środa, 30 grudnia 2015

Rozdział XXVI{Szaleństwo}

Choć gdzieś na powierzchni świat ginął w śnieżnej, zimnej porze nocy, Raul nie potrafił zmrużyć oka. Opierał się o twardą ścianę, szeleszcząc słomą przy nadmiernym wierceniu. Nie mógł uciec przed mrokiem, chociaż tuż przed jego celą płonęła pochodnia; jej blask tańczył po śliskiej powierzchni krat, przypominających miecze dzielące młodzieńca od wolności.
 „Dam ci sławę, choć może nie tą, o której marzysz’’.
Te złośliwe słowa powracały do Raula jak niepokojące cienie. Co wiedźma miała na myśli? Czyżby zamknięcie mnie w lochach i odizolowanie od królewny nie było całym jej planem? Czy szykuje dla mnie coś jeszcze?
Raul nigdy nie chciał być tchórzem, teraz jednak jego serce kołatało się w piersi z obawą. Wierzył w sprawiedliwość, w dobro, w krzyżujące się w pojedynku miecze. Magia była dla niego czymś niepojętnym i zdradzieckim — mierzenie się z nią porównywał do nierównej walki z zasłoniętymi oczyma.
Jak mam ci pomóc, Śnieżko?
Ciągle myślał o swojej czarnowłosej pani; kruchej, odzianej w lichy kożuch z szaraków, upierającej się, że sama zabije swoją macochę. Może gdybym się nie wtrącał i trzymał naszej umowy, gdybym nie podniósł na czarownicę sztyletu, mógłbym być teraz przydatny i dalej ją chronić — wyrzucał sobie. Czy królowa już przejrzała jej zamiary? Czy Śnieżka jeszcze żyje? A może jej serce już drży w słoju? Coś bym o tym wiedział. Słyszałbym żałobne dzwony albo poruszenie na górze. Śmierć królewny z pewnością nie mogłaby pozostać bez echa.
— Czy królewna żyje? Jest bezpieczna? Wiadomo coś o jej zdrowiu? — dopytywał mimo to stojącego za kratami strażnika. Wedle jego rachuby czasu, słońce już wstało, a on był zmęczony i zdenerwowany. Jednak pilnujący go mężczyzna nie odpowiadał; za każdym razem stał jak słup soli i nawet nie raczył obrócić głowy. Młodzieniec nie potrzebował wiele czasu, by zdać sobie sprawę, że ma do czynienia z głuchym. To odkrycie podjudziło w nim gniew. Był pewien, że królowa specjalnie przydzieliła mu takiego strażnika — by prawda nigdy nie opuściła tej celi.
Posiadanie niesłyszącego wartownika miało swoje zalety i Raul przy większym wysiłku intelektualnym oraz szczypcie szczęścia dałby radę zdobyć klucze, unieszkodliwić mężczyznę i uciec. Powstrzymywał go jednak lęk o Lawina. Wiedział, że królowa miała go w garści — jeden nieostrożny ruch i serce jego braciszka zostanie zmiażdżone w jej szponach. Obawiał się, że to samo dotyczy Eda i Nytena, jego dzielnych kompanów, jego przyjaciół. Oni też byli skazani na łaskę królowej.
Bezczynność i monotonia lochów były dla zapalczywego młodzieńca najgorszymi katuszami. Godziny mijały mu na oglądaniu wnętrza niewielkiej, chłodnej celi i przędzeniu niespokojnych myśli. Musiał jednak przyznać, że nie traktowano go źle. Wszakże był synem lorda i należały mu się pewne prawa. Dostawał dwa ciepłe posiłki dziennie, wsuwane między kratami przez głuchego strażnika. Ten sam mężczyzna opróżniał mu kubeł na odchody, ilekroć tenże stał się pełny. Następnej nocy głuchy przyniósł szlachcicowi także koc, by to obślizgłe miejsce nie wpędziło go w gorączkę.
 Nie ulega wątpliwości, że królowa nie chce mojej śmierci. Ale to frasowało Raula jeszcze bardziej.


Ojciec nic nie wiedział. Beztrosko wkładał drewnianą łopatę do środka pieca, by płonące tam jęzory ognia mogły upiec podłużne bochny chleba. Nyn nieprzytomnym wzrokiem wpatrywała się w jego pracującą sylwetkę; w harde, pokryte mąką ręce i cierpliwą, ogorzałą od ognia twarz. Chciała znaleźć siłę w jego spokoju.  
Co powinnam zrobić, tatusiu? — pragnęła wyszeptać jak mała dziewczynka, ale widząc uczciwą, żarliwą pracę mężczyzny, zrozumiała, że nie może obarczać go swoim brzemieniem. Piekł dla rodziny królewskiej od lat i nie miała prawa zatruwać mu tego własnymi błędami.
Dlaczego paplałam jak głupia, zamiast powiedzieć Śnieżce o najważniejszym? — pytała siebie po raz kolejny, myślami powracając do królewny i jej dwulicowej macochy. Czy już doszło do starcia? Czy Śnieżka zadała cios? Czy wie, jaką broń dzierżyła w dłoni?
Słoneczko próbowała ponownie zobaczyć się z przyjaciółką. Wzięła sobie za tarczę dzban z parującymi ziołami i pod jego pretekstem chciała wejść do komnaty Śnieżki. Powstrzymała ją jednak żelazna ręka strażnika. „Nikt nie może tam wchodzić. Królewna potrzebuje niezamąconego odpoczynku’’ — wyjaśnił tym swoim sztywnym tonem, odprawiając zdenerwowaną kucharkę.
Spróbowała więc innej drogi, pragnąc porozmawiać z tym wysokim, odważnym szlachcicem z Bukowego Dworu, niestety on również zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Pozostał po nim tylko ten lśniący miecz z głowicą gryfa. Nyn pamiętała, jak młodzieniec odchodził pod ramię z królową, która miała mu coś pokazać tuż po tym, jak ustalili zaręczyny. Od Miotły dowiedziała się, że władczyni zaprowadziła go do schorowanej Śnieżki, by jego widok dał jej siłę. Powiadano, że Raul nie odstępuje od łoża ukochanej. To musi być miłość. Albo podstęp.
Z racji nieobecności Śnieżki i Raula, Nyn postanowiła się zwrócić do pozostałych członków drużyny ratunkowej. Pamiętała tego nieufnego chłopca z puszkiem zamiast zarostu — może on powiedziałby jej coś pomocnego? Niestety z nim również nie mogła zamienić choćby słowa, bo zastała go chrapiącego sobie w najlepsze w poduszkę. Albo podróż tak go zmęczyła, albo ktoś go uśpił.
 Ostatnim promyczkiem nadziei byli pozostali dwaj rycerze, ale jeden z nich beznamiętnym tonem oddelegował kucharkę, gdy tylko wręczyła mu do dłoni dzban wina, do komnaty drugiego zaś nie mogła nawet wejść.
Wiecznie zamknięte drzwi! Czy ten zamek składa się tylko z nich?
Oczywiście nikt poza Słoneczko nie wykazywał objawów niepokoju. Wszyscy mieszkańcy włości cieszyli się z powrotu królewny, a ich oczy zapalały się z ciekawości, gdy dotarła do nich plotka o nadchodzącym ślubie. Młode pomywaczki rozprawiały o urodzie Raula z Bukowego Dworu, a Miotła i Rzepa już dyskutowały, jakie ciasta każą im upiec. A gdy Nyn próbowała jakoś napomknąć o dziwnych okolicznościach ucieczki Śnieżki, nikt nie chciał jej słuchać. Było to niegrzeczne, ale zaczynała się zastanawiać, czy pracuje z głuchymi i ślepymi.
Tylko wypiekający chleb ojciec mógłby chociaż wysłuchać tego, co córka ma do powiedzenia, jednakże ten krok tak naprawdę nic by nie zmienił. Królowa zadbała, by jej plan przejęcia tronu — czy też po prostu zamordowania piękniejszej od siebie — toczył się bez zakłóceń.
Nagle dziewczyna poczuła muśnięcie w głowę. Obróciła się, by móc zobaczyć Passy Bułeczkę, stojącą nad nią z rękami na pulchnych biodrach.
— Cały dzień masz zamiar się obijać? — spytała kobieta, uśmiechając się ponaglająco. Dopiero teraz Słoneczko zdała sobie sprawę, że siedziała i rozmyślała zbyt długo. Za oknami przy pułapie pomieszczenia było już ciemno. Nadchodziła pora kolacji.
— Daj jej spokój, chciała tylko pooglądać ojca w pracy — wstawił się za nią rodziciel, z uśmiechem odgarniając spocone kosmyki z czoła.
— W królewskiej kuchni nie ma na to czasu — odburknęła Bułeczka, żartobliwym gestem chwytając jasnowłosą za supeł fartucha na szyi i ciągnąc ją w stronę ich stanowiska. Nyn zachichotała słabo.  
No dobrze, weź się do roboty, dziewczyno. Gdyby coś się stało Śnieżce, wszyscy by o tym wiedzieli — usiłowała sobie wmówić, biorąc się za obieranie kartofli. Po chwili jednak przerwały jej jakiś ruch wychwycony kątem oka.
To był Pryszcz — chudy, słomianowłosy podrostek o twarzy usianej czerwonymi wypryskami. Bułeczka nazywała go „chłopcem na posyłki kucharzy’’, bo chodził wszędzie tam, gdzie pozostali pracownicy kuchni nie mieli czasu. Słoneczko przyzwyczaiła się, że wbiegał do pomieszczenia, zamieniał kilka słów z gotującymi, a potem wylatywał z nowym zadaniem. Teraz też nie zdziwiło ją, że brał drewnianą tacę z suchym chlebem i warzywami na granicy świeżości. Nędzny pokarm dla nędznych więźniów. Ale gdy na tacę Pryszcza trafił też całkiem dobrze wyglądający gulasz, nie mogła ukryć zdumienia.
— Dla kogo to? — spytała półszeptem, zaprzestając obierania. Chłopiec rzucił jej niepewne spojrzenie, rozdrapując nerwowo jedną z krost, ale jak zwykle nie potrafił oprzeć się życzliwemu uśmiechowi kucharki.
— Dla nowego więźnia — odparł równie przyciszonym głosem.
— To ktoś ważny, skoro dostaje ciepły gulasz?
— Nie wiem… Tak myślę. — Pryszcz wzruszył z irytacją ramionami. — Nie pozwolono mi się mu przyjrzeć.  
Serce Nyn zabiło szybciej. Wierzyła w zbieżność faktów. 
— Może mogłabym ci pomóc? — zapytała nagle słodkim głosem, wskazując na kilka posiłków leżących na jednej tacy i myśląc o wątłych rękach Pryszcza. — Zaniosłabym gulasz dla tego wielmożnego więźnia.
Pryszczaty chłopak zmarszczył brwi, wyraźnie usiłując pojąć powód takiego zainteresowania u kucharki. Słoneczko patrzyła mu przyjaźnie w oczy — to był jedyny spryt, jaki posiadała. W końcu Pryszcz skinął głową i wręczył dziewczynie misę gulaszu.
— No dobra, Słoneczko, masz. Ale ten tępy strażnik i tak nie pozwoli ci się do niego zbliżyć. — Przy tych słowach młodzik uśmiechnął się chytrze, jakby sądził, że rozgryzł swoją rozmówczynię. Nyn powstrzymała się od zatoczenia oczami i tylko zachichotała tajemniczo.
Następnie, korzystając z nieuwagi Bułeczki, czmychnęła z kuchni i razem z Pryszczem ruszyła na najniższy poziom zamku.


Nyn nigdy nie była w lochach i wyobrażała je sobie jako ciemne, plugawe miejsce, którego ciszę raz po raz przerywają zawodzenia i bolesne krzyki. Teraz miała okazję się przekonać, że owszem, w podziemiu na próżno spodziewać się światła i czystości, ale po ścianach wcale nie tańczą echa pokutujących jęków.
Na sztywnych nogach szła zaraz za Pryszczem, starając się stąpać ostrożnie, by rozkołysany gulasz się nie wylał na posadzkę. Wiele cel było pustych, a mieszkańcy pozostałych śledzili uważnie ich ruchy swoimi błyszczącymi szaleńczo oczami. Któryś z nich zagwizdał cicho, a Słoneczko się wzdrygnęła. Na szczęście w półmroku przechadzali się milczący strażnicy.  
Pryszcz szepnął jej, że cela, której szuka, znajduje się na końcu, a sam zaczął już rozdawać jedzenie. Nyn ucieszyła się, że zostawił ją samą, by mogła wypełnić plan, choć w tym ponurym miejscu wolałaby jednak mieć kogoś do towarzystwa.  Bądź dzielna. Oni nie mogą ci nic zrobić.
W końcu udało jej się dojść do umieszczonej w rogu celi, przed którą stał niski strażnik, w drżącym świetle pochodni przypominający kamienny pomnik. Gdy jednak dziewczyna się zbliżyła, wyciągnął ręce, jakby w oczekiwaniu na podanie misy. Słoneczko zawahała się, szybko zerkając na siedzącego za kratami mężczyznę. Widoczność była ograniczona, kucharka zdołała jednak dostrzec tę charakterystyczną orzechową czuprynę.  
Raul. Jej nadzieje bądź obawy ziściły się.
Strażnik odchrząknął ponaglająco.
— Chciałabym mu to podać osobiście — wyjąkała dziewczyna, pragnąc zamienić kilka słów ze szlachcicem, usłyszeć, co się stało. Strażnik zmarszczył groźnie brwi, więc poszerzyła swój serdeczny, nieszczery uśmiech. — Proszę szlachetnego pana. Czy to jakiś problem?
— On jest głuchy — dobiegł ją napięty głos z celi. Raul zbliżył się do krat, a w jego ciemnych oczach zabłysło radosne rozpoznanie. Pilnujący mężczyzna natomiast wyglądał na zirytowanego tym, że nie rozumie, o co chodzi dziewczynie.
— Proszę, on jest moim ukochanym… — spróbowała jeszcze raz Nyn, grając zasmuconą.  
— Użyj gestów! — podpowiedział Raul. Tak też zrobiła — dotknęła się w miejsce, pod którym biło jej serce i zrobiła proszącą minę, powtarzając słowo „ukochany’’. Strażnik nadal nie wyglądał na nastawionego przyjaźnie, machnął jednak ręką i przepuścił dziewczynę. Słoneczko skinęła pokornie głową, świadoma, że jego oczy będą ją obserwować.
Uklękła przy żelaznych kratach i powoli zaczęła wsuwać pod nimi misę. Raul jednak w ogóle nie patrzył na jedzenie.
— Czy ona żyje? — wyszeptał z gorączkową prośbą. Słoneczko przeklęła swoją niewiedzę.
— Nie pozwalają nam jej widywać, ale myślę, że nie jest martwa. I proszę, panie, czy mógłbyś spojrzeć na gulasz? Strażnik nas obserwuje.
Młodzieniec posłusznie wziął w ręce ciepłą jeszcze misę i na chwilę zanurzył w niej twarz. Potem spojrzał na Nyn z jeszcze większym niepokojem.
— A Lawin, mój brat? I moi towarzysze?
— Widziałam ich. Są dziwnie milczący, ale żyją — odparła, ciesząc się, że chociaż teraz mogła sprawić, by w obliczu szlachcica pojawiła się ulga. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy wyznać mu, co zrobiła ze sztyletem Śnieżki, licząc na jakieś słowo pocieszenia, ale nie zdążyła otworzyć ust.    
—  Zaczarowała ich! — warknął Raul pomiędzy kolejnymi kęsami. — Wybacz, że zawiodłem twoją królewnę. Powinienem ostudzić swój zapał.
A ja gadać z sensem.  
Kątem oka zobaczyła, że strażnik zaczyna się już niecierpliwić.
— Jesteś odważny, panie — szepnęła, marszcząc z determinacją brwi. — Nie możemy tracić nadziei w Śnieżkę.
Strażnik chrząknął znacząco.
W nagłej chęci wsparcia Słoneczko dotknęła pomiędzy kratami zimnej dłoni więźnia. Powiedziałam, że to mój ukochany. Raul nie otrącił jej, tylko ścisnął mocniej. Jego oczy lśniły gorączkowo.
— Jak masz na imię? — spytał nagle.
— Nyn — wyszeptała szybko z delikatnym uśmiechem, a potem zabrała swoją rękę i podniosła się z miejsca. — Jeżeli to będzie możliwe, znów przyniosę ci posiłek!
Pochodnia oświetliła słaby uśmieszek na ustach Raula. 
— Uważaj na siebie, Nyn.
Pełnym wdzięczności skinięciem głowy pożegnała głuchego strażnika, obejrzała się jeszcze raz za siebie, by ujrzeć skąpaną w półcieniu sylwetkę młodzieńca, po czym ruszyła w stronę wyjścia. Już nie poświęcała uwagi upiorności lochów czy patrzącym na nią więźniom. Nie zastanawiała się też, czy Pryszcz do tej pory skończył rozdawanie kolacji.
Jej myśli znów zaczęły wirować w umyśle jak ławica ryb w rzece. Czy zadrasnęłaś królową, Śnieżko? Czy wiesz, że nawet to mogło ją osłabić? Czy wiesz, że specjalnie na tę okazję udałam się do Puszczy Zapomnienia w poszukiwaniu Grzybów Wiedźm?
To Bułeczka jej o tym powiedziała. W ciszy podziemia nawet słyszała jej złowieszczy głos: „Grzyby Wiedźm nie nadają się do ugotowania, ale za to można z nich zrobić pierwszorzędną truciznę.’’ A trucizna zabija czarownice, tak mówią wszystkie podania. Ponoć świecące grzyby zostały nazwane tak przez łowców wiedźm.
Pamiętała też sztylet, który dała Śnieżce. Nie sztylet, a zwykły nóż kuchenny. Ale nasączony trucizną, znaczył więcej niż złoty miecz Raula.
 Słoneczko była już u szczytów schodów wyprowadzających ją z mroków lochów, gdy naraz z jej piersi wyrwał się histeryczny śmiech. Nie chciała się przyznawać, ale gdy dawniej rozmawiała ze Śnieżką, czuła coś więcej niż zwykłą serdeczność. Była dumna, że królewna obdarzyła ją przyjaźnią — że tym samym wyróżniła ją spośród innych młodych służek. To był ich słodki sekret, który sprawiał, że kucharka mogła czuć się lepsza od innych. Zachłanne, wstydliwe myśli. Teraz Nyn była gotowa obiecać, że już nigdy nie pomyśli w tej sposób o ich przyjaźni. Oby tylko Śnieżce się udało. 


Królową zaczynało dopadać coraz większe zmęczenie. Dyskretnymi ruchami poprawiała rdzawe kosmyki włosów, by zakryły jej czoło, na którym już perlił się pot. Co chwilę też poruszała się niespokojnie w pięknym, obitym szafirowym materiałem tronie o srebrnych podłokietnikach. Łańcuszek ludzi dobiegał już końca. I całe szczęście, bo inaczej kazałabym wyrwać im serca i przybić do ścian. Omal nie zaśmiała się w nieelegancki sposób. Serca byłyby ładną ozdobą dla tych chłodnych, posępnych ścian.
Ostatnią osobą był sir Frallon, pulchny szlachcic o wiecznie rumianej twarzy.
— Wasza Miłość, i ja chciałbym wspomóc królewską rodzinę w tych niespokojnych chwilach — rzekł grubym, przymilnym tonem, bryzgając na granatowy dywan kawałkiem śliny. W dłoniach trzymał drewnianą, ozdobioną rzeźbami aniołków skrzynię. — Oto poduszka z piórami złotej gęsi. Gdy tylko królewna położy na niej swą delikatną główkę, odpłynie w piękny sen.
Skoro temu głupcowi chciało się uganiać za złotą gęsią, proszę bardzo. Ja mogę dać piękny sen za pomocą kilku obrotów w kotle. Helena uśmiechnęła się jednak uprzejmie i zapewniła, że królewna bardzo się ucieszy.
Drewnianą skrzynię postawiono obok tronu, lord Frallon ociężale ruszył do wyjścia, a drzwi sali tronowej wreszcie się zamknęły, jako ostatniego gościa wpuszczając ciszę. Królowa westchnęła głęboko i dotknęła swojego czoła. Wydawało jej się, że pod skórą pulsuje ogień.
— Jesteś zmęczona, pani? — zapytał sir Kadan, jej dowódca straży, o twardej, godnej zaufania twarzy.
W pewnym sensie tak. Nie sądziła, że pozyskiwanie najcenniejszego serca do jej kolekcji, tak wiele sił będzie ją kosztować. Już samo zmierzenie się z oskarżycielskim spojrzeniem Śnieżki i jej gotowym zabić sztyletem było uciążliwe, a teraz jeszcze to ciągle pilnowanie, by plan był zapięty na ostatni guzik, a wszystkie sekrety bezpiecznie… Helena miała dość udawania i zakładania masek we własnym zamku. Przecież lustro wiedziało, jaka była — widziało jej prawdziwe jestestwo. Jeśli jednak się ujawnię, ludzie zwrócą się przeciwko mnie.  
Znała ten smak strachu pełznący po karku jak obślizgły robak. Towarzyszyło jej, ilekroć spoglądała w oczy matki i zastanawiała się, czy mogłaby jej wyznać prawdę o lustrach i sercach. Potrzebowała komuś o tym powiedzieć, jednakże obawiała się niechęci i zawodu na twarzy Królowej Kier, tego, że kobieta uzna ją za złą i każe skrócić o głowę.
Dowiedziała się dopiero wtedy, gdy po nią przyszłam.
To było niedługo po bolesnej zdradzie Forwina. Zawód miłosny utwardził strukturę Heleny i popchnął ją w stronę szeptów luster. Królowa Kier dalej leżała w swoim łożu z niezidentyfikowaną chorobą trawiącą jej umysł i wiecznym narzekaniem na ustach. Grzeczna córka przyszła ją odwiedzić — przytuliła i pogłaskała po włosach. Kobieta poruszyła się w tym uścisku, może wreszcie poczuła, że powinna dać latorośli więcej ciepła? Helena jednak nie chciała już pocałunków czy bajek na dobranoc. Pragnęła tego bijącego jak dzwon serca Kier. Pierwsza zdobycz jest najsłodsza.
Królowa przegoniła z umysłu cienie wspomnień, powoli podnosząc się z tronu. Dzisiejszy dzień niepokojąco obdzierał ją z sił. Sir Kadan posłużył jej silnym ramieniem.
— Wybacz śmiałość, Wasza Miłość, ale może powinnaś rzadziej odwiedzać swoją pasierbicę? — odezwał się. — Może choroba przeszła z niej na Waszą Wysokość?
Kadan był szczerym i oddanym rycerzem, a przy tym zaślepiony swoją służbą.  
— Tak, to możliwe… — pochwyciła z udawanym żalem Helena. — Za często tam bywałam, a choroba jeszcze nie opuściła tej komnaty…
Zaraz jednak kobieta przestała być tak zadowolona z tej wymówki, bowiem własnoręcznie rozpuściła plotkę, jakoby dzielny Raul trwał przy łożu swej królewny dzień i noc. Skoro zaś istniało ryzyko zarażenia, będzie musiał się ewakuować i przy tym pokazać na oczy ludziom… Albo stanie się jeszcze bardziej odważny, zostając ze Śnieżką na dobre i na złe — warknęła w myślach, zirytowana, że znów musi wkładać nowy element do układanki, by potrzymać pozory. Cała ta historia była oczywiście tylko bajeczką. Tak naprawdę Raul siedział w lochach i czekał na rolę, jaką mu przygotowała.
Królowa nie chowała urazy do młodzieńca z Bukowego Dworu, w pewnym sensie nawet jej imponował, ale potrzebowała kogoś, na kogo można potem zrzucić winę za morderstwo królewny.
A skoro Raul przesiaduje tam podejrzanie dużo czasu, równie dobrze może knuć coś niegodziwego, prawda?


Gdy wiedźma dotarła do swojej tajemnej komnaty, nie mogła już powstrzymać dyszenia. Cieszę pomieszczenia mącił jej gorączkowy oddech. Największy ból płynął z ręki.
Królowa spojrzała na migoczącą w blasku świec ranę na wierzchu dłoni — nie była zbyt głęboka, a krew na niej już zakrzepła, ale to właśnie ona zdawała się być rozżarzonym metalem. Kobieta niejasno przypomniała sobie, że zadał ją ten malutki sztylet Śnieżki. Sądziłam, że to tylko draśnięcie, muśnięcie gniewu dziecka.
Zdenerwowana kobieta zaczęła przetrząsać półki ze szklanymi, lśniącymi zachęcająco fiolkami, a także rozwijać pokryte kurzem rolki pergaminów, na których ręka jej matki spisała zaklęcia. W końcu Helena znalazła kilka sposobów na uśmierzenie zakażonej rany.
Bulgoczące w słojach serca z ciekawością obserwowały wijącą się pomiędzy półkami czarownicę — jej drżące dłonie, rude włosy podnoszące się jak fala ognia i szepczące gorączkowo usta. Cień kobiety tańczył na ścianie jak ciemne odbicie szaleństwa.
Fiolka za fiolką, receptura za recepturą, łyk wywaru za łykiem, ale ból nie ustawał. Wyglądało na to, że metody Czerwonych Krain nie powstrzymują jadu Zielonych.
— Co to za trucizna? — sapała zmęczona Helena, zaciskając palce na kancie stołu. Ledwo trzymała się na nogach. — Przeklęta ziemia! Coś ty mi zrobiła, córeczko?!
Zerknęła na ranę — ciemnoczerwona skorupa pękła i jęzorki krwi wypływały na nowo, liżąc skórę pomiędzy palcami. Co dziwne, miały świetlisty połysk. To zapewne jakaś magia, ale jaka?!
— Co mam robić?! — Królowa dopadła do swojego niewyraźnego odbicia w metalowej fakturze kociołka. — Powiedz mi, ty zawsze wiesz!
Bliźniacza siostra chwilę spoglądała na nią z nieodgadnionym uśmiechem. Zawsze tajemnicza i szydercza. Potem jej usta poruszyły się, tkając litery imienia. Śnieżka. Helena westchnęła, ni to z udręki, ni to z ulgi. Czy mogła liczyć, że królewna będzie znała antidotum? Na pewno chciałaby ujrzeć teraz swoją pasierbicę, tę słodką, bladą jak róża twarzyczkę, usłyszeć jej delikatne serce…
Kobieta chciała się poruszyć, ale ze strachem zdała sobie sprawę, że o własnych siłach nie da rady przejść kilku kroków.
— Forwin! — wrzasnęła rozpaczliwie w ciemność. Ironia losu chciała, by w tych chwilach pozostał jej jedynie on. 





Obiecuję, że wszystkie zaległości nadrobię po Nowym Roku. Żałuję, że nie zdążyłam nic dodać na Święta, a teraz kończę rozdział mało optymistycznie, ale... kochani czytelnicy, niech sylwestrowa noc będzie dla was pełna magii, a nadchodzący rok dobry i obfity w wenę. Dziękuję, że jesteście ze mną już tak długo! ^^ Sama nie mogę uwierzyć, że powyższa historia narodziła się w mojej głowie dokładnie dwa lata temu...

14 komentarzy:

  1. Niezastąpiona Marzycielko!
    Tym tym razem jak widzę przybywam z opinią jako pierwsza. Na wstępie życzę Ci dalszej weny na Nowy Rok 2016. To już ostatnia okazja, by zajrzeć tutaj. Jutro wszystko zacznie się od nowa. Ojej, to już jedynie cztery rozdziały do końca? Czy późnej będzie kolejna baśń.Aha, mam dla Ciebie wiadomość, zanim ocenię samą treść. Szykuję małe opowiadanie o Jane Eyre na blogu o DALSZYCH LOSACH BOHATERÓW KSIĄŻEK. Dopiero potem dokończę cykl dotyczący brazylijskiego Małego Księcia. No, a teraz do rzeczy! Hmm, w zasadzie nie czuje się niczym specjalnie zaskoczona. Raul został uwięziony, nie wiadomo, co ze Śnieżką i na dokładkę dzielna Słoneczko. Cudownie, wprost genialnie. Opisy odczuć wiedźmy bardzo autentyczne. Czyżby zwiastowało to początek końca jej życia? Nadal nie potrafię jej współczuć, choć po wspomnieniach z dzieciństwa czuję nieco mniej niechęci. W tym przypadku powiedzenie Jaka matka taka córka pasuje idealnie. Chyba zmieniłaś treść, bo w poprzedniej zapowiedzi był fragment z Forwinem, a teraz widać, iż on się, dopiero pojawi. Czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo, Tobie również życzę weny i wszystkiego, co pomyślne :)
      Nie jestem jeszcze pewna, co będzie dalej po Śnieżce. Mam na dysku zapisanych kilka baśniowych historii, ale nie wiem, czy są gotowe, by ujrzeć światło dzienne i czy znajdą się ludzie chętni przeczytać coś nowego. Dochodzi do tego jeszcze moja tegoroczna matura... Możliwe, że zniknę na jakiś czas, ale jeśli tylko ktoś będzie zainteresowany, wrócę ^^
      Ooo, to ciekawa wiadomość ;)
      Miło mi, że tak uważnie śledzisz zapowiedzi. Tak, ucięłam ten fragment z Forwinem, bo rozdziałby byłby już nieco przydługawy. W następnym dowiecie się o losach królowej i poznacie wydarzenia z punktu widzenia Gburka :)
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. Świetne opowiadanie! Chłonęłam każde słowo (i to dosłownie! :) ), bardzo lekki masz styl pisania, a co podziwiam, bo sama niestety tego daru nie posiadam. Dodaję do obserwowanych i czekam na kolejne rozdziały :) pozdrawiam!
    www.misty-symphony.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. To może dziwnie zabrzmi, ale rozumiem Nyn: jej frustrację z powodu niemożności powiedzenia wszystkiego ojcu. Z pewnością jest to jedna z trudniejszych sytuacji w życiu. I wyobrazić sobie nie mogę, jak musiała się czuć, kiedy nikt w zamku nie zauważył dziwnego zachowania Heleny, zniknięcia Śnieżki i Raula. No doprawdy, nieciekawie.

    Widzę, że jednak Helena dostanie za swoje :D

    Wszystkiego dobrego w Nowym Roku! :)
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że to rozumiesz. Nyn znalazła się w ciężkim położeniu i musiała zaufać swojemu instynktowi.
      Dziękuję i pozdrawiam <3

      Usuń
  4. Witaj! :)
    Jestem w stanie zrozumieć frustrację Raula z powodu uwięzienia go w celi – czuje się on bezsilny, a patrząc na jego charakter, to faktycznie musi być mu ciężko. Przecież jest on dumnym, trochę zbyt porywczym młodym mężczyzną, śniącym o chwale i możliwości uratowania damy w opresji. Na pewno bardzo chciałby przysłużyć się i samodzielnie pokonać Złą Królową, a zamiast tego tkwi w lochach, a za strażnika ma głuchego, co stanowi jeszcze większą obrazę jego dumy. Dodatkowo nie wie co go czeka (prócz tego, że Helena nie pragnie jego śmierci), nie wie też co z Lawinem. Bezsilność to okropne uczucie.
    Podobało mi się spotkanie Nyn z młodym więźniem. Nić zaufania i przyjaźni, która się między nimi zawiązała, była bardzo ciekawa. Niby Słoneczko tylko udawała, że Raul jest jej ukochanym, ale myślę, że to kłamstwo w innych okolicznościach, w innym, mniej skomplikowanym czasie, mogłoby przerodzić się w prawdziwe uczucie. Mam nadzieję, że uda im się jeszcze spotkać, bo te kilka zamienionych zdań wyraźnie podbudowało ich obojga.
    Widzę, że Królowa zaczyna coraz bardziej tracić siły... To dobrze, ale z drugiej strony żal mi jej, bo ją polubiłam. Podobała mi się końcowa scena, że paradoksalnie, pomimo tego, że była wielką Królową, że tak wiele osiągnęła, tak naprawdę potrzebowała nikogo innego, jak Forwina...
    Wydaje się, że historia powoli zmierza ku końcowi, ale wiem, że pewnie jeszcze nie jedna przeszkoda czeka na bohaterów. Mam też nadzieję, że za niedługo pojawi się Gburek!
    Pozdrawiam i w Nowym Roku też Ci życzę mnóstwa weny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, Raul jest teraz jak spętany lew, który cierpi katusze, bo nie może zrobić niczego, by pomóc Śnieżce.
      Też lubię tę scenę Raula i Nyn. Obydwoje są podenerwowani i zmartwieni sytuacją Snieżki, a świadomość, że nie są w tym sami, podnosi ich na duchu.
      I fajnie, że zauważyłaś ten nieco smutny paradoks. W tych decydujących chwilach królowa ma u swojego boku tylko zniewolonego sługę, którego poprzysięgła nienawidzić ^^
      Gburek się pojawi i mam nadzieję, że czytanie z jego perspektywy będzie dla was ciekawe :)
      Dziękuję za cały komentarz <3

      Usuń
  5. Dość ciekawa ta sprawa z trucizną. Widać Słoneczko pomyślało o tym, że do walki z Czarownicą trzeba się porządnie przygotować... Przez co Królowa zaczyna słabnąć przez to draśnięcie... Czyżby umierała?
    Słoneczko sprytnie weszła do tych lochów, żeby mogła zobaczyć Raula - po tym rozdziale przekonałam się, jak mądra z niej dziewczyna... :)
    Coś czuję, że zmierzamy ku końcowi. :)

    Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkiego dobrego w Nowym Roku :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za opinię i życzenia! ^^
      Tak, już niewiele dzieli nas do końca. Cieszę się, że uda mi się zamknąć kolejną historię ;)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Nie przypuszczałam, że Słoneczko nasączyła sztylet trucizną. Widać, że dobrze przygotowała się do starcia z królową. Zarazem też dobrze się złożyło, że królowa została draśnięta, bo w innym wypadku cała praca Nyn poszłaby na marne. Właśnie ten ostatni fragment podobał mi się najbardziej, gdy potężna królowa nie potrafi poradzić sobie z tą trucizną i coraz bardziej słabnie, aż nie jest w stanie nic zrobić samodzielnie. Z jednej strony dobrze, że ma przy sobie Forwina, bo sama pewnie powoli umierałaby w tamtej komnacie, z drugiej jednak strony wolałaby pewnie polegać na każdej innej osobie, niż mężczyźnie, który już raz boleśnie ją skrzywdził.
    Zastanawiam się, co się teraz stanie z Heleną. Czy znajdzie sposób, by pozbyć się trucizny z organizmu lub spowolnić jej działanie? A może nie ma już dla niej nadziei i pozostanie jedynie powolne (lub szybkie?) umieranie? Liczę, że ta sprawa wyjaśni się w kolejnym rozdziale.
    Swoją drogą, zastanawiam się, czy Słoneczko postanowi dalej działać. Już wykazała się wielkim sprytem i odwagą, rozmawiając z Raulem, więc nic nie stoi jej na przeszkodzie, by dalej próbować skontaktować się ze Śnieżką i sprawdzić, czy i u mniej wszystko mniej więcej jest w porządku.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie ^^
      Mnie też się podoba ironia tego fragmentu. Chciałam pokazać, że nikt nie jest niezwyciężony, a czasem coś, co zapowiada się niewinnie... może mieć wielki koniec.
      Słoneczko z pewnością nie będzie siedziała bezczynnie.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Wszelkiego rodzaje baśnie i bajki już od najmłodszych lat zajmują szczególne miejsce w moim sercu i chociaż już dawno z nich wyrosłam, wciąż powracam do nich w trudnych chwilach, wspominając beztroskie dzieciństwo, więc nawet sobie nie wyobrażasz jaki uśmiech zagościł na mojej twarzy, gdy natknęłam się przypadkowo na to opowiadanie. Jak narazie zdołałam przeczytać tylko jeden rozdział, ale myślę, że na dniach nadrobię zaleglości i pozostawię komentarze pod poprzednimi odcinkami, ponieważ niezwykle podoba mi się sposób w jaki przedstawiasz historię Śnieżki oraz samą jej postać, do której nigdy nie pałałam sympatią. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam serdecznie,
    Hazel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, bardzo się cieszę, że tu trafiłaś i że podoba Ci się to, co robię! :)
      W moim sercu bajki również zajmują ważne miejsce i uwielbiam o nich pisać. A za oryginalną Śnieżką też nie przepadałam :P
      Życzę miłej lektury i pozdrawiam :)

      Usuń

Obserwatorzy