, a Królowa Kier zdążyła urodzić córkę. Być może kiedyś pochylę się nad
historią samej Alicji.]
Biały królik
doskoczył do Alicji i różowym noskiem zaczął obwąchiwać jej chabrową sukienkę.
— Zostaniesz moją
przyjaciółką? — spytała mała Helena piskliwym głosem, który mógłby się
wydobywać z drobniutkiej piersi szmacianego królika, a później pokiwała głową
lalki Alicji.
— Pewnie, że
zostanę, jesteś śliczniutki!
— Wspaniale! A
zatem zapraszam cię na filiżankę herbaty do… — Helena urwała. Do komnaty weszła jej matka. Gdy dziewczynka siedziała na podłodze, kobieta zdawała jej się ogromna i
wyniosła, choć w rzeczywistości nie należała do wysokich. Jej głowę zwieńczał
kok rudych włosów, podkreślający ostre rysy twarzy i orli nos. Gdy matka
zrobiła jeszcze kilka kroków, podłogę zamiótł rąbek jej pysznej, szkarłatnej
sukni.
Helena mimowolnie
odłożyła zabawki. Biały królik w kraciastym fraku oraz śliczna laleczka o
jasnych lokach i porcelanowych policzkach wylądowali na miękkim dywanie.
— Bawisz się. Jesteś zarumieniona — stwierdziła
matka głosem, który przypominał szpilki wbijające się w ciało. Później
uśmiechnęła się kącikami wąskich, czerwonych jak sama krew ust. — Cieszę się,
bo to znaczy, że twoje serce bije. Opowiadałam ci, jak po narodzinach ono
zamarło? Wszyscy obawiali się, że już nie wznowi swojej pracy.
Dziewczynka
niespełna ośmioletnia przełknęła ślinę. Nie rozumiała, dlaczego matka tak
często wspomina o jej nieposłusznym sercu. Przez to wielokrotnie nawiedzały ją
koszmary. Śniło jej się, że zamyka oczy, a jej organ przestaje bić i Helena nie
budzi się już więcej.
Kobieta
wyłupiastymi, zielonymi oczyma obserwowała siedzącą na podłodze córkę o dwóch
czerwonych warkoczykach.
— Przyszłam ci
powiedzieć, że jutro wyjeżdżam z Karcianego Dworu. Nie potrafię stwierdzić,
kiedy wrócę. Obejmiesz na ten czas stanowisko pani domu?
— Dobrze, matko.
Karciany Dwór był
rozległy i wznosił się wśród zadbanych ogrodów i misternych żywopłotów, przez
co zyskał opinię najpiękniejszej posiadłości w Czerwonych Krainach.
Wzrok matki nadal utkwiony
był w twarzy dziewczynki.
— Podpaliłaś
wczoraj poduszkę. Służąca mi powiedziała — rzekła takim tonem, jakby na coś
czekała. Policzki Heleny poróżowiały, a ona sama wbiła wystraszone spojrzenie w
błękitne, okolone gęstymi rzęsami oczy Alicji, jakby szukając u niej ratunku.
To była prawda. Dziewczynce śniło się, że wyjmuje z piersi swoje własne uśpione
serce — widok tej wstrząsnął nią do tego stopnia, że uwolniła z siebie skrywaną
głęboko moc. Ogień ogarnął całą jedwabną poduszkę. Służka wpadła do komnaty z
wiadrem wody i krzyczała, by mała panienka uciekała, ale Helena nie bała się
skaczących płomieni, tylko wpatrywała się w nie z pewną fascynacją…
Teraz była pewna,
że tego pożałuje.
— Nie chciałam…
— Heleno, jesteś
moją córką. — Kobieta w szkarłatnej sukni długim palcem uniosła brodę
dziewczynki i wpatrywała się z rosnącą aprobatą w jej oczy. — Odziedziczyłaś po
mnie cząstkę magii. Nie odrzucaj jej, nie bój się. Twoje serce mogło przestać
bić, ale twój dar da ci siłę, o jakiej nie śniłaś.
Szmaragdowe oczy
Heleny rozszerzyły się w zdumieniu i zachwycie. Matka jeszcze nigdy nie
przemawiała do niej z taką czułością — to musiało oznaczać coś dobrego.
Skinęła ochoczo
głową.
Mała Helena
siedziała w słonecznej komnacie i grała w karty ze swoją nianią — była to
obowiązkowa rozrywka Karcianego Dworu, zaraz obok krokieta. Niespodziewanie do środka wtargnął jeden
ze strażników, oznajmiając, że dziewczynka ma gościa. Jej ręka z asem
zatrzymała się w połowie drogi.
— Czy to nie może
poczekać? — spytała Helena z dziecięcym niezadowoleniem. Była zbyt mała, by
przejmować obowiązki matki, a nie chciała jej rozczarować jakimś nierozsądnym
krokiem.
— Ten człowiek
mówi, że przyszedł do ciebie, panienko. Przyniósł… dar.
Ta wieść od razu
rozpogodziła twarz dziewczynki. Helena skinęła głową i po chwili w świetle
wpadającego przez okna słońca pojawił się osobliwy mężczyzna. Jego szczupła
sylwetka tonęła w pomarańczowym płaszczu, a na białych, pokręconych jak u lalki
włosach tkwił wysoki, zgniłozielony kapelusz. Dziewczynka zaśmiała się
serdecznie na ten widok, gdyż nigdy nie widziała tak niemądrze ubranego pana.
Przybysz skłonił
się uprzejmie, ściągając z głowy pokaźny kapelusz.
— Proszę mi
wybaczyć śmiałość, ale jest panienka córką Królowej Kier? — zapytał pogodnym,
lekko drżącym od ekscytacji głosem. Helena poruszyła się niespokojnie w miękkim
fotelu, gdyż matka nie lubiła tego przezwiska, nie lubiła, gdy ludzie oskarżali
ją o sympatię do egzekucji. Gdyby tu była, z pewnością zechciałaby skrócić
mężczyznę o głowę… Ale ten wesoło uśmiechający się pan mógł nie wiedzieć, że
nie wolno używać takiego określenia, mógł zrobić to nieświadomie.
— Tak, a co? —
odparła pytaniem na pytanie, bez cienia zagniewania.
— Boć znałem twą
szlachetną matkę, tak, tak, znałem ją i przyszedłem tu, by… — Przesunął po niej
chytrym spojrzeniem oczu czarnych niczym dwie otchłanie. — By wręczyć ci
prezent. Jestem wędrownym magikiem, o tak. Zające… nie, króliki w kapeluszu,
gołębie w rękawie, herbata w połowie filiżanki… Ale tobie chcę dać lustro —
zakończył swój chaotyczny wywód z szerokim uśmiechem. Dziewczynka zmarszczyła
brwi.
— Lustro? Nie chcę
być niemiła, ale mam już…
— Nie, nie —
przerwał jej spokojnie gość i uniósł palec. Jego ciemne oczy pękały z dumy. — To
jest magiczne lustro. Potrafi pokazać najpiękniejsze strony spoglądającego w
nie człowieka.
Tuż po tym kapelusznik
pstryknął palcem i nagle w jasnym powietrzu znikąd zaczęły kreślić się nowe,
ciemne linie, splatające się i tworzące kolisty kształt. Helena przetarła oczy,
a jej niania westchnęła z niedowierzaniem. Córka Królowej Kier nigdy nie
widziała tak pięknego zwierciadła. Tafla wydawała się przejrzysta i lśniąca
niczym zaczarowane jezioro, a wokół niej pięły się srebrzyste łodygi, liście i
kwiaty.
— Dziękuję, jest
śliczne — wydusiła Helena. Magik poprawił ręką swoje jasne, sterczące pod
kapeluszem włosy.
— Daję ci je przez
wzgląd na matkę, dokładnie, właśnie przez nią. Pamiętaj, patrz w nie uważnie.
To magiczne lustro.
— To już mówiłeś,
ale…
— Bywaj, panienko.
— Kapelusznik zmierzył dziewczynkę jeszcze jednym dziwacznie zadowolonym
spojrzeniem, jakby dzielili jakiś sekret, a potem skłonił się i zniknął, nim
Helena zdążyła poprosić go o następną magiczną sztuczkę. Wyglądało to tak,
jakby rozpłynął się w powietrzu razem ze swoim zielonym kapeluszem. Pozostało
tylko piękne zwierciadło na środku pokoju.
— Panienko Heleno…
— odezwała się niepewnie niania siedząc przed stosem kart do gry. — Lepiej nie
wspominaj matce o tym dziwnym człowieku. Jest z natury nieufna i zapewne
kazałaby rozbić te lustro…
Dziewczynka
musiała przyznać kobiecie rację. Królowa Kier nie lubiła niezapowiedzianych
gości, zabawek córki i przedmiotów, które nie są przeznaczone dla niej. Lepiej
będzie, jeśli zachowają te lustro w tajemnicy.
Helena przykryła
śliczne zwierciadło płótnem i skryła w głębi komnaty, dlatego powracająca z
podróży matka niczego nie zauważyła. Teraz dziewczynka leżała zagrzebana w
pościeli, a sen odganiały od niej niewyraźne krzyki dobiegające zza
zasłoniętych okiennic. Wiedziała, że na dziedzińcu odbywa się kolejne ścinanie
głów ludziom, którzy popadli w niełaskę pani domu. Rudowłosa nigdy nie była
obecna przy tych egzekucjach, ale słysząc błagania o pomoc i uderzenia topora,
wyobrażała sobie różne straszne rzeczy. Nieraz bała się, że gdy rozgniewa
matkę, sama zostanie pozbawiona głowy.
Noc się dłużyła.
Nagle mała Helena przypomniała sobie o magicznym lustrze w cieniu komnaty —
może ono w jakiś sposób jej pomoże? Może dlatego dostała je od Kapelusznika? Wysunęła
się spod kołdry i na bosych stópkach dotarła do przykrytego przedmiotu,
pociągając za płótno. Materiał opadł, odsłaniając połyskujące w blasku księżyca
oblicze zwierciadła. Helena widziała w nim dziewczynkę w białym gieźle, z
czerwono-rudymi włosami okalającymi okrągłą twarzyczkę i zielonymi oczami, w
których tańczyło znużenie. Córka Królowej Kier spróbowała przegonić z twarzy
posępność, uśmiechając się entuzjastycznie. Swoim trzecim okiem wyczuwała
zaklętą w szkle magię i tryskała podnieceniem.
— Lustereczko,
powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie — wyszeptała z figlarną nutą,
mając w pamięci słowa Kapelusznika. Była jeszcze małą dziewczynką, ale miała
ładną twarzyczkę, a w jej oczach krył się jakiś blask. Chciała ujrzeć w sobie
piękno kobiety.
Szmaragdowe,
zachłanne oczy bliźniaczki w zwierciadle wpatrywały się uważnie w wyczekujące
tęczówki materialnej dziewczynki. Nagle Helena poczuła się nieswojo, gdyż ten
wzrok przenikał przez szkło i docierał do jej serca. Na ustach odbicia pojawił
się cień nieprzyjemnego uśmiechu.
Znam cię Heleno. Wiem, czego się boisz i
czego pragniesz… — syczał cichutki głos szkła, ciemności i
księżycowej poświaty.
Helena cofnęła się
i niemal biegiem wskoczyła do ciepłego jeszcze łoża. Wszystko wokół umilkło —
egzekucje dobiegły końca. I tylko serce dziewczynki biło głośno niczym dzwon.
— Spodoba ci się
to, Heleno — rzekła beztrosko matka w dniu pierwszego uczestnictwa swojej córki
w egzekucji. Stały na dziedzińcu pod kopułą szarych chmur i wraz z innymi
mieszkańcami dworu wpatrywały się w prowadzonego na śmierć człowieka. — Smak
władzy jest słodki.
Helena wcale nie
czuła na języku słodkości; ledwo oddychała przytłoczona nudnościami. Bała się
jednak sprzeciwić matce i tylko skinęła głową. Wiatr szarpał jej rozpuszczonymi
włosami.
Przed katem,
skrywającym swą twarz za karmazynową maską, stanął drżący mężczyzna. Odzienie
miał we wzorze fioletowo-różowych pasków, jak każdy skazaniec. Posłusznie
klęknął na bruku, ze wzrokiem wbitym we własne kolana.
— Co on złego
zrobił, matko? — odważyła się spytać Helena, nie potrafiąc nie żałować tego
człowieka.
— Był bezczelny —
oznajmiła z pogardą Królowa Kier, a potem uniosła rękę z jaśniejącym jej na
ustach uśmiechem. — Skrócić go o głowę!
Mężczyzna w
dziwacznym stroju zdążył jeszcze obrócić głowę i spojrzeć prosto na Helenę swoimi
wielkimi, zwężonymi oczami. Katowski topór już zaczął opadać, a on podarował
dziewczynce szkaradny uśmiech ostrych zębów, uśmiech prześmiewczy i
złowieszczy. Mała westchnęła cicho, gdy ostrze zagłębiło się w jego karku, gdy
trysnęła szkarłatna krew, a brzydka głowa mężczyzny odłączyła się od tułowia i
potoczyła się po kamiennych kostkach. Dziewczynka nie śmiała jednak odwrócić
wzroku, nie chciała sprawić matce zawodu.
Królowa Kier
skinęła z zadowoleniem głową. Jej oczy lśniły, gdy spojrzała na córkę.
— Czyż egzekucje
nie są wspaniałe? Jedno twoje słowo może opuścić topór!
— Tak, matko.
— Jesteś silna,
prawda, moja mała Heleno?
— Staram się być…
— Dobrze. Gdy
podrośniesz, otworzę przed tobą ścieżki magii.
Helena nie
odkrywała już lustra Kapelusznika. W świetle dnia wmawiała sobie, że te
natarczywe spojrzenie odbicia było tylko wytworem wyobraźni, ale w ciemności
nocy nieraz słyszała cichy szmer dochodzący zza płótna, jakby przyzywanie,
chłodny śmiech.
Matka zapraszała
ją do udziału w kolejnych egzekucjach. Helena nie potrafiła powstrzymać drżącej
wargi, widząc, jak skróceni o głowę zostają mężczyźni starzy i młodzi, damy
dworu i nierządnice, a czasem nawet ubogie dzieci, które odważyły się podkraść
z palca Królowej Kier jeden z pierścieni. W ściekającej po bruku krwi było coś
przerażającego i potwornego, ale jednocześnie fascynującego… Mała Helena nigdy
nie odwracała wzroku.
Później jednak
zawsze schodziła do barwnego ogrodu i kryła się w cieniu krzewów. Lubiła
kwiecisty zapach i spokój tego miejsca — nie umknęło to uwadze matki.
— Posadźcie tu
rubinowe róże dla mojej córki — rozkazała trzem ogrodnikom, uśmiechając się
lekko do dziewczynki. Helena nie mogła powstrzymać radości; czuła, że jej
posłuszeństwo zostało wynagrodzone, że Królowa Kier po raz pierwszy z dobroci
serca coś jej daruje.
Jednak ogrodnicy
Karcianego Dworu — jak cała służba — pracowali w stresie i niechcący pomylili
nasiona kwiatów. Po pewnym czasie okazało się, że płatki zasadzonych róż nie są
czerwone jak rubiny, a białe niczym śnieg. Helena przyglądała się im nieufnie.
— Wybacz, pani! —
zawołali przerażeni mężczyźni i opadli na kolana w prośbie o łaskę. Dziewczynka
była nieco rozbawioną tą pomyłką, ale uśmiech zamarł jej na ustach, kiedy do
ogrodu zeszła matka i prędko spostrzegła kwiaty o niewłaściwym kolorze.
— Skrócić ich o
głowę! — zarządziła, ledwie zaszczycając spojrzeniem kulących się ogrodników. Helenie
było ich żal, bo ostatecznie nie zrobili nic złego, ale wiedziała, że nie może
się sprzeciwić woli rodzicielki.
Róże może i
wyrosły białe, ale splamił je szkarłat krwi dających głowę katowi ogrodników.
W dniu swoich
dwunastych urodzin Helena została zaciągnięta przez matkę do podziemnej
komnaty, do miejsca, gdzie ich oddechy były jedynym dźwiękiem przeszywającym
mroczną ciszę.
Królowa Kier
wyciągnęła dłoń, a pomiędzy jej palcami pojawił się magiczny płomień, bardziej
czerwony i lśniący niż ogień. Dziewczyna omal nie zachłystnęła się chłodnym
powietrzem — jej sny były pełne żaru i serc, czuła w sobie moc, a teraz miała
dowiedzieć się, jak tego używać.
— Jesteśmy
czarownicami, Heleno — odezwała się z dumą matka, kiedy jej córka skończyła
napawać się tańczącym w jej dłoni płomieniem. — Potomkiniami dzikich kobiet,
które przybyły do Czerwonych Krain zza morza. Jesteśmy silniejsze niż inne
niewiasty i mamy prawo zajść wyżej niż one.
— Naprawdę?
— Myślisz, że w
jaki sposób osiągnęłam tak wysoką pozycję, myślisz, że dlaczego Karciany Dwór
jest tak zachwycający? Przecież nie dzięki twojemu nieszczęsnemu ojcu, który
bał się własnego cienia i tylko przynosił mi wstyd na każdym kroku! Cóż za karykatura
mężczyzny…
Helena niewiele
wiedziała o swoim rodzicielu; zmarł, kiedy była jeszcze bardzo mała i właściwie
nie miała z nim żadnych wspomnień. Matka zaś nie lubiła o nim mówić, wyraźnie
nie była zadowolona z tego małżeństwa, a teraz wyszło na jaw, jak bardzo
gardziła tamtym człowiekiem…
— Jak on właściwie
zginął?
— To nieważne! —
Kobieta machnęła ręką, jak zwykle szybko się irytując. Zaraz jednak przybrała
pełną zapału minę. — Przywiodłam cię tu, by pokazać ci naszą wyjątkowość, dar,
który płynie w naszych żyłach wraz z krwią. Ale nikt nie może wiedzieć. Zwykli,
szarzy ludzie są zbyt ograniczeni, by to pojąć.
Helena poczuła
lekkie ukłucie strachu. Spuściła wzrok.
— Czarownice pali
się na stosie.
— Tylko jeśli są
zbyt nierozważne, by dać się złapać. Zresztą ty nie musisz się obawiać, Heleno,
nasza pozycja zapewnia nam ochronę. Nikt nie odważy się podnieść na nas ręki,
ale możemy spowodować sieci szeptów i nieufności. Lepiej temu zapobiec.
— Rozumiem.
— A teraz pokaż
mi, co potrafisz.
— Ja… Matko, nie
potrafię tego okiełznać, nie jestem…
— Och, przecież
chcę cię właśnie nauczyć, czyż nie tak? Jednakże przez ostatnie lata czarowałaś
nieświadomie, podpalałaś poduszki, gasiłaś świece, miałaś przeczucia…
— Zgadza się… — Helena zamyśliła się. — Dlaczego to jest ogień?
— Są na świecie
różne czarownice, posiadające władzę na różnymi żywiołami. Kobiety z naszego
rodu są naznaczone ognistą mocą. Jesteśmy silne i nieokiełznane, potrafimy
niszczyć i dawać życie wedle naszych kaprysów… Czy to nie wspaniałe?
Helena musiała
skinąć głową, czując tryskające w niej podniecenie. Chociaż stała w chłodnej,
ukrytej przed oczami innych komnacie i miała świadomość, że musi się jeszcze
wiele nauczyć, nigdy nie była bardziej zadowolona. Matka porzuciła
teraz maskę srogiej, krwawej kobiety i stała się jej przewodniczką, osobą,
która dzieliła z nią sekret i zamierzała wskazać jej właściwą drogę.
Helena dorastała i
czuła, że nie jest już tą bojaźliwą dziewczynką, która w środku nocy przeraziła
się swojego odbicia. Teraz w jej dłoniach spoczywała moc, a ona sama zamierzała
rozwikłać zagadkę tajemniczego lustra Kapelusznika, położyć kres dochodzącym z
niego szeptom.
Pewnego dnia
stanęła naprzeciw zwierciadła i ściągnęła z niego zasłonę, by na jego szklanej
powierzchni mógł spocząć pomarańczowy blask zachodzącego słońca. W tym świetle
włosy dziewczyny wydawały się niezwykle czerwone, a jej twarz piękna i
tajemnicza. Helena nie mogła oderwać wzroku od tej urodziwej osoby, na którą
wyrosła. Może dopiero teraz czar lustra
zaczął działać? — przeszło jej przez głowę.
Ulga jednak prędko
zaczęła zamieniać się w popiół, kiedy bliźniaczka w zwierciadle uśmiechnęła się
chytrze i wyciągnęła przed siebie dłoń, jakby chciała pochwycić stojącą przed
srebrzystą taflą dziewczynę.
— Wiedziałam, że
sama do mnie przyjdziesz. — Lustro przemówiło jej głosem, przeszywającym
dźwiękiem wydobywającym się gdzieś ze szkła. Helena pobladła, ale nie potrafiła
zmusić rąk do ponownego zakrycia zwierciadła. Mogła jedynie wyszeptać:
— Czego chcesz?
— Pytanie brzmi,
czego ty chcesz, Heleno. Czego pragniesz w głębi serca, o czym śnisz, co
zaprząta twoją głowę i z czego nie przyznasz się nawet swojej matce…
— To nic takiego!
Niczego nie pragnę! Jesteś tylko lustrem, nie możesz mnie znać!
— Jestem tobą.
Znam cię lepiej niż twój własny umysł. A zatem — czego pragniesz najbardziej na
świecie?
Ku przerażeniu
Heleny, odbicie w lustrze nieco się zmieniło. Za sobą nie widziała już
zbawiennych promieni słońca, tylko gęstniejący mrok, a ona sama nie stała już z
pustymi rękami. W dłoniach trzymała ciepły, czerwony przedmiot; krew
przeciekała jej przez palce i rozbijała się kropelkami o posadzkę. Dziewczyna miała
ochotę krzyczeć, ale prędko zdała sobie sprawę, że to nie jest jej serce; nie jej własny organ, który zamarł tak, jak niegdyś przy jej narodzinach i teraz
był już niezdatny do użytku… To było CZYJEŚ serce, które pulsowało jej w
dłoniach niczym żywe stworzenie, piękne i słodkie jak sama esencja życia.
Helena drżała, ale nie władał nią już strach, tylko fascynacja i podniecenie.
— Już nigdy nie
będziesz musiała się bać — obiecało szeptem lustro. — Serce nie będzie twoją
słabością, tylko siłą.
Dziewczyna
pokręciła słabo głową.
— To niewłaściwe…
— Teraz to ja
decyduję o tym, co jest właściwe.
Helena nigdy
więcej nie była już sama. Kiedyś, kiedy miała po kilka lat i żadnej równolatki
do zabaw, żałowała, że urodziła się jedynaczką, że nie ma siostry, z którą
mogłaby porozmawiać i dzielić strach przed matką. Teraz otrzymała siostrę
majaczącą się w szklanej tafli… I wcale jej się to nie podobało.
Szepty się
nasiliły; krążyły nad uchem dziewczyny niczym stado natrętnych kruków. „Serce’’
— powtarzały dniami i nocami — „Zdobądź serce…’’. A najgorsze było to, że jakaś
część Heleny rzeczywiście tego pragnęła; chciała poczuć ten bijący organ w
swoich dłoniach, tak jak widziała to w lustrze, chciała, by to było materialne.
Może powinnam powiedzieć matce? —
zastanawiała się kilkakrotnie, mając nadzieję, że Królowa Kier roztoczy nad nią
jakiś czar ochronny.
— Zrób to, a uzna
cię za szaloną córkę i każe skrócić o głowę — odparła jej dziewczyna w lustrze.
— Nie jest aż taka
okrutna!
— Chcesz się
przekonać? Wiesz, w głębi ducha wiesz, że pozbyła się twojego ojca, bo sprawiał
jej zawód… Czy naprawdę sądzisz, że z córką nie postąpi tak samo?
Helena zadrżała,
czując rację w tych słowach. Znalazła się w potrzasku.
Pewnej nocy nie
mogła już tego wytrzymać — wyślizgnęła się z łóżka i dotarła do pogrążonego w
ciszy ogrodu. Nasłuchiwała niczym przyczajony drapieżca, zaciskając władające
magią dłonie. W końcu usłyszała szelest; jakiś biały kształt przemykał przez
równo przystrzyżone trawniki. Helena bez namysłu skierowała w tym kierunku ręce.
Promień czerwonego światła ugodził zwierzę i przygwoździł je do ziemi. Kiedy
dziewczyna zbliżyła się i przymrużyła oczy, dostrzegła, że to biały królik.
Zwierzątko wydawało z siebie ostatnie tchnienia; w jego oczach błyskał dziki
strach.
— Dokąd było ci
tak spiesznie? — zapytała czule Helena. Potem wyprostowała palce i przebiła
nimi cieniutką, różową skórę królika. Zwierzę zapiszczało żałośnie, a kiedy
czarownica wyjęła z jego piersi drobne serce, zamarło na zawsze. Helena
pozostała ze swoją zdobyczą, pulsującą jej w dłoniach. Oblepiająca organ krew
lśniła pięknie w świetle księżyca.
Helena pochyliła
się i pocałowała zdobyte serce. Było ono tak słodkie jak sam biały królik.
Rozdział mnie samej wydaje się trochę dziwny, taki odrealniony w stosunku do głównej akcji. Niemniej był konieczny. Wiem, że jedna notka to trochę za mało, żeby ogarnąć wszystkie motywy i wspomnienia postaci, ale mam nadzieję, że czytaliście uważnie, bo w następnym rozdziale pojawią się liczne nawiązania do przeszłości królowej. Liczę, że teraz lepiej ją zrozumiecie :)
Królowa Kier to naprawdę niezła sucz. No wybacz słownictwo, ale nie mogę w inny sposób skomentować jej podłego zachowania. Nie dość, że skróciła o głowę Bogu ducha winnych ogrodników i innych ludzi, to jeszcze kazała małej Helenie na to patrzeć. Doprawdy, jak na królową karcianych serc chyba w ogóle serca nie miała.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że ta obsesja Heleny na punkcie serc wzięła się stąd, że przy narodzinach jej własne się zatrzymało. Matka jej to wypominała za każdym razem, więc może w tym wyrywaniu serc innym istotom kryło się jakieś pragnienie zabezpieczenia siebie samej. Wiesz, na wypadek, gdyby jej serducho znowu odmówiło posłuszeństwa to miała przecież całą tajemną komnatę wypełnioną po brzegu słojami z sercami - do wyboru do koloru, jak to mówią. No nie wiem, tak sobie teoretyzuję.
Bardzo podobał mi się ten rozdział. Może faktycznie masz rację, że trochę odstępuje od głównej akcji, ale naprawdę był potrzebny. Teraz mamy jakiś pogląd na stosunki Heleny z matką i na to, skąd w ogóle wzięło się lustro. Cóż, ciekawi mnie dalszy ciąg, więc pozostaje mi grzecznie czekać na kolejny rozdział :)
Pozdrawiam serdecznie
Ciao :*
Dziękuję, naprawdę bardzo mi miło :3
UsuńHah masz rację, Królowa Kier w oryginale także była mocno wkurzająca :P Nie potrafię jej sobie wyobrazić inaczej.
Świetnie, że to wychwyciłaś :P Ciekawa koncepcja, naprawdę, chociaż tutaj będzie chodziło o coś trochę innego, niemniej związanego z odwiecznym lękiem Heleny... W następnym rozdziale dokładniej to wyjaśnię.
Pozdrawiam :*
Znowu korzystam z okazji, że zmieniałam szablon u siebie i dodaję komentarz. Cóż, mogę powiedzieć? Dla odmiany Ty zdecydowałaś na parę krótszych podrozdziałów teraz rozumiesz moją technikę, choć po ostatnich doświadczeniach postanowiłam nieco wszystko zmodyfikować. Przy okazji dziękuje za wiadomość w SPAMIE. Cieszy mnie, iż wzbudziłam zainteresowanie. Oby wyszło lepiej, niż poprzednio. Obecne opisy są straszne i jednocześnie piękne. Ukazujesz nam dzieciństwo Heleny nomen omen w krzywmy, przeinaczonym zwierciadle. Właśnie tak! Mała dziewczynka, początkowo niewinna, urządzająca podwieczorki dla Białego Królika zmienia się stopniowo w potwora. Uczestniczy w czarach swojej matki, egzekucjach i innych strasznych czynach... Późnej zabija pierwsze boże stworzenie. Hmm, Królowa Kier świetnie pasowałaby do Voldemorta. Ona lubiła krew i serca, on kolekcjonował horkruksy dobrana para, nieprawdaż? Prawie jaki Irma Gresse i Josef Mengele. Oboje na swój sposób urodziwi, a zarazem okrutni. A ja znowu mam te skojarzenia wojenne. Zresztą nic dziwnego. Przygotowując się osnowę mojego, niełatwego drugiego epizodu czytałam niedawno relację pewnego więźnia Auschwitz,Bogdana Bartnikowskiego. Opisał tam dwie, czy trzy sytuacje, w których Anioł Śmierci potrafił być dla dzieci bardzo ciepły i czuły po prostu ukochany wujaszek. Zdobywał ich zaufanie po to, aby jakiś czas późnej oślepione po eksperymentach zbijać okropną trucizną. Z kolei Irma wypisz, wymaluj pasuje do twojej Heleny i jej matki. Dlaczego najbardziej atrakcyjni ludzie są zazwyczaj niebezpieczni? Oczywiście nie wszyscy Po piątkowych zamachach w Paryżu zaczynam wątpić normalność na świecie... Jednak dobrze jest dodawać opinię na świeżo. Późnej wgłębię się w tekst na spokojnie.
OdpowiedzUsuńDziękuję za opinię :)
UsuńMasz rację. Odkąd Helena dostała lustro, jej życie stało się jakby krzywym odbiciem tego, co miała wcześniej. Hah, no faktycznie myślę, żeby się dogadali, aczkolwiek Królowa Kier w jakimś stopniu kochała córkę, chciała rozwinąć jej zdolności i uczynić ją równie silną jak ona sama. Później Helena nie potrafi powiedzieć, czy kochała matkę, czy jej nienawidziła.
Ja z kolei pamiętam tortury Winstona z "Roku 1984", gdzie najgorsze było to, że momentami odczuwał do swojego oprawcy podziw i miłość. To są straszne rzeczy. Ja sama chyba nie potrafię wykreować aż takiego okrucieństwa.
Pozdrawiam :)
Bardzo podoba mi się motyw białego Królika i szalonego Kapelusznika (choć w tym drugim przypadku, sama nie wiem, w oczach pojawił się mój kochany Depp, który wcielał się w jego postać xd)
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo ciekawy i z pewnością daje wiele informacji na temat Heleny i jej młodego życia, przez co możemy inaczej na nią spojrzeć i odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego stała się tak diaboliczna. Ta jej obsesja na punkcie serca staje się o wiele przejrzysta - jej serce przy narodzinach przez moment przestało bić i przez to narodziła się ta obsesja posiadania bijącego zdrowego serca.
Aj, robi się coraz to ciekawiej ;)
Pozdrawiam serdecznie :*
Hah, dla mnie też Kapelusznik jest tylko jeden :P Aczkolwiek tutaj chciałam nawiązać do jego wyglądu w disneyowskiej wersji: białe włosy, zielony kapelusz... :P
UsuńDziękuję ślicznie za komentarz i pozdrawiam ^^
Ja akurat nie mam takiego wrażenia, że rozdział wydaje oddalony od głównej akcji, bo przecież Helena jest jedną z ważnych postaci, a dzięki temu rozdziałowi można nie tylko poznać jej historię, ale także dowiedzieć się, dlaczego stała się taką a nie inną kobietą.
OdpowiedzUsuńMoże nie powinno mówić się tak o matkach, ale w moich oczach Królowa Kier była podła w stosunku do własnej córki. Nie mówię tu o zmuszaniu jej do oglądania egzekucji, skoro sama uważała je za swego rodzaju rozrywkę, pewnie w swym pokręconym umyśle sądziła, że sprawi tym Helenie przyjemność. Przede wszystkim mam jednak na myśli to, że przez całe życie wypominała córce, że zaraz po narodzinach jej serce było słabe i nie zabiło od razu. Takie zachowanie rodziców sprawia, że w umysłach dzieci pojawia się trauma, która często pozostaje do końca życia, jeśli ktoś nie znajdzie w sobie wystarczającej siły, by sobie z nią poradzić. I wydaje mi się, że głównie to ukształtowało Helenę i sprawiło, że stała się taką a nie inną kobietą. Myślę, że gdyby nikt nie wypominał jej słabości serca, to w zaczarowanym lustrze zobaczyłaby coś zupełnie innego.
Zarazem też żal mi Heleny, że już jako dziecko padła ofiarą potyczek między dorosłymi, bo zakładam, że Kapelusznik próbował zemścić się (lub coś w tym stylu) na Królowej Kier poprzez skrzywdzenie jej jedynej córki. Szkoda, że opiekunka Heleny tamtego dnia nie wykazała się większym rozsądkiem i nie zabroniła przyjmować dziewczynce prezentów od tak dziwnego nieznajomego, szczególnie że pojawił się akurat w tedy, gdy Królowej nie było w Karcianym Dworze. Dla mnie to było bardzo podejrzane i wydaje i w tym wypadku dorośli powinni jakoś zareagować.
Och, i pojawiło się tak długo wyczekiwane przeze mnie zdanie „Lustereczko powiedz przecie…” :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Cieszę się, że tak uważasz :) Nie mogłabym ominąć tego rozdziału.
UsuńDobrze myślisz - to Królowa Kier tak naprawdę skrzywiła córkę, a nie przeklęte lustro. Te relacje córki z matką chciałam pokazać jako toksyczne i niszczące. I znów masz rację - chodziło o zemstę! :) Dokładniej wyjaśnię to w następnym rozdziale. Tutaj faktycznie dorośli wykazali się brakiem rozsądku, ale bez tego nie byłoby bajki :P
Dziękuję bardzo za wyczerpującą opinię i pozdrawiam ^^
Przepraszam za te niewybaczalne zaległości! Postaram się wszystko systematycznie nadrobić w wolnej chwili! Jestem teraz bardzo zajęta i ciężko mi usiąść do czytania, więc mam nadzieję, że mi wybaczysz. Nie zapomniałam o tej historii i na pewno się niedługo zjawię z komentarzami! :)
OdpowiedzUsuńDzięki za odzew :)
UsuńJasne, rozumiem, sama nieraz nie mam czasu na blogi. Nadrabiaj wszystko na spokojnie. Czekam na coś u Ciebie ;*
Podobał mi się wstęp. Rozważania o Białym Króliku, który – z początku będąc jedynie małym, niewinnym stworzonkiem – pod wpływem różnych doświadczeń życiowych , staje się łowcą.
OdpowiedzUsuńKurcze, ale szkoda mi Heleny. W sumie jest ona postacią trudną – z jednej strony mściwą i mogłoby się wydawać, po prostu złą, z drugiej zaś nie można jej nie współczuć śledząc losy jej nieszczęśliwych lat młodzieńczych czy niezdrowej relacji z lustrami, a także gdy jest więźniem swoich zachcianek i zachowań. Na pewno jednak w tym rozdziale starałaś się nam ją przedstawić jako przede wszystkim osobę pokrzywdzoną przez los, który zesłał jej matkę, która była podła i niesprawiedliwa. Takie osoby nigdy nie powinny zostawać rodzicami. Zachowanie Królowej Kier przypomina mi sytuację, gdyby dziecko urodziło się ułomne, a matka miałaby z tego powodu do niego pretensje. I choć – o ironio - o na szczęście, serce Heleny przestało bić, jednak przeżyła, to z pewnością nie było to jej winą i nie rodzicielka nie powinna ciągle jej o tym przypominać. Jestem pewna, że to właśnie ona była jednym z czynników, które spowodowały zgubę Złej Królowej i jej dziką żądzę w posiadaniu coraz to większej ilości serc. Było mi jej szkoda, gdyż pokazałaś jak wielkie oddziaływanie na człowieka ma jego wczesne wychowanie, nawyki, atmosfera w domu.
Spodobało mi się spotkanie dziewczyny z Kapelusznikiem, choć mogłoby być odrobinę dłuższe. Pozostawiło jednak mnóstwo pytań. Skąd owy mężczyzna miał magiczne lustro? Jaki miałoby ono mieć wpływ na królową-matkę? Czy gość zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa prezentu, który podarował? Lustro już od początku tajemnicze, straszne, niepokojące w słowach kierowanych do Heleny…
Hmmm, matka dziewczyny musiała być naprawdę okryutna, skoro kazała jej patrzeć na egzekucje. W pewnym sensie przyzwyczaiło to Złą Królową do widoku śmierci, który po pewnym czasie nie był już niczym nadzwyczajnym, a raczej zupełnie normalnym i koniecznym. Stąd też rozważania o sercach innego człowieka przerażały by na śmierć – ją niepokoiło bardziej to, że matka może się dowiedzieć. Jestem pewna, że to przez Królową Kier jej córka stała się potworem. I mam nadzieję, że przyszło jej za to zapłacić – niekoniecznie własną śmiercią, a wyrzutami sumienia.
Końcówka była creepy, kurcze! Biedny króliczek :(
Pozdrawiam i do następnego!
Podoba mi się pojawienie się Kapelusznika oraz to, jak z rozdziału na rozdział pokazana jest ewolucja emocjonalna małej Heleny. Zmieniła się ze słodkiej, miłej dziewczynki w kobietę okaleczoną psychicznie i moralnie. Ale co się dziwić? Przy takiej matce...
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie tylko czemu Kapelusznik dał jej tak dziwny i zły prezent. Ja Kapelusznika kojarzę, jako raczej miłą postać. ^^